czwartek, 7 grudnia 2017

25. Jesteś dla mnie ważny




Nie wiem jak długo ukrywałam się w laboratorium. Stało się ono moim azylem, do którego nie wchodził nikt poza Izumi. Z całych sił starała się mnie pocieszać, choć sama wiedziała, że tego, co się wydarzyło nie można ładnie ubrać w słowa. W jej oczach dostrzegałam żal i złość. Nie rozumiała, dlaczego Itachi postanowił postawić mnie pod murem. Przez moment sama wyklinałam w myślach bezmyślność tych działań, choć w głębi wiedziałam, co nim kierowało.
            - Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Przyjaciółka założyła ręce na biodra, przechylając głowę lekko w bok. Jej wzrok był karcący, a jednocześnie pełen empatii. Nie potrafiłam jej odpowiedź na to, wydawałoby się, proste pytanie. Przecież obdarzyła mnie zaufaniem i nigdy nie dała mi powodów, dla których mogłabym jej nie zaufać, więc dlaczego kłamałam? – Sakura – wypowiedziała moje imię, wypuszczając ciężko powietrze.
            - Przepraszam cię – wyrzuciłam z siebie słowa, które jako pierwsze nasunęły mi się na język.
            - Przecież wiesz, że wspierałabym cię mimo wszystko. – Izumi spokojnie opuściła dłonie wzdłuż ciała, robiąc kolejny krok bliżej mnie.
            - Chyba po prostu było mi wstyd. Nie chciałam, by wszyscy oceniali mnie tylko przez pryzmat Uchihy. „Dziewczyna, która chciała wybić się na jego łóżku”.  – Czułam, jak słowa blokują się pod wpływem narastającego szlochu. Zakryłam twarz w dłoniach, by ukryć swoją bezradność.
            - Nikt nie powinien cię tak osądzać. – Poczułam, jak kładzie dłonie na moich ramionach, zaciskając delikatnie palce.

            - Nie chciałam tego! Rozumiesz? Nie chciałam nawet zwracać jego uwagi. Żyć niezauważana, zacząć od nowa. On wszedł po prostu z butami w moje życie. Rozkochał. Obiecał. Porzucił, a ja nie sądziłam, że zajdę w ciążę. Przecież zawsze się pilnowałam. Byłam rozważna.
            - Nie powiedziałaś mu o dziecku? – Zamrugałam kilka razy, by przez rozmyty obraz dojrzeć rozżalone spojrzenie przyjaciółki.
            - Nie miałam szansy. Potem stwierdziłam, że tak będzie najlepiej. Sądziłam, że będziemy dla niego jedynie ciężarem – odpowiedziałam przez łzy. – On nie powinien tu przyjeżdżać. Wrócę tam i mu wygarnę. – Podniosłam się momentalnie z krzesełka, przecierając dłonią łzy. Byłam zmotywowana, by raz na zawsze zakończyć tą chorą relacje.
            - Zaczekaj, dziewczyno! – Izumi przycisnęła dłońmi moje ramiona, zmuszając do ponownego siedzenia. – Tak nie można. Mimo wszystko jest ojcem. Posłuchaj mnie. – Zacisnęła dłoń w pięść, a następnie odchrząknęła pewniej. - Itachi dostrzegł w tobie wartościową osobę. Znam go kawał czasu i nigdy bym nie powiedziała, że jego decyzje są podejmowane zbyt pochopnie i bezmyślnie. Zabrał cię do siebie, ponieważ stwierdził, że powinnaś odpocząć, a jeśli postanowił pogodzić cię ze swoim bratem, to znaczy, że dla Sasuke nie byłaś wcale obojętna.  – Przez jej słowa czułam jak moje ciało ogarniał dziwny dreszcz, a słowa znów zaległy w gardle.
            - Dziękuję – wymamrotałam niemal niesłyszalnie.
            - Zaczekaj na mnie, pójdę zaparzyć herbatę. Może się trochę uspokoisz - dodała brunetka, a następnie rozprostowując się wyszła z laboratorium. Gdy tylko drzwi zatrząsnęły się, wiedziałam, że nie dam rady usiedzieć na miejscu.

