To był pierwszy
raz, kiedy nie obudził mnie budzik. Wczorajsza noc była wykańczająca i z tego
wszystkiego zapomniałem go nastawić. Na to wspomnienie przewróciłem wzrok z
sufitu na pustą poduszkę, gdzie powinno znajdować się zgrabne, nagie ciałko
Haruno. Jedynie pogniecione prześcieradło zdradzało, że minionej nocy ta
kobieta była tutaj ze mną.
Zrezygnowany uniosłem
się do pozycji siedzącej, dłońmi przecierając zaspaną twarz. Sakura nigdy nie
potrafiła zbyt długo usiedzieć w miejscu. Założyłem na bokserki eleganckie,
grafitowe spodnie, a następnie zarzuciłem na ramiona jasną koszulę.
W powietrzu
unosił się duszący zapach papierosów. Odór wczorajszej imprezy utwierdził mnie
w przekonaniu, że Itachi wrócił do domu. Do tego cudowną ciszę przerwała awantura
dochodząca z okolic salonu.
- Powiedziałam,
żebyś wyrzucił tego papierosa! – Głośno krzyczała zwracając na siebie uwagę.
- Są rzeczy
silniejsze od naszej woli kochanie – odpowiedział jej męski głos. Odwróciłem
wzrok w stronę otwartego tarasu.
- Zaraz pokażę
ci, co jest silniejsze! – Wygrażała się, zaciskając swoją małą piąstkę w stronę
mojego brata. Wyglądali komicznie, zważając na to, że Sakura była od niego o
ponad głowę niższa. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Wprowadzała w tym
domu dziwne ciepło, które nawet mi się podobało. Choć na swój sposób była
naprawdę irytującą kobietą.
- Nie można się
przy was wyspać – burknąłem, postanawiając wejść w tę bezsensowną dyskusję.
Dobrze znałem Itachiego i wiedziałem, że nie ma rzeczy, która zmusiłaby go do
rzucenia palenia. Haruno tylko zgromiła mnie wzrokiem i odwróciła się na pięcie
przechodząc kawałek dalej. Przyglądałem się jej dziwnym poczynaniom i
ogarniającym jej nagie ramiona dreszczom. Miała na sobie tylko luźne spodenki,
które musiała wyjąć rano z mojej szafy i koszulkę na ramiączkach.
Dopiero teraz
zauważyłem, że w jednej ręce trzymała odłamany kawałek kiełbasy.
- Chodź tutaj –
szepnęła cichym, ciepłym głosem. Był dość przesłodzony jak na jej naturalny
ton. – Nie bój się, chodź. – Powtórzyła, a zza rogu budynku ukazał się mały,
czarny kot. Nie był za wielki, a brud na futrze sprawiał wrażenie, że nie
należał do nikogo.
- Co ty robisz?
– Spojrzałem przez ramię i nie podobało mi się, że karmi tego kota MOJĄ
kiełbasą.
- Nie widzisz?
Jest głodny – odpowiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- To chyba nie
jest twoje zmartwienie? Nie karm go, bo będzie tu przychodził. – Niezadowolony
zganiłem jej zachowanie.
Połamała
jedzenie na mniejsze kawałki, pozostawiając z nimi kota. Spokojnie wstała,
wypuszczając z płuc powietrze.
- Sasuke. Sasuke
– wymamrotała, wbijając we mnie swoje szmaragdowe tęczówki. – Powinieneś
nauczyć się odrobiny empatii. – Mówiąc to, dłońmi sunęła po moim karku
poprawiając kołnierz koszuli. – A ten
kotek jest śliczny. – Dopięła górny guzik. Zaprzeczając, pokiwałem głową z
niedowierzaniem. Co to, to nie. Nie miałem zamiaru wpuszczać do domu żadnych
zwierząt.
Nim zdążyłem się
zorientować wyminęła mnie i skocznym krokiem przedostała w głąb mieszkania.
Trzymał się jej dziś niespodziewanie dobry humor. Uśmiechnąłem się niezauważalnie.
Fascynująca.
