niedziela, 12 listopada 2017

24. Skomplikowane słowa



             Spoglądałam na równomiernie spadające krople wody z kranu, które swym delikatnym uderzeniem o umywalkę przerywały panującą wokół mnie ciszę. To był jeden z tych dni, który całkowicie zatracał moje myśli w przeszłości. Nie miałam punktu oparcia, który za wszelką cenę odganiałby negatywne wspomnienia.
             Wstałam z zajmowanego miejsca by, choć przez chwilę zając się czymkolwiek. Poszukując zainteresowania opuściłam laboratorium. Dziś nie nadawałam się do pracy w nim. Moje myślenie jest zaburzone, a zmysły zupełnie otępiałe. Miałam ochotę przysiąść i poddać się wszystkim atakującym mnie hormonom. Niech idą w cholerę.

            Przyśpieszyłam kroku, dostrzegając w holu sylwetkę Itachiego. Szczerze powiedziawszy nigdy nie widziałam, by kiedykolwiek się obijał. Choć miałam najszczerszą ochotę zwrócić na siebie jego uwagę, nie miałam sumienia by przeszkadzać mu w pracy.
Zwolniłam tępa, przerzucając wzrok na swoje buty. Stawiałam nogę za nogą lustrując białe sznurowadła. Dłonią przesunęłam po powierzchni ściany, odczuwając na opuszkach szorstki w dotyku tynk. Wypuściłam ciężko powietrze, a następnie przysiadłam pobliski fotel. Choć praktycznie rzuciłam się na niego ociężale, co niestety nie wywołało żadnego poruszenia. Itachi był nieco bliżej, jednak wciąż stał odwrócony do mnie plecami, całkowicie pochłonięty dokumentami. Ułożyłam dłonie z dwóch stron na oparciu fotela, palcami postukując o ich powierzchnię. Kolejny raz wypuściłam nieco głośniej powietrze, by spode łba spojrzeć na reakcję Uchihy. Nic. Żadnych zmian.
Burknęłam w myślach na jego kompletną ignorancję, przyglądając się opanowanym ruchom. Gdyby nie to, że ma dłuższe włosy z tyłu wygląda zupełnie jak Sasuke. Jest podobnej postury, dobrze zbudowany, umięśniony, może odrobinę wyższy? Zagryzłam dolną wargę, na wspomnienie młodszego Uchihy. Uwielbiałam badać każdą część jego ciała. Całować, gdy byliśmy sami i uśmiechać się tylko dla niego. Na osobności poznawałam go całego, a gdy tylko pojawiały się osoby trzecie zmieniał się diametralnie. Dlaczego tak musiało być? Zacisnęłam dłonie na oparciach i z głośniejszym jękiem niezadowolenia odgięłam ciało w tył.
- Nudzisz się? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Itachiego. Podniosłam głowę, a mój wzrok spotkał się z jego przenikliwym spojrzeniem.
- Nie – wystrzeliłam, mijając się z prawdą. Przecież nie mogłam od tak przyznać, że nie mam ochoty na zajmowanie się pracą. W odpowiedzi usłyszałam jedynie jego cichy śmiech, który utwierdził mnie w świadomości, że moje kłamstwo już zostało przejrzane.
- Gdzie masz Izumi? – Chodź powiedział to dość cicho, wyczułam w tym pytaniu nutę zainteresowania. Od dawna zauważałam, że ukradkiem spoglądał w jej stronę, gdy nie widziała i traktował ją czulej niż kogokolwiek innego. Jego oczy zdradzały wszystko, co krył w sercu.
- Ma dzisiaj wolne. – Wydęłam lekko usta, a następnie wykonałam pełny obrót fotelem.
- Może też powinnaś z nią gdzieś wyjść? Wiesz, jak to robią kobiety. Zakupy i ciasto na poprawę humoru – powiedział, szczerząc się przy tym niemożliwie szeroko.
- Naprawdę uważasz, że kobiety tak robią? – Wydęłam policzki, podnosząc się z siedziska. – Poza tym… Nie mogłabym jej się tak bardzo narzucać – dodałam, podpierając głowę na dłoniach tuż obok Itachiego. Czułam jak przygląda mi się kątem oka, co wprawiło mnie w dziwne zakłopotanie.
- W takim razie mogę zaproponować ci obiad. – Zaczął składać dokumenty na jedną kupkę, jakby z góry znając moją odpowiedź.
- Hn. – Zadowolona przytaknęłam jedynie energicznym skinięciem głową.

