Miesiąc
temu wróciłem do wioski. Stojąc u bram Konohy zastanawiałem się, czego
powinienem oczekiwać, czego się spodziewać.
Po
co wróciłem?
Prawdopodobnie
chciałem na sobie odczuć te nadzieje, pokładane w wiosce i w końcu obiecałem
jej, że wrócę.
Na
samo wspomnienie jakie budziła we mnie wioska mięśnie nieprzyjemnie się spięły,
nogi drżały i całe ciało krzyczało bym tego nie robił. Obawiałem się, że
powróci przeszłość, którą pozostawiłem za sobą. Tamte dni wyryły mi się w
pamięci jak blizna.
Z
każdym kolejnym krokiem w głąb wioski, żołądek pochodził mi coraz bardziej do
gardła. Skoro nie czułem w sobie dość siły, dlaczego ruszałem wciąż do przodu?
Dlaczego walczyłem z narastającym niepokojem i drżącymi dłońmi?
Odpowiedź
była prosta – ty wciąż na mnie czekałaś.
Trochę
czasu zajęło mi, by zrozumieć, że utraciłem swoja pojedynczość, ponieważ w dniu
kiedy złożyłem ci obietnicę było już nas dwoje – ja i ty. Zawsze
mi mówiłaś, że będziesz czekała tak długo, jak wiele czasu będę potrzebował. Ta
świadomość pchała mnie naprzód. I wiesz co, Sakura? Ten głupek w końcu
zrozumiał, że to dzięki tobie ma dokąd wrócić.
Zwróciłem
wzrok z białego sufitu na jej delikatną cerę. Wciąż pogrążona była we śnie, a
jej klatka piersiowa unosiła się w spokojnym tempie. Pozwoliłem sobie przyłożyć
opuszki palców do jej zaróżowionego policzka, kciukiem pocierając jego
powierzchnię. Nie miałem zamiaru jeszcze jej budzić, więc gdy tylko jej powieki
niespokojnie drgnęły, odsunąłem dłoń.
Wciąż
nie potrafię zrozumieć, jak doszło do tego, że od pewnego czasu budzę się przy
jej boku. Ale właściwie wcale mi to nie przeszkadzało. Czasami były momenty, w
których przyłapywałem się na tym, że całą swoją uwagę skupiałem na niej, zapominając
o wszystkim wokoło. Była cała tylko dla mnie, a ja mimo bycia obok nie
potrafiłem okazać jej odpowiedniej wdzięczności. A przecież w pełni na nią
zasługiwała.
Podniosłem
się do pozycji siedzącej, dłońmi przecierając zaspaną twarz. Kątem oka zerknąłem
w stronę kobiety, utwierdzając się w przekonaniu, że wciąż śpi. Z całych sił
starałem się bezszelestnie wydostać spod kołdry, by następnie z oddechem ulgi
postawić obie stopy na ziemi.
W pokoju robiło się dość duszno,
dlatego zbliżyłem się do okna uchylając je od góry. Świeże powietrze
natychmiast uderzyło do moich nozdrzy, a następnie wypełniło całe
pomieszczenie. Choć nigdy nie zwracałem na to większej uwagi pogoda za oknem
wydawała się dziś bardziej słoneczna niż przez ostatnie parę dni. Może to
właśnie był odpowiedni czas na podjęcie jakiejś decyzji.
<<>>
Popiłem łyk kawy, wsłuchując się w panująca
ciszę, która po chwili została przerwana ledwo słyszalnymi krokami.
- Dzień dobry, Sasuke-kun – wymamrotała
cicho stając w progu kuchni. Wyglądała na nieco skrępowaną. Choć przez pewien
czas podejrzewałem, że to ja nie będę potrafił przyzwyczaić się do takiego
trybu życia, okazało się całkowicie odwrotnie. Niejednokrotnie widziałem ją w
koszuli nocnej, a za każdym razem wydawała się tym lekko speszona. - Długo już
nie śpisz?