- Musimy już
wychodzić? – Naburmuszyła policzki i rzuciła się na kanapę w salonie.
- Koszmarnie
boli mnie głowa – skarżył się Itachi, masując obolałe skronie. Wczoraj musiał
nieźle przeholować z alkoholem.
- Ja muszę –
odpowiedziałem, rozglądając się za marynarką. Na dworze robiło się coraz
chłodniej. Pogoda zmieniała się diametralnie. Nim się spostrzeżemy spadnie
śnieg, a potem znów nadejdą ciepłe dni. Kolejny rok, kolejne zobowiązania i
plany. A z każdym coraz starszy. Spojrzałem na Sakurę, która na złość mojemu
bratu, prawdopodobnie za papierosy, włączyła telewizor, regulując
nieodpowiednią w tym momencie głośność.
Wyglądała tak
niewinnie i przez moment poczułem, jak coś w głębi pcha mnie do niej z całej
siły. Zapragnąłem tylko na nią patrzeć, budzić się obok i słuchać jej głosu z
rana. Czy to wszystko, czego chciałem już od życia? Stała się moją obsesją.
Fascynacją. Pasją, która przepełniała mój umysł.
- Jesteś okrutna
Sakura - oburzył się Itachi, a następnie uśmiechnął się szeroko, jak to miał w
zwyczaju. Nigdy nie widziałem, by kiedykolwiek był na kogoś zły.
- Ja też
powinnam. – Szybko podniosła się z miejsca, a następnie zachwiała niepewnie.
Jej żywe tęczówki zaszły mgłą. Ukazywały pustkę, a ciało jakby straciło
podparcie. Nie wiem kiedy znalazłem się przy niej, dłonią przyciągając jej
biodro bliżej siebie.
- Hej, mała!
Wszystko dobrze? – Nie wyglądała najlepiej. W jednej chwili uszło z niej całe
życie, a ten widok niebezpiecznie ściskał moje serce. Nie chciałem jej takiej
widzieć. Słabej i bezbronnej.
- Przepraszam –
wyszeptała, kładąc dłoń na moim torsie. – To było tylko chwilowe zasłabnięcie.
Miałam ostatnio sporo pracy i dużo nieprzespanych nocy. – Tłumaczyła się,
próbując oczarować mnie swoim wymuszonym uśmiechem. Odsunęła się ode mnie na
niewielką odległość, rozprostowując ramiona. Nie spuszczałem z niej wzroku.
Wciąż analizowałem jej stan. Ostatniej nocy z mojej winy poszła późno spać,
dlatego przymknąłem powieki, udając, że choć trochę przyjąłem jej zmyśloną wersję.
- Zostaniesz
dziś u mnie. Nie pójdziesz w takim stanie do pracy. Zadzwonię do Saia. – Nie
pozostawiłem jej wyboru. Dobrze wiedziałem, że wdawanie się w dyskusję z tą
kobietą nie ma najmniejszego sensu. Była uparta, ale jeszcze nie wiedziała, jak
ja potrafię postawić na swoim.
- Nie możesz! –
Powróciły jej wszelkie siły. Wytknęła mnie palcem, piorunując spojrzeniem.
- Nie mogę?
Zobaczymy. – Uśmiechnąłem się kpiąco, co działało na nią jak wyzwanie.
Uwielbiałem to. Zwinąłem jej telefon ze stolika, nim zdążyła zorientować się,
co jest na rzeczy. W tej jednej sekundzie przegrała nasze małe starcie.
- Oddawaj! –
Podburzona uniosła się na palcach, by ręką sięgnąć komórki. Nie miała szans.
Brakowało jej dobre paręnaście centymetrów.
- Uspokój się
krasnoludku. – Wolną ręką pogłaskałem ją po włosach, co jeszcze mocniej ją
zirytowało.
- Pieprzony
Uchiha! – Założyła ręce pod piersi, wsłuchując się w dźwięk nadchodzącego
sygnału w telefonie.
- Hej! Ja też tu
jestem! – upomniał się Itachi, wciąż martwo leżąc na kanapie. Uniósł tylko
wyżej dłoń, która ponownie bezwładnie opadła na ziemię.