<<>> 

            Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszłam do ludzi. Choć nigdy nie miałam problemu z komunikacją i poznawaniem nowych osób, to incydent z Sasuke wyrył w mojej pewności siebie głęboką ranę. Przez pierwszy miesiąc nie miałam odwagi chodzić w miejsca publiczne. Odnosiłam wrażenie, że wszyscy ludzie rozpoznawali mnie i wytykali palcami. Jakby całe moje życie zostało przypieczętowane tą jedną sytuacją. Nie byłam już Sakurą Haruno, tylko jedną z wielu kobiet.
            - Co powiesz na makaron? – Itachi zarzucił na mnie swoje ramie, odwracając w przeciwnym kierunku. – Podobno palce lizać. – Wskazał na pobliską knajpkę.
            - Skoro tak mówisz, dlaczego nie. – Oblizałam się na myśl o ciepłym posiłku. Zaczynało mi burczeć w brzuchu, co nie było najlepszym znakiem dla kobiety w ciąży. Ostatnio strasznie się zaniedbuję.
            Po chwili zajmowaliśmy już miejsca w niewielkim pomieszczeniu, które przepełniał aromat pieczonego mięsa i makaronu. Itachi odsunął mi krzesło, a następnie korzystając z jego uprzejmości mogłam wygodnie usiąść. Ten zaś zajął miejsce naprzeciwko, a pomruk dochodzący z jego żołądka dał znać, że nie tylko ja byłam głodna.
            Rozglądając się po knajpce byłam wdzięczna Itachiemu, że wybrał tak spokojne miejsce. Ściany były w odcieniach granatu, a na środku znajdowały się szerokie wyspy z nagrzanymi blatami, na których szefowie kuchni przyrządzali posiłki.
            - Czy mogę przyjąć zamówienie? – spytał młody mężczyzna, który zaskoczył mnie, wykorzystując moją chwilę nieuwagi.
            - Poproszę makaron sojowy z warzywami – odpowiedziałam, zamykając kartę dań.
            - Dobrze. Co będzie dla pana?
            - Makaron z wołowiną. Czy soki są świeżo wyciskane? – Zaskoczona spojrzałam na Itachiego. Nie sądziłam, że tak skrupulatnie podchodzi do każdych posiłków.
            - Jak najbardziej. Wszystko robimy na miejscu – odparł kelner.
            - W takim razie jeden sok pomarańczowy. – Itachi dokończył swoje zamówienie, posyłając swój szelmowski uśmiech w stronę chłopaka.  
Może i z wyglądu byli jak dwie krople wody, jednak charaktery to oni mieli zupełnie odmienne.
            - Utrzymujesz kontakt ze znajomymi z Tokio? – Itachi przerwał nagle ciszę, która zapanowała oczekując na jedzenie.
            - Oczywiście – odpowiedziałam niemal natychmiast. – Mimo, że mieszkam gdzieś indziej nie chcę niszczyć relacji z przyjaciółmi. Ino dzwoni praktycznie codziennie. – Zaśmiałam się na wspomnienie blondynki, która nie pozwoliłaby nigdy o sobie zapomnieć.
            - W takim razie pewnie wiesz, że Sasuke nie przestaje cię szukać? – Skrzywiłam się nieco na to pytanie, nie rozumiejąc kompletnie jego sensu. Itachi bacznie lustrował moje wszelkie reakcje. – Sasuke jest odrobinę nerwowy i najpierw robi, a potem myśli, ale to dobry chłopak.
            Gdzieś już to słyszałam. Dlaczego więc tak ciężko mi w to uwierzyć?