<<>> 

            - Uspokój się Sasuke – wymamrotał Itachi, który starał się zachować swoją niewzruszoną minę. Zawsze wydawał się opanowany w napiętych sytuacjach, jednak teraz i na jego twarzy widziałem, że cała ta sytuacja odbiła swoje piętno. Był lekko podenerwowany. Widocznie nie takiego obrotu spraw się spodziewał.
            - Może wyszłoby inaczej gdybyś od początku powiedział mi, że Sakura jest u ciebie! – Nieco uniosłem głos, wciąż maszerując po korytarzu. Zataczałem koła, dłońmi przeczesując nerwowo włosy.
             - Wtedy od razu byś przyjechał i wprowadził chaos – pouczył mnie.
            - To się już wydarzyło – wycedziłem przez zęby, zaciskając w złości pięść. – Wiesz, jak długo jej szukałem? Później już chciałem jedynie wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku.
            - Była w dobrych rękach. – Uśmiechnął się w dość irytujący sposób.
            - Nie denerwuj mnie Itachi.
            - Więc co zamierzasz teraz zrobić? Nie wyglądała na szczęśliwą – dodał nieco markotnie. Prawdopodobnie męczyła go ta sytuacja.
            - Nie wiem. Nie zostawię jej. Nie teraz. – Przystanąłem, nieco się zamyślając. Nie chciałem jej zostawiać z tym samej. Nie tylko przez wzgląd na to, że jako ojciec mam wobec nich obowiązki. Kochałem ją i chciałem o nich zadbać. Ochronić ją i nasze dziecko.  – Może na jakiś czas wynajmę w pobliżu hotel. Pokażę jej, że sporo się zmieniło od naszej ostatniej rozmowy.
             - Myślę, że to dojrzała decyzja. Chcę, żebyś był pewny swoich słów. Rodzina nie jest na chwile Sasuke.
            - Postanowiłem. – Podniosłem wzrok na swojego brata, w którego w oczach dojrzałem pełne poparcie. To nie będzie prosta droga, ale jestem gotowy, by ponownie odzyskać jej zaufanie.
            - Sasuke. – Na jej cichy głos moje ciało znów się napięło. Czułem ogarniające mnie ciepło, które potrafiła tylko ona wywołać. – Nie chcę byś zostawał w mieście. – Jej głos łamał się, a każde kolejno słowo wypowiadała w odstępie, jakby starała się pohamować płacz.
            - Sakura. – Odwróciłem się w jej kierunku, by ponownie móc spojrzeć w te szmaragdowe tęczówki. Dopiero teraz zobaczyłem, że jej ciało drżało, a oczy były zaczerwienione i spuchnięte od łez. – Nie zostawię cię z tym samej. – Wolno zbliżyłem się do niej. Spuściła wzrok, gdy przestrzeń między nami znacznie się zmniejszyła. Była tuż przede mną, na odległość paru centymetrów.
            - „Tym” jest moja córka i nie jestem tu sama. Są ze mną Itachi i Izumi. Miałam szansę by o tobie zapomnieć, a ty znów mnie nachodzisz. – Jej słowa mnie zabolały.
            - Martwię się. - Pierwszy raz poczułem, że nie mam wszystkiego pod kontrolą. Pierwszy raz kobieta potrafiła powiedzieć mi wszystko prosto w twarz, a to właśnie na tej kobiecie zależało mi najbardziej na świecie.
            - Zupełnie niepotrzebnie. – Uniosła na mnie swój wzrok, w którym skrywała ogromne pokłady żalu. Dalej już po prostu milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć.
Wyciągnąłem dłoń w kierunku jej delikatnej twarzy, kciukiem muskając zaróżowiony policzek. Jakby to było zupełnie naturalne wplotłem palce w jej włosy, a następnie pochyliłem się bliżej ucha.
- Wiem, że jesteś twarda, ale nie musisz brać wszystkiego na siebie kwiatuszku – szepnąłem, a na jej ciele pojawiły się delikatne ciarki.
- Przestań – wymamrotała, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Proszę – dodała, zaciskając palce na koszuli.  Odsunąłem głowę nieco w tył, wciąż jednak ciałem chcąc być jak najbliżej jej.  – Daj mi czas wszystko przemyśleć, a na razie nie chcę byś się do mnie zbliżał… Ja – Na moment zapanowała cisza, która sprawiała, że moje mięśnie zamarły, a usta nie potrafiły wypowiedzieć żadnego słowa. Mogłem jedynie stać i patrzeć jak z zakłopotaniem przerzuca wzrok po pomieszczeniu. – Ja nie wiem czy dłużej potrafię… - Przymknęła powieki i zrobiła kilka kroków w tył. Jej zapach nie był już tak intensywny, a ciepło, którym mnie darzyła uleciało razem z nim.