- Słucham? – W
komórce rozbrzmiał głos mojego przyjaciela. Jak zabawnie było obserwować
zmieniającą się minę Sakury, gdy załatwiałem jej wolne. Zaczynając na irytacji,
przez żal i niepohamowaną złość.
- Jesteś
niemożliwy. – Naburmuszyła policzki, gdy po skończonej rozmowie oddałem jej
telefon.
<<>>
Z nudów czułam, jak skręca mnie w żołądku. Itachi po
czwartej herbacie poczuł się już dużo lepiej, co mogłam powiedzieć również o
sobie. Wszelkie nudności całkowicie zniknęły i czułam, jakbym odżyła. Czytał
gazetę, raz po raz robiąc kolejny łyk gorącego napoju.
- Na długo zostajesz?
– Próbowałam zwrócić jakoś jego uwagę, gdy układanie piramidy z cukru zaczynało
powoli mnie nużyć.
- Myślę, że wyjadę w przeciągu kilku dni. Powoli kończy
mi się urlop – odpowiedział, wyłaniając wzrok zza czasopisma.
- Ah – westchnęłam pod nosem, gdy cukier zaczął osuwać
się ze skarpy i burzyć całą konstrukcję.
- Musisz się potwornie ze mną nudzić. – Zaśmiał się, a ja
jakby wyrwana z zamyśleń odwróciłam na niego wzrok. Przez moment kompletnie się
wyłączyłam. Nie wiem nawet, czy coś więcej do mnie powiedział. To było
niegrzeczne z mojej strony.
- Przepraszam Itachi. Jestem jakaś rozkojarzona. –
Skruszona starałam się usprawiedliwić swoje niestosowne zachowanie.
Nie mówił nic. Wpatrywał się we mnie przenikliwie, niby
nic nadzwyczajnego, a jednak miałam wrażenie, jakby właśnie próbował przedrzeć
przez zabezpieczenia moich myśli. Niezręcznie przerzuciłam nogę na nogę,
starając się wytrzymać atak. Niestety, Uchiha chyba mają w genach swoją
wzrokową nachalność. Zupełnie jak Sasori, gdy przynosi mi kolejny stos
dokumentów i świeżych plotek. Sasori!
Zeskoczyłam z zajmowanego miejsca jak oparzona, co
musiało odrobinę zdezorientować mojego kompana w tej jakże wciągającej
dyskusji. Siedzę sobie spokojnie w domu, gdy Pan Yoshida czeka na oddanie
projektu. Nie powinnam z tym zwlekać. Właściwie mogłabym poprosić Sasuke, aby
przyniósł mi potrzebne materiały. Myśl o czekaniu w domu na ukochanego, aż
wróci z pracy i przyniesie ze sobą utęsknione ciepło, była niezmiernie
satysfakcjonująca. Jednak praca miała być dla mnie priorytetem w nowym życiu,
dlatego choć niechętnie, zdecydowałam się podejść do biura i dokończyć projekt.
- Muszę odebrać dokumenty z pracy. – Nie przyjmując do
wiadomości innej opcji, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu swojej torebki.
Byłam przekonana, że kładłam ją w okolicy komody.
- Zadzwoń do Sasuke, przyniesie ci. – Jego wzrok był
naprawdę momentami przytłaczający.
- Nie chcę go kłopotać. Zresztą myślę, że spacer dobrze
mi zrobi. – Posłałam w jego kierunku serdeczny uśmiech w nadziei, że odpuści
dalszych pytań.
- Wracaj szybko. Będzie mi brakowało towarzystwa w tym
domu. – Odwzajemnił mój gest, całkowicie mnie rozumiejąc.
Nie czekając zbyt
długo ubrałam buty opuszczając mieszkanie. Rozejrzałam się dokładnie po
okolicy, jakby w nadziei, że nie zostanę przyłapana na popełnianym grzeszku.
Jak mała dziewczynka wykradająca się z domu.