- Załatwmy to szybko, trochę mi się śpieszy. – Mimo wszystko starałam się zachować przyjazny ton głosu.
- Nie zajmę ci dużo czasu różowa – skwitowała, zajmując miejsce przy ścianie kawiarni.
- O czym chciałaś porozmawiać? – Starałam się przejść do sedna sprawy pomijając wszelkie uszczypliwości z jej strony.
- Czy to nie oczywiste? Chodzi o Sasuke. – Karin teatralnie machnęła dłoni w powietrzu. – Choć jesteś śliczna, to ciężko przychodzi ci łączenie faktów. – Uśmiechnęła się ironicznie, jednak ciężko było mi powiedzieć czy ten gest do końca był negatywny.
- Wciąż nie rozumiem, do czego dążysz. – Zmarszczyłam brwi.
- Nie wiem, jakie są relacje między Sasuke, a tobą. Ale chciałam ci tylko powiedzieć, byś mimo wszystko się nie poddawała.
- Słucham? – Nie ukrywam, że jej słowa były niespotykanym zaskoczeniem. Sądziłam, że Karin na za wszelką cenę chce uwieść Sasuke i wyeliminuje każde kto stoi jej na drodze, łącznie ze mną.
- I to jeszcze głucha. – Parsknęła śmiechem, a ja wciąż zastanawiałam się czy jestem w ukrytej kamerze. – Sasuke jest dla mnie ważny. Dlatego nie mogę pozwolić, by byle jaka lalunia zajmowała mu czas.
- A czy ty czasem nie zabawiałaś się jego kosztem? – Uniosłam brew do góry, ciesząc się z triumfującej odpowiedzi.  
- Sasuke i ja nigdy nie byliśmy zakochani. Nigdy nie wiązaliśmy ze sobą wspólnej przyszłości. Byliśmy przyjaciółmi, którzy czuli się dobrze razem w łóżku.
- Przyjaciele z profitami? Nadal nie rozumiem, po co mi to wszystko mówisz. Żebym go znienawidziła? – Złość zaczynała brać nade mną górę.
- Z profitami to dobre określenie. – Znów się zaśmiała. Jakby cała ta sytuacja nieźle ją bawiła. – Mówię ci to, dlatego, że zauważyłam u niego zmiany. Nigdy nie zaprosiłby żadnej kobiety do swojego domu, a co dopiero urywał się wcześniej z pracy. Stałaś się dla niego wyjątkowa, choć wiem, że darzyć uczuciem Uchihę to niezły kłopot. – Przekręciła z rozbawieniem oczami. – Chcę, żeby ci się udało i żebyś wiedziała, że masz moje pełne wsparcie.
- Myślisz, że jest mi ono potrzebne? – Naburmuszyłam się nieco zawstydzona. Nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć w takiej sytuacji. Co o tym wszystkim myśleć? Może faktycznie stałam się dla niego ważną osobą.
- Coś ukrywasz prawda? Wiesz, że nie dasz rady tak w nieskończoność. -  Zapadła niezręczna cisza, w trakcie której Karin przenikliwie mi się przyglądała. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Siedziałam w osłupieniu pozwalając jej kontrolować sytuację.
- Wybacz, ale nie mam już więcej czasu. Muszę iść. – Podniosłam się z zajmowanego miejsca, z głośnym hałasem odsuwając krzesło w tył.
- Sakura. – Karin złapała mnie za nadgarstek, przytrzymując w miejscu. – Wbrew pozorom Sasuke to świetny facet. Daj mu szansę.

Prawdopodobnie już wtedy Karin przewidziała, co się wydarzy. Musiała wiedzieć o zdjęciu i chciała bym zawalczyła. Jednak to powinno działać w obie strony.
            - Itachi, proszę. – Zmrużyłam oczy. – Gdybym chciała go widzieć, nie wyjeżdżałabym.
            Na szczęście dla mnie pojawił się kelner stawiając na naszym stole pysznie pachnące posiłki.
            - Dla kogo miał być sok? – Spytał chłopak podnosząc szklankę.
            - Dla pani – odpowiedział Itachi, a przede mną został postawiony sok.
            - Przecież ja nie zamawiałam – burknęłam zdziwiona, gdy Itachi wsadzał różową słomkę do szklanki.
            - Masz za mało witamin. W ciąży powinnaś o siebie zadbać. – Powiedział to w tak spokojny sposób, jakby ten fakt był naturalną koleją rzeczy, kiedy ja prawie krztusiłam się jedzonym makaronem.
            - Wiedziałeś? – Uniosłam na niego wzrok, gdy tylko trochę się uspokoiłam.
            - Sakura, nie rób ze mnie idioty. Nie ważne jak wielkie swetry zaczniesz nosić, twój brzuch robi się większy. Bocian dzieci nie przynosi. – Mówiąc to, wskazał widelcem mój brzuch, a jego kąciki ust uniosły się lekko do góry.
            - Mam wystarczająco witamin. – Naburmuszyłam się, zawijając makaron na sztućce.
            - Dlatego drżą ci ręce? – Zaśmiał się pewny swojego.
            - Poruszasz niewygodne tematy! – Uniosłam głos, udając nieco oburzoną.
            - Nie będę cię dłużej męczył, ale zastanów się nad przyszłością. Poradzisz sobie sama z dzieckiem? – spytał już poważniejszym tonem.
            - Nie jestem sama – wymamrotałam. – Mam ciebie i Izumi.
            - Sasuke to mój brat. Myślisz, że ja długo dam radę to przed nim ukrywać? – Przechylił lekko głowę w bok jakby wyczekując mojej odpowiedzi.
            - Wiem Itachi. Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa. Właściwie nie wiem czy kiedykolwiek będę. – Zagryzłam dolną w geście bezradności. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Najbezpieczniej było się ukrywać, ale to jak chowanie ciąży. Jak długo dam radę?
            - Muszę jeszcze załatwić coś ważnego. Dasz radę wrócić sama? – Wyciągnął komórkę z kieszeni spoglądając na mnie przenikliwie.
            - Jasne, że tak! Nie jestem dzieckiem – obruszyłam się, gdy w tej samej chwili rozniósł się dźwięk telefonu Itachiego.
            - Itachi Uchiha – odebrał, wciąż śledząc mnie wzrokiem.
            Podniosłam się z krzesełka, machając dłońmi, by się mną nie przejmował. Nie chcąc przeszkadzać mu w rozmowie poruszyłam niemo ustami przekazując mu, że „będę już szła”. Skinął mi tylko głową.