<<>> 

Miałam przed oczami jego cudowną męską sylwetkę. Ramiona, które ogarniały mnie całą i zapach perfum o tak charakterystycznym zapachu. – Cholerny Uchiha! – krzyknęłam uderzając pięścią w poduszkę. – Nienawidzę cię! Nienawidzę tego, że wciąż na mnie działasz! – Kolejny cios, a za nim następny. Całą frustrację starałam się przelać na tą niewinną pościel. Nie wiedziałam już czy powinnam być zła na siebie, na Itachiego czy na Sasuke. Samo jego imię wywoływało we mnie narastającą fale mieszanych uczuć.
            Opadłam na łóżko zatapiając twarz w poduszce. – Dłużej nie potrafię udawać, że daje sobie bez ciebie radę – wymamrotałam prawie niesłyszalnie. – Znalazłaś się w popapranej sytuacji Sakura. – Wciąż rozmawiałam sama ze sobą, odnosząc wrażenie, że zaczynam świrować. Nie dość, że spaprał mi życie to jeszcze zapoczątkował chorobę psychiczną.
            Podniosłam się nieco, opierając plecami o ramę łóżka. Przyłożyłam dłonie do zaokrąglonego brzucha, uspokajając myśli, gdy po pomieszczeniu rozniósł się odgłos pukania.
            - Proszę – burknęłam, nie mając ochoty na gości.
            - Nie przeszkadzam ci? – Itachi ukradkiem wsunął się w głąb pokoju.
            - Nie byłeś na mnie zły? – Uniosłam jedną brew lekko zdziwiona. Jeszcze przed chwilą odpierałam dwuznaczny atak Itachiego, słuchając jego pouczeń na temat Sasuke. Twierdził, że powinnam dać dojść mu do słowa. Wciąż argumentował, że Sasuke ma prawo opiekować się dzieckiem, a ja powinnam przestać być taka uparta. Oczywiście miał rację, ale jakbym w przypływie gniewu mogła komuś ja przyznać? Z drugiej strony to też jest Uchiha! Zaczynam mieć wrażenie, że to nazwisko będzie mnie prześladować do końca życia.
            - Jasne, że nie. Chciałem ci jedynie doradzić, ale to był chyba nieodpowiedni moment. Wybacz – odpowiedział. Zaskoczona usadowiłam się wygodniej na łóżku, podkładając pod plecy większą poduszkę.
            - Nie zachowałam się w porządku. Przepraszam. – Okazałam nieco skruchy. – Ja już po prostu nie wiem, co robić! – Uniosłam dłonie do góry w geście dezaprobaty.
            - Więc mogę ci dać ostatnią radę? – Uśmiechnął się szeroko, mrużąc oczy jakby w oczekiwaniu na moją decyzję.
            - Niech będzie. Oby twoje rady nie były płatne. Inaczej pójdę z torbami. – Również odwzajemniłam uśmiech. Podszedł bliżej łóżka, nachylając się nade mną.  – Powinnaś przestać słuchać tego. – Mówiąc to stuknął mnie palcem w czoło. – A teraz skup się na tym, co czujesz tutaj. – Tym razem skierował dłoń niżej, uderzając w miejsce przy sercu.
            - Wiesz – wymamrotałam. – To chyba była dobra rada.
            - Chcesz powiedzieć, że inne były złe? – Obruszył się teatralnie, rozciągając ciało. W odpowiedzi zaśmiałam się jedynie pokazując mu język.
            - Idę sobie! – Udając obrażonego skierował się w stronę drzwi.
            - Itachi! – krzyknęłam za nim, gdy nacisnął klamkę. Przystanął na moment odwracając się pytająco. – Czy mogę dać ci radę?
            - Jeśli będzie mądra. – Oznajmił triumfalnie.
            - Umów się z nią głupku! – Rozbawiona rzuciłam poduszką w zamykające się za nim drzwi. Ostatecznie zdarzyłam jedynie dojrzeć jego delikatny uśmiech i spojrzenie, które mówiło samo za siebie. Dobrze wiedział, co powinien zrobić.
            Znów zostałam sama w pokoju, a ta sielankowa atmosfera powoli zaczynała zanikać. Wypuściłam ciężko powietrze.
            - Co my mamy zrobić z tym twoim tatą? – Zwróciłam się do brzucha, dłonią gładząc jego powierzchnię. Na te słowa dziecko delikatnie poruszyło się. Podekscytowana usiadłam jeszcze wygodniej, rękami błądząc w okolicach pępka. – Ty też za nim tęsknisz. – Poczułam, jak pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, by następnie znaleźć swoje ujście na aksamitnym materiale pościeli.  