Opuszczając już bogatszą część miasta, poczułam dziwną
ulgę. Przepych nie do końca mi odpowiadał. Choć Sasuke nie miał obitej atłasem
kanapy, a zastawy szczerozłotej, to jednak ludzie mieszkający w tej okolicy nie
dostrzegali rzeczy ważniejszych od pieniędzy. To było przykre. Wyminęłam
wszystkie ogródki projektowane na zamówienia i kryształowe żyrandole w oknach,
które tak naprawdę nie były nawet praktyczne. Przez to wszystko przypomniało mi
się życie, o którym tak bardzo chciałabym zapomnieć. A te koszmary przylgnęły
za mną nawet do Tokio.
Rozmyślałam maszerując drogą, praktycznie znaną mi już na
pamięć. Dlatego zamiast patrzeć przed siebie, skupiłam się na swoich
przechodzonych już trampkach. Czy kiedykolwiek ktoś zastanawiał się, dlaczego
los tak bardzo uwielbia się nami bawić? Jeśli przeznaczenie naprawdę istnieje,
to ma cholernie popieprzone poczucie humoru. Przekonałam się o tym, gdy w
jednej chwili wpadłam na mężczyznę, który z nikąd pojawił się przede mną.
Uniosłam głowę do góry,
a osoba, którą zobaczyłam wprawiła mnie w niemałe zdziwienie.
- Kiba – burknęłam, odsuwając od siebie jego ramiona.
Owszem, uratował mnie przed upadkiem, jednak to on stał się jego przyczyną.
- Jak zwykle z głową w chmurach. – Wyszczerzył się
triumfalnie, a ja czułam jak zaczynam się gotować.
- Niech żyje zgrabność – odpowiedziałam, starając się
puścić jego uwagę mimo uszu.
- Wciąż jesteś zła, że przyjechałem po ciebie? Przecież
wiesz, że ja cię potrzebuję. – Znów zaczął wyssaną z palca historię o tym, jak
bardzo mu na mnie zaczęło zależeć. Nagle stałam się ważniejsza. Nie chce znów
dać się nabrać. – Kupiłem ci kwiaty. To nic nie znaczy?
- Kiba, przestań – przerwałam mu, nie mogąc słuchać tych
głupot. – Nie sądzisz, że to odrobinę za późno?
- Daj nam jeszcze szansę. – Jego głos znacznie
złagodniał, a wyraz twarzy okazywał tak dobrze wypracowaną skruchę. Niestety,
znałam już reguły gry. – Może gdzieś
pójdziemy na spokojnie pogadać?
Biłam się z myślami. Nie miałam najmniejszej ochoty na
rozmowę z nim. Nie chciałam patrzeć w jego oczy i przypominać sobie wszystkich
wspólnych chwil. Oczywiście ostatnio bardzo dobrze przekonałam się o tym, że
tego, co chcę nie dostaję na srebrnej tacy.
- W porządku. Jedna, krótka rozmowa i tyle. Odrobinę się
śpieszę. – Postanowiłam raz na zawsze wytłumaczyć temu palantowi, że postawiłam
grubą kreskę między Sakura, a Kiba.
<<>>
Wysłów się kobieto. Setny raz mieszałam łyżeczkę w
herbacie, słuchając „przejmujących” historii Inuzuki, który perswadował mi, jak
bardzo bolesne było życie beze mnie. Nie potrafiłam mu przerwać. Nie potrafiłam
powiedzieć wprost swoich myśli. Może bałam się go urazić. Czułam się z tym źle,
że muszę przekreślić jego wszelkie nadzieje. Odrzucenie jest bolesne. Choć nie
zawsze było między nami wspaniale i kolorowo, ja naprawdę go kochałam. Tego nie
można wymazać gumką. To pewna część mojego życia, która pozostawiła na sercu
głęboki ślad. Ale do jasnej cholery, jak długo mam przechodzić tą drogę?
Zaczynałam dostrzegać światełko i z całych sił pragnę je pochwycić. Choćby za
cenę tego nieprzyjemnego bólu. Oby był chwilowy.