<<>> 

            Przechodząc obok przystanku autobusowego postanowiłam poszukać na rozkładzie najbliższy adres przy firmie. Dopięłam wyżej zamek w kurtce, zmarznięte dłonie wkładając do kieszeni. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy poczułam pod nimi zaokrągloną powierzchnię brzucha.
            Na moment straciłam czujność, gdy doznałam mocnego szarpnięcia za ramię i poleciałam w tył. W ostatniej chwili zaparłam się drugą nogą, ratując się przed upadkiem.
            - Ten sukinsyn właśnie okradł ciężarną kobietę?! – krzyknęłam zdenerwowana. Zacisnęłam pięść, a następnie nie myśląc za wiele ruszyłam biegiem za zakapturzonym mężczyzną. Do moich uszu dobiegły jedynie wystraszone krzyki kobiet na przystanku.
            Nie miałam w charakterze odpuszczać i już wymyślałam, w jaki sposób spiorę tego gówniarza, który miał odwagę zabrać moją torebkę. Zniknął mi za pierwszym zakrętem i gdy dalej miałam ruszyć jego śladem poczułam przeszywający ból pod brzuchem. Zatrzymałam się na chodniku, dłońmi ściskając obolałe miejsce.
            - Jasna cholera – przeklęłam pod nosem, gdy ucisk narastał paraliżując stopniowo całe moje ciało. Przykucnęłam, kuląc się nieco do ziemi. Jedną dłonią podparłam się chodnika, by całkowicie się nie przewrócić.  
            - Wszystko w porządku? – Usłyszałam głos młodej kobiety, która po chwili przykucnęła bok mnie dłonią przytrzymując moje ramię.
            - To tylko przejściowy ból – odpowiedziałam, zaciskając mocniej zęby. Kolejny nieco mocniejszy skurcz przeszył mój brzuch, co nieco bardziej mnie wystraszyło. Zachwiałam się, a kobieta zacisnęła pewniej dłoń na moim ramieniu.
            - Jesteś w ciąży? Dzwonię na pogotowie. Jak masz na imię? – Jej ton głosu był stanowczy i nie przyjmujący sprzeciwów. Choć zwykle stronię od niepotrzebnego zawracania głowy lekarzom moim zdrowiem, teraz zaczynałam bać się o swoje dziecko.
            - Sakura. Proszę, niech się pośpieszą.
            Po chwili przyjechała karetka, a dwóch panów pomogło mi wsiąść do pojazdu. Kobieta ostatni raz ścisnęła moją dłoń, a następnie drzwi zatrzasnęły się.