<<>> 

            Kolejna impreza charytatywna udała się dzięki Saiowi. Od chwili połączenia naszych firm wyniki poszło niewyobrażalnie w górę. Jesteśmy w stanie przeznaczyć na cele jeszcze więcej niż poprzednio.
            Lustrowałem zgromadzonych ludzi, którzy całą swoją uwagę poświęcali przedmiotom, które skrupulatnie były przedstawiane na scenie, a następnie wyceniane, by pieniądze mogły otrzymać potrzebujące dzieci. Nigdy nie przykładałem zbytniej wagi do tego, komu pomagamy. Sama organizacja i pojawianie się na tych bankietach były dla mnie wystarczające. Jednak świadomość, że sam zostanę ojcem w pewnym sensie zaczynała ukazywać mi rzeczy z innego punktu widzenia.
            Zatrzymałem przechodzącego kelnera, a następnie z tacy pochwyciłem kieliszek z alkoholem. Płynnym ruchem przechyliłem go, a po gardle rozpłynął się palący smak wódki.  Znudzony wzrok skierowałem na Saia, który z zaangażowaniem dopatrywał głównej sceny. Sam niczego nie licytowałem. Kwotę mogłem wpłacić bez kupowania tych mało znaczących przedmiotów.
            - Cześć! – Poczułem ciężar na ramieniu, a następnie kątem oka dojrzałem zawieszonego Uzumakiego.
            - Widzieliśmy się godzinę temu – burknąłem, zrzucając z siebie blondyna.
            - Mam wrażenie, jakby to było lata temu. – Przez moment miałem wrażenie, jakby naprawdę zastanawiał się ile czasu minęło. – Nie ważne. Jako twój prawdopodobnie jedyny przyjaciel nie mogłem przejść obojętnie obok takiego ponuraka – oznajmił machając teatralnie dłońmi. – Z takim zaangażowaniem i podejściem nigdy nie znajdziesz sobie kobiety.
            - Czy mój jedyny przyjaciel chce stracić zęby? – warknąłem podirytowany.
Minęły dwa tygodnie jak wróciłem do Tokio. Obiecałem sobie, że nie będę naciskał i dam Sakurze trochę czasu. Choć te kilka miesięcy powinny były jej starczyć. Po tygodniu starałem się do niej dodzwonić, jednak ani razu nie odebrała. Itachi twierdził, że nie powinienem być zbyt natarczywy. Cała ta sytuacja zaczynała mnie rozdzierać od środka, a otoczka „potrzebuje czasu” coraz bardziej odbijała się na moim rozdrażnieniu.
- Właściwie to gdzie masz Hinatę? Znowu ją zgubiłeś w tłumie? Na najbliższą okazję kupie wam kajdanki.
- My z Hinata nie potrzebujemy takich dodatków. Jest boginią seksu. – Wyszczerzył się.
- Nawet o to nie pytałem. Na samą myśl o tobie robi mi się niedobrze. – Odwróciłem się, by w jakiś sposób spławić lekko wstawionego przyjaciela. Nie miałem nastroju na jego głupkowate poczucie humoru.
- Jesteś idiotą. – Ruszył za mną, oburzając się na moją wcześniejszą uwagę. 
- W tej kwestii się zgadzam – dodał stanowczy, acz lekko rozbawiony głos mojego brata.
- Itachi? – Zaskoczony odwróciłem się natychmiast w jego kierunku. – Co tu robisz? A gdzie Sakura? – Prawie chciałem wydusić z niego odpowiedź.
- Tak się witasz z bratem? Chciałem zobaczyć jak idą sprzedaże. Sakura jest z Izumi. Nic jej nie będzie. – Uspokajał mnie, kładąc dłoń na głowie. Niczym małemu dziecku rozczochrał moje włosy, co dodatkowo napędzało falę nienawiści, którą starałem się w sobie tłumić.
- Pójdę do barku – odparłem, odchodząc jak najdalej od tego dziwacznego towarzystwa. Miałem wrażenie, że z dyskusji na froncie Naruto – Itachi nie wyjdzie nic mądrego.
Oparłem się o drewniany blat, popijając kolejny kieliszek alkoholu. Straciłem z oczu znajome twarze. Przez moment nawet przez głowę przeszła mi myśl, by potajemnie ulotnić się z tej imprezy. Wypiłem kolejną setkę, mając już obmyślony plan ucieczki.
- To ona? – Usłyszałem szept pewnej kobiety, która szturchając subtelnie kolejną wskazywała wzrokiem w pewne miejsce.
Przez moment kilka osób zaczęło coś mamrotać, a po chwili wśród reporterów powstało niemałe poruszenie.
- Ma różowe włosy? – Te dwa słowa natychmiast postawiły mnie na nogi. Ruszyłem przed siebie, przepychając się wśród kilku osób, w tym zignorowałem oburzenie jednego grubasa. Moje ciało napędzało dziwne podniecenie. Podążałem do przodu, mając wrażenie, że znów czuję jej cudowny zapach, że ona gdzieś tam jest.
Wyrwałem się przed małą gromadę ludzi i w jednej chwili jakbym zapomniał oddychać. Jakby moje ciało już odmówiło posłuszeństwa. Stałem i pochłaniałem wzrokiem drobną kobiecą sylwetkę, w zwiewnej sukience do kolan. Rozwiane różowe włosy, które wciąż widziałem przed oczami. Jej zapach, smak. To wszystko dotarło do mnie ze zdwojoną siłą.
Nie wiem, kiedy wykonałem krok. Następnie powoli posunąłem drugi i trzeci. Nie chciałem się zatrzymywać. Błagałem, by to była prawda. Zgarnęła dłonią rozwiane włosy za ucho, a następnie niepewnie odwróciła się. Nasz wzrok ponownie się spotkał. Jej szmaragdowe tęczówki, zwrócone był wyłącznie w moim kierunku. Patrzała tylko na mnie. Tak jak zawsze chciałem. Delikatnie, ale z pożądaniem. Czule i stanowczo.
- Sakura – wydusiłem z siebie, gdy dotarło do mnie, że w panującej ciszy jedynie stoję i pochłaniam jej widok.  Nie odpowiadała. Jeszcze przez moment wpatrywała się we mnie, by po chwili położyć dłoń na mojej koszuli.
Nie czekając zbyt długo złapałem jej nadgarstek i przyciągnąłem bliżej siebie. Nie potrafiłem dłużej tłumić w sobie tego pożądania. Tej potrzeby posiadania jej blisko siebie. Chciałem jej znów skosztować.
Musnąłem jej usta. Potem już nieco mocniej przyciągnąłem ją do siebie wpijając się w te malinowe wargi. Byłem przygotowany na odtrącenie, uderzenie, bądź cokolwiek okazującego jej niezadowolenie. Ona jednak oddawała każdy pocałunek, jakby sama pragnęła tego od dawna.
- Sasuke – wyszeptała ledwo łapiąc oddech. – Ludzie na nas patrzą.
- Pieprzyć ludzi. Tylko nie każ mi przestawać. – Smakowałem jej usta niczym uzależniony. Była moim narkotykiem potrzebnym do życia.
- Zabiję cię, jeśli przestaniesz – burknęła, a następnie stanęła na palcach, by choć trochę dorównać mi wzrostem. W tej chwili liczyła się dla mnie tylko ona.