- Kiba! – Postanowiłam w końcu wkroczył z własnym
zdaniem. – Nie udało nam się stworzyć wspólnej przyszłości. Nie potrafiliśmy ze
sobą rozmawiać. Masz od życia zupełnie inne oczekiwania niż ja.
- Sakura… To jeszcze można… - Znów próbował zabrać głos,
gdy podniosłam dłoń w geście uciszenia go. Teraz była moja chwila, on przegadał
już cały nasz czas, który i tak był mocno ograniczony.
- Nie Kiba. Nie można. Już nie. Powiedziałam ci, że nie
chcę żyć w cieniu i udawać, że niczego nie widzę. Nie zamierzam podcinać ci
skrzydeł, dlatego postanowiłam odejść. Nie ma szans, byśmy znów się zeszli. A
jedyne o co proszę cię w tym momencie, to abyś pozwolił mi żyć własnym życiem.
– Wypuściłam ciężko powietrze, a wraz z nim poczułam ogromną ulgę i ukojenie po
zalęgającej goryczy, która męczyła moje serce.
Między nami zapanowała cisza. Choć wydawała się potwornie
niezręczna i przytłaczająca, ja w pewnym sensie odgrodziłam się od emocji, które
jeszcze przed chwilą mną targały. Lekko roztrzęsioną dłonią wysunęłam telefon z
torebki przewieszonej przez krzesło, by sprawdzić czy aby na pewno mam jeszcze
trochę czasu w zapasie.
- Pójdę do toalety i będę musiała się zbierać. – Nie
otrzymując żadnej odpowiedzi, odsunęłam z lekkim piskiem krzesło, by wydostać
się z tej przytłumionej atmosfery.
Może i przeznaczenie decyduje o tym, kto pojawia się w
naszym życiu, ale to ja zdecyduję, kogo w nim zostawię.
<<>>
Jeszcze nigdy tak bardzo nie dłużył mi się czas pracy.
Nerwowo spoglądałem na pozostałe rachunki, które niestety musiałem dziś
załatwić. Najchętniej odłożyłbym to wszystko na jutro, by tylko wrócić jak
najszybciej do domu. To było dziwne uczucie. Zazwyczaj zostawałem w biurze do
późna, przesypiając w nim większość nocy, bądź błądząc po hotelach. Może w ten
sposób chciałem zapomnieć o samotności, która przepełniała moje cztery ściany.
Za każdym razem, gdy włóczyłem się po mieszkaniu bez celu ogarniała mnie
frustracja. Nigdy do siebie nie sprowadziłem żadnej osoby, dlatego byłem
zaskoczony jak łatwo przyszło mi wprowadzić do niego tę kobietę. Stała się
częścią mojego życia, a mi to pasowało.
Nareszcie mogłem zatrzasnąć laptopa i pozamykać drzwi
biura.
- Kończysz? – Usłyszałem głos Karin, która sądząc po jej
zachowaniu też opuszczała pracę.
- Tak. Wracam do domu. – Nie wiedziałem nawet, że ta
myśl, może być tak bardzo przyjemna. Uniosłem delikatnie kącik ust, na myśl o
seksownej Haruno czekając na mnie na kanapie. Mam nadzieję, że braciszek
pozbierał swoje zwłoki do pokoju i nie będzie nam przeszkadzał. W innym przypadku
będę musiał wyrzucić go na wycieraczkę.
- To u ciebie niecodzienne. Czyżby coś miłego cię tam
ciągnęło? – Położyła dłoń na moim torsie, gładząc ciemną marynarkę.
- Może – odpowiedziałem wymijająco. Nie musiała znać
szczegółów.
- Wciąż jesteś taki tajemniczy. Skryty. Ciężko cię
rozgryźć skarbie. Ale zawsze taki byłeś. – Skrzywiłem się na jej określenie, w
ciszy kierując się w stronę windy. Ruszyła tuż za mną dokładnie mi się
przyglądając. – Jednak tego nie ukryjesz. – Zachichotała pod nosem.
- Nie wiem, o czym mówisz Karin. – Zmarszczyłem brwi,
zaciskając mocniej dłoń na pasku od torby.