<<>> 

            - Sakura jak się czujesz? – Otworzyłam niemrawo oczy, a ból całkowicie znikł. Leżałam w szpitalnym łóżku, a kątem oka dostrzegłam sylwetkę Itachiego, który ścisnął moją bladą dłoń. – Mówiłem, że potrzebujesz więcej witamin – dodał po chwili, a ja zaśmiałam się pod nosem.
            - Co z moim dzieckiem? – Natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej, wzrokiem rozglądając się po sterylnym pomieszczeniu. Zapach dezynfekowanych przyrządów tylko napędzał moje negatywne myśli. – Czy wszystko w porządku?! – prawie krzyknęłam, starając się zwrócić uwagę jakiegoś lekarza.
            - Dzień dobry, pani Haruno Sakura tak? – Zupełnie jakby twierdząco do pokoju wszedł starszy mężczyzna w białym stroju. Doskonale komponował się w szpitalnym klimacie.
            - Jak się pani czuje? – Spokojnie przeglądał kartę wyników, analizując wszystkie dane.
            - Moja córka? Wszystko dobrze? – Starałam się przejść do najważniejszego tematu. Lekarz zamykając dokumentację, podniósł na mnie wzrok spod okularów.
            - Pani Haruno. Dziecku na szczęście nic nie grozi, jednak powinna pani mądrzej podejść do swojego stanu zdrowia i nie narażać się na nadmierny wysiłek fizyczny – pouczył mnie, a ja niczym winny psotnik skuliłam się potulnie.
            - Tak, wiem.
            - Panie Uchiha następnym razem proszę dopilnować, by pańska żona nie musiała narażać zdrowia waszego dziecka. – Lekarz odwrócił się na pięcie, opuszczając pomieszczenie.
            Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się, oboje parsknęliśmy głośnym śmiechem.
            - Możesz mi teraz wytłumaczyć, dlaczego moja żona ugania się za złodziejami? – Itachi zwrócił się do mnie już nieco poważniejszym tonem.
            - Jeśli powiem, że to była droga torebka dasz mi już spokój? – Uśmiechnęłam się w błagalnym geście. Miałam ochotę teraz jedynie odpocząć i nie stresować już niepotrzebnie dziecka.  
            - Jeśli wciąż pozwolę ci chodzić samej, niedługo policja nie będzie potrzebna. – Zaśmiał się.

<<>> 

            - Naruto nie może tego załatwić za mnie? – Burknąłem niechętnie w stronę Karin.
            - Oczywiście, że nie. Są rzeczy, które możesz załatwić tylko ty – odpowiedziała poprawiając mój krawat, a następnie wsunęła czarną teczkę w moje ręce.
            - Wyjazd to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę – dodałem, kierując się w stronę samochodu.
            - Ostatnio zrobiłeś się nieźle marudny. Brakuje ci seksu? – Zaśmiała się, a ja czułem jak żyłka zaczyna niebezpiecznie pulsować na mojej szyi.        
            - Mam go aż w nadmiarze – rzuciłem chłodno wsiadając za kierownicę.
            - Kłamca. – Karin szepnęła pod nosem, gdy szyba samochodu zamykała się. Kąciki ust lekko uniosły się do góry. Pewnie, że kłamałem. Sakura była jedyną kobietą, z którą mógłbym znów wejść do łóżka. Inne nie miały już znaczenia.