- Niedawno wstałem – odpowiedziałem,
a następnie dopiłem ostatni łyk kawy.
- Mogłeś mnie obudzić. –
Obserwowałem, jak podchodzi do czajnika, a następnie przykładając palec do jego
nagrzanej powierzchni przeklęła pod nosem. Wyglądała zabawnie, ustami starając
się załagodzić oparzenie.
- To nie miałoby sensu. – Odsuwając
krzesło w tył, podniosłem się z miejsca. Stanąłem tuż obok niej, gdy woda w
czajniku ponownie zaczęła się gotować. Z naburmuszonymi policzkami śledziła
wszystkie moje ruchy, jakby starała się je zapamiętać.
- Mamy jakieś plany na dziś? –
Rozpromieniła się nieco, a przez jej myśli prawdopodobnie przeleciało stado
dziwnych i nazbyt ckliwych pomysłów.
- Ty masz. – Odstawiłem kubek do
zlewu. Odwróciłem się w jej kierunku. – Pół dnia będziesz w szpitalu. –
Wypomniałem jej nakład obowiązków, który na siebie brała. Nie miałem jej tego
za złe, ponieważ w przeciwieństwie do mnie zawsze z całych sił starała się
robić coś dobrego dla tej wioski.
- Mogę wziąć dziś wolne i wtedy… -
Przerwałem jej narastające podekscytowanie, wplatając dłoń w różowe kosmyki
włosów. Jak zwykle były delikatne i miękkie.
- Nie ma takiej potrzeby Sakura – dodałem,
przykładając czoło do jej. Pochłaniałem ten naturalny kobiecy zapach, który
stawał się dla mnie jak narkotyk. Uzależniałem się. Opuściła dłonie wzdłuż
ciała, wiedząc, że nie wygra naszej potyczki słownej. Przestała walczyć
poddając się chwili. Osunąłem się nieco składając czuły pocałunek na jej czole.
– Następnym razem.
<<>>
Sądziłem, że nie będę zwracał
najmniejszej uwagi na wzrok mieszkańców Konohy. Te pogardliwe i przerażone
spojrzenia. Może i z czasem słabły, jednak wciąż były wymowne.
W
jakimś stopniu chciałem, żeby Sakura była obok i dręczyła mnie różnymi
historiami, jakie ominęły mnie, gdy byłem w podróży. Opowiadała mi o głupich
pomysłach Naruto i jego wpadce na weselu. O Ino, która przyjęła oświadczyny
Saia. Ten gość był dla mnie jedną wielką zagadką, a ta blondynka? Trudno mi
uwierzyć, że niedługo wyjdzie za mąż.
Przechodziłem
alejkami, nie mogąc się nadziwić, jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie.
Zabudowa wioski zmierzała w zupełnie innym kierunku. Wszystko stawało się
bardziej nowoczesne i takie… obce. Ciekawe, co Itachi zrobiłby w takiej
rzeczywistości. Na pewno nie użalałby się nad sobą, że nie potrafi się
odnaleźć.
Z
dezaprobatą kopnąłem pobliski kamyk, który poleciał wprost pod czyjeś nogi.
Uniosłem wzrok, napotykając nudzone spojrzenie. Ku mojemu zdziwieniu przyjaciel
nie był sam.
-
Sasuke? Słyszałam, że wróciłeś. – Głos zabrała siostra Kazekage, która z
nieludzkim pokładem energii świdrowała mnie wzrokiem.
-
Na długo zostajesz? – zapytał Shikamaru, a po jego minie odnosiłem wrażenie, że
tak naprawdę nie jest zainteresowany odpowiedzią. O ile dobrze pamiętam, zawsze
wyróżniał się swoim charakternym lenistwem.
-
Jeszcze nie wiem – odpowiedziałem szczerze. Czekałem na jakikolwiek znak od
Hokage. Jak to Kakashi kazał mi czekać i „cieszyć się życiem”.