- Nie wiesz? – Przysunęła się bliżej mnie, drażniąc
oddechem szyję. Przygryzła małżowinę uszną, powtarzając szeptem pytanie.
- Powinnaś uważać na słowa. – Odtrąciłem jej dłoń na
swoim ramieniu, odsuwając się w stronę przeciwnej ściany windy.
- Więc ty naprawdę o tym myślisz! – Klasnęła w dłonie,
widocznie bardziej rozbawiona.
- Jesteś
nienormalna – skwitowałem, przecząco kręcąc głową.
Przeszedłem kawałek miasta, słuchając męczących podejrzeń
Karin. Błagałem, by tylko skręciła w kolejną alejkę.
- Nie sądziłam, że stracisz głowę dla tak bezbarwnej
dziewczyny. Możesz mieć każdą. – Spojrzałem na nią lekko rozdrażniony. Jej
policzki stały się bardziej zarumienione niż poprzednio. Prawdopodobnie
dlatego, że na dworze robiło się coraz chłodniej.
- Ma w sobie więcej, niż możesz sobie wyobrazić –
odpowiedziałem, myślami błądząc po niepohamowanym charakterku Haruno.
- Na pewno. Czy to nie ona właśnie siedzi w tej kawiarni
w towarzystwie jakiegoś przystojniaka? Zdają się świetnie bawić bez ciebie. –
Wyszczerzyła się wzrokiem wskazując na pobliskie stoliki.
Zdezorientowany spojrzałem w tym samym kierunku. W tej
jednej chwili poczułem narastającą wściekłość. Ten frajer trzymał ją za rękę, a
ja nie potrafiłem wyczytać nic z mimiki jej twarzy. Siedziała poruszona,
wpatrzona w niego jak w obrazek. Zacisnąłem pięści, ruszając w stronę
przyłapanej pary. Jak najszybciej chciałem przywalić mu w tę jego parszywą gębę
i zabrać swoją własność. W tym momencie nie liczyła się delikatność czy
uczucia. Miałem problem z kontrolowaniem agresji i teraz wcale nie chciałem jej
hamować.
Jak poparzony ruszyłem w ich kierunku, gdy jedynie
delikatna kobieca dłoń zatrzymała mnie przed kolejnym krokiem.
- Co zamierzasz zrobić? Nie możesz tam wpaść i wszystkich
pozabijać. Odbiło ci? – Jej wyraz twarzy znacznie się zmienił. Spoważniała.
Jakby całkowicie kalkulowała przebieg całej sytuacji. Znała mnie doskonale. Ona
była w stanie odczytać moje emocje, które teraz z ogromnym impetem wrzały by
tylko wydostać się na zewnątrz.
- Pewnie. Rozwalę go na miejscu. – Wyrwałem się z jej
niezbyt mocnego uścisku, chcąc jak najszybciej zakończyć ich spotkanie.
Musiałem sobie z nią lepiej porozmawiać.
- Cześć! Sasuke! – Zatrzymałem się, pod naporem ramienia
przyjaciela. Przyciągnął mnie do siebie, zaciskając mocniej uścisk. Zablokował
moje ruchy, nie pozwalając na jakikolwiek protest. Sai nie należał do
najsłabszych, a jeśli dobrze pamiętam kiedyś uczęszczał na treningi mieszanych
sztuk walki. – To dziwne spotkać cię poza firmą. Zaczynałem się martwić, że tam
mieszkasz. – Zaśmiał się.
- Wal się. – Uśmiechnąłem się arogancko pod nosem, na co
on pogłębił chwyt, co nieco zaczynało mi doskwierać.
- Bądź milszy. Mamy kobiety w towarzystwie. – Dopiero
teraz miałem możliwość dojrzeć jego żonę, która bacznie lustrowała raz mnie, a
następnie przenosiła wzrok na zdezorientowaną Karin.
- Wiedziałam, że jesteś dupkiem. Sakury nie ma to łazisz
z innymi? – burknęła, gniewnie odwracając ode mnie wzrok.