<<>> 

            - Są fantastyczne. – Wymamrotałam między kolejnymi kęsami.
            - Napakowałaś tyle do buzi, jakby ci miało braknąć. – Zachichotała Izumi palcem szturchając mój wydęty policzek.
            - Już dawno nie jadłam niczego słodkiego. – Przełknęłam, by po chwili wziąć do buzi kolejna kulkę dango. – Nie wiem Itachi skąd wytrzasnąłeś takie smakołyki, ale są boskie.
            - Cieszę się, że ci smakują – odpowiedział z uśmiechem, kątem oka spoglądając na zarumienioną Izumi.
            - Dlaczego się nie umówicie?
            - Sakura! – Szatynka złożyła mi kuksańca w ramię, a jej twarz natychmiast pokryła się purpurą. Ich zainteresowanie sobą nawzajem można było dostrzec z kilometra. Tylko oni nie dopuszczali do świadomości, że coś w ich relacji mogłoby ulec zmianie. Postanowiłam wziąć tą misje na swoje barki.
            - Przecież oboje jesteście sobą zainteresowani. Możecie się w końcu umówić, jak robią to dorośli ludzie.
            - Nie bądź taka wygadana uciekinierko. – Wtrącił się Itachi by, choć trochę wybrnąć z tej żenującej sytuacji, w jaką go wpakowałam. Podniósł się z fotela pochłaniają kulkę dango, a następnie zostawił nas same znikając za rogiem.
            - Gotowa? – spytała Izumi mocno zaciskając kciuki.
            - Chyba tak. Możesz mi jeszcze raz wytłumaczyć, dlaczego to ja mam zdobywać sponsora? Przecież działalność jest na twoje nazwisko. Nie chciałam się w to mieszać. – Wymamrotałam lekko niezadowolona.
            - Tak, tak. Wybacz, ale to ostatni raz, kiedy cię o to proszę. – Uśmiechnęła się, składając dłonie w błagalnym geście. Właściwie byłam już przygotowana, więc nie grzecznie byłoby wycofać się w ostatniej chwili.
            Pozbierałam teczkę i kosmetyczkę z drobnymi fiolkami perfum.
            - To idę – odparłam biorąc dwa głębsze oddechy.
            - Powodzenia kochana – krzyknęła Izumi, a ja dojrzałam, że ugryzła kolejne dango. 
            Itachi zamykał drzwi z sali konferencyjnej, a następnie wyprostował się stając obok mnie.
            - Jesteś dzielna, dasz sobie radę. – Położył dłoń na mojej głowie, czochrając włosy.
            - Przestań! Muszę dobrze wyglądać – fuknęłam rozbawiona, poprawiając rozwiane kosmyki.
            - Zawsze jesteś śliczna. – Puścił mi oczko, jakby udając, że ze mną flirtuje. Robił tak bardzo często, zazwyczaj by poprawić mi humor lub dodać odwagi.
            - Trzymaj kciuki głupku – odpowiedziałam, kładąc dłoń na klamce. Pod pachę chwyciłam teczkę z dokumentami, a w rękę organizer z perfumami.
            - Dzień dobry. – Zaczęłam i nim zdążyłam zrobić jakiekolwiek rozeznanie, dokumenty wysunęły mi się spod pachy lądując pod moimi nogami. Schyliłam się, odstawiając fiolki na bok, by przypadkiem z moją gracją nie wylądowały również na ziemi. Brzuszek nieco utrudniał mi zadanie, dlatego zajęło to dłużej niż w normalnej sytuacji. Gdy już zorientowałam się jak bardzo musiałam się skompromitować, wyprostowałam sylwetkę by móc nadrobić wpadkę. – Bardzo przepraszam, ostatnio jestem jakaś… - Nie potrafiłam nic więcej z siebie wydusić.
            Moje ciało przeszedł chłodny dreszcz, a mięśnie zaczęły się napinać. Całe szczęście nie trzymałam perfum w ręce, ponieważ z powodu ich nagłego drżenia na pewno byłyby już roztrzaskane. Rozszerzyłam oczy, a następnie zamrugałam kilka razy, by upewnić się, że to wszystko nie jest kłamstwem.
            - Sakura. – Usłyszałam ten męski, stonowany głos, którego od paru miesięcy szukałam w swojej pamięci. Mimo, że zawsze starał się zachowywać opanowanie i z dystansem, tym razem wydawał się zaskoczony równie mocno jak ja.
            Z każdym spojrzeniem w jego pochłaniające czarne tęczówki, wspomnienia zaczynały atakować mnie ze wszystkich stron. Dotyk. Szept. Pocałunki. Idealne ciało, skryte pod aksamitną koszulą i czarnym krawatem.
            - To się nie dzieje – wymamrotałam, a ręce zaczęły mi się pocić z nerwów. Odwróciłam się na pięcie, by jak najszybciej wydostać się z tego pomieszczenia. Ostatnie, co usłyszałam, to trzask przekręcanego klucza w zamku. – Itachi! Otwieraj ty cholerny sadysto. – Uderzyłam pięścią w drzwi, panicznie starając się uciec od tej sytuacji.
            Do moich uszu dobiegł hałas odsuwanego krzesła, które następnie głośno upadło na ziemie.
            - Tyle cię szukałem – odezwał się cicho, chłodno. Bez emocji. – A ty byłaś u mojego brata? – W jego głosie wyczułam narastający żal. – Nie masz odwagi nawet na mnie spojrzeć?
            Wzięłam głęboki oddech, starając się opanować drżące ciało. Czułam jak zbliża się do mnie, a jego oddech zdawał się być coraz bardziej odczuwalny.
            - Nie mamy sobie nic do wyjaśnienia Sasuke. Sam powiedziałeś, że niczego między nami nie było. – Odwróciłam się, by spojrzeć mu w oczy. Tchórzliwa Sakura musi odejść na bok.
            - Wiem, zachowałem się jak idiota. – Zacisnął pięść, a jego ciało napięło się, gdy nasz wzrok się zrównał. Czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Tak bardzo nie chciałabym pokazać, że w środku wciąż jestem słaba.