-
Suna ma jakiś interes do wioski? – spytałem nieco zainteresowany pobytem Temari
w Konoha. Brak odpowiedzi nieco mnie jednak zbił z tropu, gdy na te słowa
brunet podrapał się po włosach i z nutką zażenowania uciekał wzrokiem w bok.
-
Sprawy prywatne – wymamrotała zawstydzona blondynka, a jej twarz momentalnie
zaszła purpurą.
-
W każdym razie – zaczął Nara. – Fajnie, że wróciłeś. – Położył mi dłoń na
ramieniu, zadając sobie trud delikatnego uśmiechu. Nie wyczułem w tym ironii,
ani żalu. Oni naprawdę cieszyli się, że jestem w domu?
Skinąłem
głową, następnie wyminęliśmy się podążając w przeciwnych kierunkach. Gdy tylko
przeszedłem kawałek dalej mimowolnie odwróciłem się, dostrzegając jak delikatna
kobieca dłoń wplata się między palce bruneta, by następnie z promiennym uśmiechem
zacisnąć się na jej powierzchni.
Wszystko
się zmieniało. Czas płynął właściwym tempem, a ja byłem zatracony gdzieś
pomiędzy przeszłością, a
teraźniejszością. Czy nie potrafiłem spojrzeć do przodu?
Ludzie
łączą się w pary. Jest to najbardziej naturalny proces w dorastaniu. Przecież
mnie i Sakurę zaczęły łączyć relacje, o których nigdy wcześniej nie pomyślałem.
Nie wpuszczałem do świadomości, że kiedykolwiek jeszcze poczuję do kogoś tak
ciepłe emocje. Ten czuły dotyk, gorące pocałunki. Ona zasługiwała na dużo
więcej. Powinienem dać jej dowód wdzięczności za to, że czekała dla mnie tak
długo i tak wiele wycierpiała.
Mijałem
pobliskie witryny sklepowe, obserwując spokojne i uradowane twarze mieszkańców.
Sprawiali wrażenie, jakby żadna wojna i wszelkie zagrożenia zupełnie nie
istniały. Cieszyli się chwilą i tym, co mają.
Zatrzymałem
się przy pobliskim sklepie, a mój wzrok padł na wyeksponowaną biżuterię.
Zrobiłem krok, a następnie drugi, by z bliska przyjrzeć się tym niepotrzebnym
drobiazgom. Sakura pewnie by się ucieszyła. Niezauważalnie uśmiechnąłem się pod
nosem na myśl o jej błyszczących ze szczęścia oczach.
-
Zamierasz się oświadczyć Sakurci? - Odskoczyłem
od witryny, gdy ten irytujący głos dobiegł moich uszu. Straciłem koncentrację,
dlatego bez problemu mnie podszedł.
-
Jesteś idiotą – rzuciłem odchodząc od sklepu. Ruszyłem przed siebie w zupełnie
nieznanym celu, byle być jak najdalej od tego głąba. Dałem się zaskoczyć w
najmniej odpowiedniej sytuacji i będę tego żałował przez najbliższy rok.
-
Nie uciekaj Sasuke! – krzyknął za mną, a po chwili zrównał mi kroku. – To
zupełnie normalne, że chcesz zrobić krok do przodu. Sakura to świetna kobieta.
Jest piękna, więc jeśli się nie pośpieszysz ktoś zrobi to przed tobą.
-
Powiedz jeszcze jedno słowo, a wylądujesz u niej w kawałkach. – Zatrzymałem
się, a mięśnie niebezpiecznie się napięły.
-
Wyluzuj. – Naruto poklepał mnie po plecach. Zarzucił ręce za głowę, jakby nie
przejmując się całą dyskusją. Czy tylko ja miałem do tego wszystkiego pewien
dystans?
-
Powinieneś w końcu to zrobić – dodał po chwili.
-
Nie wiem, o czym mówisz – burknąłem wymijająco. Tak bardzo chciałbym mieć ten
temat za sobą.