- Czego wy wszyscy ode mnie oczekujecie?! – Uniosłem
głos, a następnie silnym ruchem wytargałem się z uścisku Saia.
- O co się wściekasz? – spytał, unosząc ręce w geście
bezradności.
Może miał rację.
Starałem się pohamować emocje i unormować przyśpieszony rytm serca. Zapanowała
cisza, której nikt nie miał odwagi przerwać. Jedynie Karin kątem oka, starała
się naprowadzić parę na pobliską kawiarnię.
- Czy to Kiba? – Ino rozszerzyła szeroko oczy, równie
zdziwiona jak Sai. Oboje wpatrywali się tępo w oddaloną szybę, nie potrafiąc
wykrzesać z siebie nic więcej. Nie miałem ochoty czekać na własny tok wydarzeń.
- Zaczekaj! – Uniosła się blondynka, szybkim tempem
wymijając mnie. – Załatwię to.
Nienawidziłem,
gdy ktoś za wszelką cenę starał się mnie od czegoś odwieść. Już dawno
powinienem zrobić tam porządek.
- Zaufaj jej. – Usłyszałem jedynie głos przyjaciela,
który spoglądał za oddalającą się żoną. Jego wzrok był dla mnie wciąż
niezrozumiały. Jej brzuch robił się coraz większy, a on nadal patrzył na nią
jak na zgrabną laskę. Czy to była miłość, która zmieniała człowieka?
To właśnie dzięki temu
spojrzeniu potrafiłem przystanąć i tylko patrzeć. Patrzeć, na jego obiekt życia
i poczułem, że moim właśnie staje się ta irytująca i nieposłuszna Haruno.
Ponieważ i ja chcę patrzeć na nią nawet, gdy biega w zbyt dużej koszulce i
poszarpanych dresach.
<<>>
Przetarłam lekko wilgotne dłonie o jeansy, spoglądając w
kierunku Kiby, który wciąż zajmował stolik. W głębi duszy liczyłam, że wyjdzie
przede mną ułatwiając nam zakończenie tej burzliwej relacji.
- Powinnam się zbierać. – Zarzuciłam torebkę przez ramię,
kładąc banknot na stoliku.
Inuzuka wciąż nie
odpowiadał, jedynie przerzucił na mnie swój wzrok. Nie był już tak czuły i
współczujący jak wcześniej. Znacznie się zmienił. Jakby powrócił jego stary
charakter. – Więc… - Niezręcznie starałam się już pożegnać. Chciałam zdążyć
przed Sasuke. Właściwie powinnam mieć jeszcze godzinę czasu.
- To nie koniec Sakura. Zrujnowałaś mi dobrą opinię w
mediach. Byłaś moją twarzą przed innymi ludźmi. Bardzo mnie rozczarowałaś. –
Stanął tuż przede mną, ściskając mój nadgarstek, by nie mogła jeszcze odejść.
- Puszczaj! Nie jestem już twoją zabawką. – Odgryzłam
się, gniewnie wyrywając dłoń. Zabolało. Nie tyle co fizycznie, ale moje
wszelkie wcześniejsze pozytywne uczucia okazały się kompletnym kłamstwem.
- To się tak nie skończy. Może ja zniknę, ale nie myśl,
że pozwolę ci normalnie żyć. – Uśmiechnął się arogancko, a ta myśl wywołała na
mojej skórze drobne ciarki. Jak długo będę walczyła z przeszłością?
- Zostaw ją Kiba. – Poczułam ciepłą dłoń na swojej.
Otuliła mnie bezpieczną strefą, której teraz tak bardzo szukałam.
Inuzuka z parszywym uśmieszkiem jeszcze raz przeszył mnie
wzrokiem, by następnie wyminąć nas i opuścić kawiarnię. Czułam jak łzy zaczęły
napływać mi do oczu. Byłam roztrzęsiona i zdenerwowana. Tak bardzo cieszyłam
się, że Ino znalazła się w okolicy i mogła mnie poratować. Potrzebowałam jej.