            - Cieszę się, że do tego doszedłeś, jednak to nic nie zmienia. – Wyminęłam go, starając się znaleźć dla siebie więcej oddechu. Jego zapach paraliżował moje zmysły.
            - Proszę, daj mi wytłumaczyć. – Znów zrobił krok w moja stronę.
            - Nie podchodź. – Zakazałam mu, wyciągając do przodu otwartą dłoń, co poskutkowało niemal natychmiastowo. – Zrujnowałeś mi życie. Karmiłeś czułymi słówkami, dawałeś nadzieje, a potem kolejno mi ją odbierałeś.- Krążyłam nerwowo po sali, wytykając mu wszystko, co sprawiało mi ból. - Składałeś obietnice, których nie potrafiłeś dotrzymać. Nie chcę życia w kłamstwie. Już raz to przerabiałam. – Zdenerwowana machałam dłońmi sądząc, że w jakiś cudowny sposób pomoże mi to pozbyć się całego narastającego żalu.  
            - Przepraszam. – Nie patrzył mi w oczy. Stracił pewność siebie, którą zwykle emanował. W tym momencie stał się mały, pozbawiony jakiejkolwiek siły przebicia.
            - Przepraszasz mnie? Chyba trochę za późno – burknęłam, a następnie opierając się zacisnęłam dłonie na blacie długiego, metalowego stołu. Ostatkami sił powstrzymywałam łzy.
            - Ja... Zmienię wszystko. Potrzebuję tylko ciebie obok mnie. – Jego głos był przepełniony dziwnym wyrzutem. Jego ciało przygarbione, pełne skruchy.
            - Wybacz Sasuke. Ja chciałabym mieć kochającego, odpowiedzialnego faceta, a nie dwójkę dzieci. – W pomieszczeniu zapadła cisza. Wpatrywałam się w nieokreślony punkt na ścianie, a on wlepił wzrok w hebanowe panele.
            - Sakura – zauważyłam, że znów niebezpiecznie zbliża się w moim kierunku.
 – Mówiłam, żebyś nie podchodził. – Wyprostowałam rękę do przodu, a po chwili moje palce musnęła delikatnie jego dłoń. W osłupieniu wpatrywałam się, jak nasze dłonie łączą się, a następnie zbliżył się na odległość zaledwie jednego kroku.
– Nigdy nie jest za późno – wyszeptał, a ja znów zatopiłam się w jego spojrzeniu.
            Znów dojrzałam w nich to cudowne ciepło, pożądanie. Czułam jego oddech na swoim policzku, a ciało pokryła gęsia skórka.
            - Ścięłaś włosy – oznajmił mi, w palcach przeczesując różowy kosmyk.
            - Postanowiłam coś w sobie zmienić – wymamrotałam, lekko zawstydzona jego stwierdzeniem. Nie sądziłam, że akurat to przykuje jego uwagę.
            - Wyglądasz pięknie. – Odwróciłam wzrok, gdy jego zapach znów omamiał moje myśli.  – Tęskniłem za tobą – wyszeptał i chwycił moją twarz w dłonie, zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Dzieliły nas milimetry, a moje serce zaczęło bić w szalonym tempie. Nie zamierzał odpuszczać. Pogładził kciukiem mój policzek, a następnie delikatnie musnął moich warg. Złożył na ustach ciepły pocałunek, którym chciał roztopić wszystkie granice, które między nami zbudował.
            - Sasuke – wyszeptałam jego imię czując narastającą gulę w gardle. Wystarczyło to jedno słowo, wypowiedziane w tak bolesny i wymowny sposób, by oddalił się na niewielka odległość.
            - Nie wrócisz ze mną prawda? – W powietrzu zapanowała ciężka cisza. - Mogę?  - Spojrzał na mój zaokrąglony brzuch, który mimowolnie tworzył między nami pewną odległość. Potrafiłam jedynie skinąć twierdząco głową.
            Przykucnął i delikatnie położył obie dłonie na moim brzuszku, kciukiem głaszcząc szorstką powierzchnię białego swetra. Nie potrzebne były nam słowa. Chodź jeszcze nie był w stanie wyczuć, a co dopiero zobaczyć naszego dziecka, dojrzałam w jego spojrzeniu ogromne pokłady miłości. Sam dotyk wywoływał w nim niespotykaną czułość, którą zawsze tak zawzięcie ukrywał. 
- Twój tata tu jest – wyszeptał i przyłożył czoło między dłonie, przymykając oczy.
Ten widok wywoływał we mnie narastającą falę płaczu, której nie potrafiłam już powstrzymywać. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a z gardła wydobył się jęk. Płakałam jak małe dziecko. To była gorycz, którą dusiłam w sobie kilka miesięcy. Chciałam teraz jedynie dać im upust. Wyrzucić z siebie wszystkie smutki.
            - Sakura. – Usłyszałam jego cichy szept. Zabrałam dłoń, którą chciał pochwycić, w myślach prosząc, by zostawił mnie teraz w spokoju. Przez chwilę przypatrywał mi się tylko wstając na równe nogi.
             Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a w progu pojawiła się sylwetka Itachiego i Izumi. Dziewczyna natychmiast podbiegła do mnie przyciskając zapłakaną twarz bliżej ciała. Wtuliłam się w jej obojczyk starając się odnaleźć bezpieczne schronienie.
            Widziałam już tylko rozmazane cienie Itachiego i Sasuke, którzy z odrobiną złości wymieniali się niesłyszalnymi dla mnie zdaniami, a następnie młodszy Uchiha opuścił salę konferencyjną.
            Izumi puściła mnie, gdy tylko Itachi podszedł bliżej, ogarniając całe moje ciało swoimi szerokimi ramionami. Natychmiast wtuliłam się w jego tors pozwalając sobie na jeszcze głośniejszy płacz.
            - Nienawidzę cię – wyrzuciłam nieszczerze, a jego koszula chłonęła moje kolejne łzy.
            - Wiem mała, wiem. – Głaskał moje włosy, starając się po prostu zrozumieć. 