-
Oczywiście wiem, że nie dasz rady być tak czarujący i zaskakujący jak ja, ale
poradzisz sobie. – Wyszczerzył się, działając mi coraz bardziej na nerwy. Wiem,
do czego zmierzał, a ja nie miałem zamiaru dać się złapać w jego gierki.
Obsesja na punkcie rywalizacji stawała się jego znakiem rozpoznawczym. – Weź ją na ramen – dodał.
-
Zjeżdżaj. – Zamachnąłem się, by z całej siły uderzyć go w brzuch. W jego
miejscu pojawił się tylko dym, a irytujący klon zniknął. Tak jak przypuszczałem.
Skończony idiota.
<<>>
Czasami
w życiu bywa tak, że z niezrozumiałych powodów podejmowanie najprostszej
decyzji wydaje się wyzwaniem ponad nasze siły. W tej sytuacji stopniowo
zaczynałem popadać w stan bezradności, a nawet rozpaczy.
-
Z tego modelu mamy również białe złoto, jednak z nieco mniejszym kryształem –
doradzała mi młoda kobieta, która musiała znać się na tych wszystkich bzdetach.
Pokazywała mi model pierścionka, a z każdym kolejnym miałem wrażenie, że nic
nie pasuje do Sakury. Nie wydawała mi się kobieta, która uwielbiała nosić na
sobie drogie i duże kamienie. Właściwie nigdy nie widziałem, by cokolwiek na
sobie nosiła z biżuterii. Jak do cholery w takim przypadku mam wybrać kolor i
rozmiar?!
Lekko
już podirytowany przeskakiwałem z nogi na nogę, w duchu prosząc, by nikt więcej
nie zastał mnie w tak idiotycznej sytuacji.
-
Widzę, że nie jest pan przekonany – odparła dziewczyna, nie tracąc ni krzty
entuzjazmu. Była tak ucieszona, jakby sama dla siebie wybierała biżuterię. – W
takim razie pokażę panu jeszcze ten! – Schyliła się, by wysunąć kolejną
szufladę mieniących się pierścionków.
- Proszę mi coś wybrać. – Miałem już
serdecznie dość.
- Słucham? – Zdziwiona podniosła na
mnie wzrok. – Nie mogę – dodała.
- Dlaczego?
- Ponieważ wtedy to nie będzie pana
wybór.
Przeczesałem
dłonią włosy, wypuszczając ciężko powietrze. Zamknąłem oczy, wysuwając przed
siebie dłoń, by ponownie je otworzyć. Pochwyciłem pierwszy pierścionek, nad
którym miałem palec.
-
Niech będzie ten.
<<>>
Kompletnie
nie wiedziałem jak powinny wyglądać takie sytuacje. Może po prostu podejdę i
jej go dam. I tak będzie zadowolona.
Znalazłem
się pod dużym budynkiem szpitalnym, wokół którego panował dziwny spokój. Wzmógł
się delikatny wiatr, który rozwiał mój wolny rękaw. Spojrzałem w górę,
uspokajając myśli. Nie chcąc robić zamieszania dojrzałem uchylone okno, z
którego zamierzałem w tej chwili skorzystać.
Dla
shinobi wspięcie się na budynek nie było wyzwaniem, dlatego też po chwili
znalazłem się tuż przy szybie. Najpierw niepewnie zerknąłem do środka, a gdy
okazało się, że w pomieszczeniu jest jedynie Sakura, przykucnąłem na moment
obserwując jej spokojne ruchy.
Otworzyłem
szerzej okno, by niepostrzeżenie dostać się do środka. Ludzie w wiosce stali
się zbyt ufni. Równie dobrze mógłbym ja po prostu zabić, a ona nie miałaby
szansy się obronić. Czy ktoś wtedy byłby zadowolony?
Stanąłem
tuż za nią, spoglądając, jak uzupełniała dokumenty, wolnym gestem nadgarstka
podpisując swoje nazwisko – Haruno. W tym momencie poczułem ciepło na sercu, na
myśl, że pragnę uczynić z niej swoją kobietę - Panią Uchiha.