- Nie tutaj kochana. – Pouczyła mnie, wyprowadzając
spokojnie na dwór. Dopiero teraz dojrzałam Saia trzymającego Sasuke, a obok
nich czerwonowłosą sekretarkę Uchihy, która w szoku nie potrafiła mi nawet
dobrze dogryźć.
- Sasuke? – Niepewnie zwróciłam się w jego kierunku. Był
wściekły. A ja doskonale to odczuwałam.
- Powiedziałem, żebyś nie wychodziła – wysyczał przez
zęby, a mnie ponownie przeszły ciarki.
- Nie myśl, że będę na każde twoje zawołanie! Mam dość
waszego traktowania! Jesteście siebie warci – wykrzyczałam, a łzy zaczęły
spływać po moim policzku. Nie chciałam się z nim sprzeczać, ani podnosić głosu.
Nie potrafiłam stłumić w sobie emocji, które wywołał Kiba. Odczuwałam do niego
ogromny żal, że mógł w tak łatwy sposób bawić się moimi uczuciami. To, że
Sasuke znalazł się w najbliższym kontakcie tylko spotęgowało nadchodzącą falę.
- Nie trzymam cię. Droga wolna. I tak uważam, że jesteś
zbyt irytująca. – Czy mogłam winić go za te słowa? Oboje powiedzieliśmy zbyt
wiele w nieodpowiednim czasie.
- Jesteś cholernym idiotą Uchiha – warknęła Ino w mojej
obronie.
Chciałam znaleźć się
jak najdalej stąd.
______________________________________________________________________
Jest ten długo obiecywany rozdział! Troszkę mi to zajęło, ale miałam nadmiar obowiązków, by spokojnie usiąść do pisania ;)
Mam nadzieję, że nie zraziliście się jeszcze i pamiętacie o tym opowiadaniu ;)
Pozdrowionka :*
Pamiętać ? A jak można było by zapomnieć ? Rozdział fajny fajny ale mało , krótko i chce więcej . Czekam na jekies bam i bym które zapowiedział Kiba. Zresztą co teraz z Haruno i Uchiha , sprzeczka sprzeczka no ale takie słowa odrazu z mięsem do siebie . Karin niech się odwali w końcu od Sasuke , strasznie mnie denerwuje ...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję <3 Dla Karin mam jeszcze tylko jeden moment, który myślę, że naświetli już całą jej rolę w tym teatrzyku ;)
UsuńNatomiast co do Sasuke i Sakury :D
Sakury wydaje mi się, że miała już wszystkiego dość i często zdarza się pod wpływem emocji powiedzieć coś, czego będzie się długo żałować. A Sasuke jak to on - dość wybuchowy :)
Ale spokojnie! Postaram się to tak nakierować, by w efekcie końcowym byliście zadowoleni :) A to już niedługo ! :D
Natomiast my
No i to mi się podoba! W sensie i tak wiesz, do czego uwagi miałam i czekam na tę scenę z niecierpliwością, bo jestem ciekawa, co tam wymyślisz ;) I CZEKAM NA TE PEWNE KOMENTARZE XDDDDDDDDD Wyjmę miskę z chrupkami i będę śmiać się pod nosem xDDD jak ja tak chce!!
OdpowiedzUsuńPoza tym, Sasuke serio trochę pochopnie ją ocenił. I zdziwiło mnie zachowanie Ino, że bardziej go nie uspokoiła, że nie próbowała mu przetłumaczyć.
NO ALE CÓŻ...
I Sasek za mało asertywny wobec Karin, zdecydowanie...
A i ten fragment, gdzie Sakura rozmawia z Kibą i ta jej dłuższa kwestia, teraz o wiele lepiej brzmi! Widać, że wie babka czego chce xD
Buźka :*
Scenę właśnie zaczynam pisać i aż sama się nakręcam <3 Podzielisz się chrupkami? Bo tylko tego brakuje mi w tym momencie :D
UsuńSasuke jest nadpobudliwy. Ma ciężki charakter, a Sakura też nie była za miła. Ale czym tu ich winić? Oboje mają mocne temperamenty.
Dziękuję, że mnie motywujesz <3