Udało mi się znaleźć trochę czasu, by dokończyć ten rozdział. Może i nie jest absurdalnie długi ale mam nadzieję, że choć trochę zaspokoi waszą ciekawość. 

Komentujcie jak podobało wam się rozwiązanie i decyzja Sakury. Sasuke pokazuje, że przemyślał parę rzeczy, myślicie, że teraz będzie już tylko dobrze ?:) 

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! Mam nadzieję, że jeszcze mnie nie odpuściliście ;)
Całusy :*

4 komentarze:

  1. Biere od razu komciam, bo tak o, w sumie to formalność, no nie XD
    Humorki Twojej Sakury są zdecydowanie lżejsze niż mojej xDDDD Je chociaż można znieść na spokojnie. I hormony babie w ciązy buzują. I NA SZCZĘŚCIE MA NA SOBIE BUTY! PIĘKNIE!
    Końcóweczka najlepsiejsza. MIAŁAM TYLKO TAKIE YES, KURNA, W KOŃCU! Niech on jej z tych ramion nie wypuszcza.
    Don't worry is safe right here in my arms

    Kurna, serio, ta ostatnia scena to miodzio!

    Buzia Ziomek! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki mordko <3
      Mam nadzieję, że już jej nie puści ;) Nareszcie jego ramiona są dla niej ochroną!

      Usuń
  2. Znalazłam twoją historię i mnie zaciekawiła! <3 Jestem dopiero na rozdziale 2, i wiem już, że historia jest na mojej dłuuugiej liście!

    Pozdrówki! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę ! :D Mam nadzieje,że będzie dla ciebie ciekawa od początku do końca i życzę wytrwałości w czytaniu :) Mam nadzieję, że usłyszymy się przy kolejnym rozdziale ;)

      Całusy :*

      Usuń