Sytuacja troszkę wymyka się Sakurze spod kontroli. Co Itachi sobie myślał sprowadzając Sasuke? 

Dobra wiadomość jest taka, że opowiadanie zostanie przedłużone do prawdopodobnie trzydziestu rozdziałów. YAY!
           

8 komentarzy:

  1. Biere się za Ciebie ziomalko xD Za długo zwlekałam z komciem, ale chyba przez jakiś trans wywołany życiem i rozdziałem xD
    Podoba mi się relacja jaka utworzyła się miedzy Sakurą i Itachim, widać, że on chce dla niej jak najlepiej. Ale serio martwi mnie to, że on o niczym nie powiedział Sasuke na początku. W końcu to jego brat! Wiesz, moim zdaniem już wcześniej powinien mu napomknąć. No dobra, Itachi zagrał tak jak chciałam, nie powiem, że nie xD
    Zakończenie mnie nawet satysfakcjonuje, nie powiem, że nie xD
    Buziam Mordeczko :*
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Sakura zakazała mu napomkać :D Itachi był w trudnej sytuacji i ciężko było mu zdecydować. Sakura została skrzywdzona przez jego brata i czuł pewnie się w jakiś sposób dłużny. A z drugiej strony pewnie uważał, że Sasuke musi dojrzeć do takiej sytuacji :D Dodatkowo uważam, że jego czyn pokierowany był troską o Sakurę i stwierdził, że dłużej nie może pozostać z tym sama. W końcu prędzej czy później chciał, żeby się dogadali :D

      Uff! Cieszę się, że cię to satysfakcjonuje :D haha

      Usuń
    2. Nie ma to jak tłumaczyć mi coś co i tak wiem xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń
    3. Dooobra :D Weź nie fikaj ;p

      Usuń
  2. Uważam, że Sakura go i tak łagodnie potraktowała. Ale no kurczę kobieto, daj ojca dziecku chociaż. Być z nim nie musi, tylko czemu od razu uciekała? Kobiety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak jest delikatną kobietą. Przy nim mięknie :) Myślę, że wszystko niedługo sie wyjaśni ! :D
      Dziękuję, że jesteś i czytasz :)

      Usuń
  3. Wpadłam na ten blog przez przypadek i... przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem. :) Piękne opisy, świetne dialogi i bardzo sympatyczny szablon. Jestem zachwycona.

    Zapraszam do mnie na bloga http://saku---sasu.blog.onet.pl na którym jeszcze mało się dzieje.
    Będę bardzo wdzięczna jeżeli na tym własnie blogu dasz mi znać o nowych wpisach tutaj.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Niro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes uradowana, że ten przypadek przygnał cię na mojego blaga i dodatkowo cię zachwycił :)

      Z chęcią zajrzę na twojego bloga i mam nadzieję, że i ty wciąż pozostaniesz z moją historią :)
      Całusy :*

      Usuń