-
Jak długo zamierzasz tam stać? – Usłyszałem jej cichy, rozbawiony głos.
-
Jesteś za łatwym celem – wyszeptałem, kładąc dłoń na biurku, a twarz zatapiając
w jej włosach.
-
Celem dla kogo? Tylko ty wchodzisz do mnie przez okno. – Zaśmiała się, jednym
ruchem odwracając na fotelu przodem do mnie.
Skrzywiłem się lekko, ukazując swoje
jawne niezadowolenie. Powinna być ostrożniejsza.
- Wojna się skończyła Sasuke –
wyszeptała, mierząc mnie wzrokiem. Jej głos był tak czuły i kojący, że
pragnąłem słuchać go więcej.
Wysunęła ręce przed siebie, starając
się otoczyć całe moje ciało ramionami. Dłoń obsunęła nieco niżej, zahaczając o
kieszeń moich spodni. Momentalnie pochwyciłem jej nadgarstek odciągając w tył.
Przecież w tej kieszeni chowałem cały ciężar. Zrobiło mi się gorąco na myśl, że
mogłaby się dowiedzieć o pierścionku. Jeszcze przed chwilą chciałem jej go po
prostu dać, a teraz zaczynałem się pocić na myśl, jak powinienem to zrobić.
- Sasuke? – Zaskoczona przechyliła
głowę w bok, a następnie spuszczając wzrok odsunęła się nieco ode mnie. –
Wybacz.
Znów to spieprzyłem. Za każdym razem,
gdy ona starała się zrobić krok w naszej wspólnej relacji, ja musiałem to
zepsuć. Choć nigdy nie było to zamierzone działanie. Jak mogę jej pokazać, że nie
powinna mnie za to przepraszać.
- Głodna? – rzuciłem, by jak
najszybciej odpędzić negatywne wrażenie.
- Bardzo! – Prawie podskoczyła z
miejsca.
<<>>
-
Nie sądziłam, że zabierzesz mnie na ramen. – Zaskoczona przewiesiła torebkę na
krzesełku. Sam nigdy nie posądziłbym się o coś takiego. Miałem wrażenie, że
zamieniam się w Naruto.
- Ja też nie – odpowiedziałem,
czując narastający we mnie niepokój. To wcale nie było tak proste jak twierdził
Uzumaki. Jak zwykle wszystko przerysował.
Czekając na posiłek nie potrafiłem
wydusić z siebie żadnego słowa. Zbawieniem było, że Sakura miała ciężki dzień w
pracy i przejęta opowiadała mi historię pewnego dziecka. Choć starałem się na
nią patrzeć i przytakiwać, kompletnie zatraciłem się w tym, co do mnie mówiła.
Moje myśli uciekały w dziwnych kierunkach, a rzecz w kieszeni miałem wrażenie,
że zaraz wypali mi dziurę. To jednogłośnie była najtrudniejsza misja w moim
życiu.
- Co się stało Sasuke? Jesteś dziś
jakiś dziwny. – Zwróciła mi uwagę, przywracając do rzeczywistości.
Nie wiedziałem właściwie, co
powinienem jej odpowiedzieć. Biłem się z myślami, czy to może jest moment, by
zrzucić z siebie ten ciężar.
- Jest dobrze – wydusiłem.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć,
nie powinieneś tego odwlekać – dodała po chwili, a jej głos nieco zmarkotniał.
Znów wyglądała na przybitą, a ja nie potrafiłem temu zaradzić.
- Powiedziałem, że to nic takiego.
- Sasuke…
Ostatecznie z tej żenującej sytuacji
odratował mnie gorący ramen, który został podstawiony nam pod nosy. Zapach
unosił się w powietrzu, co momentalnie odwróciło uwagę Sakury. Przynajmniej na
chwile. Przymknąłem oczy, dłoń zaciskając na kieszeni spodni. Zabije Naruto.
Do końca posiłku nie miałem odwagi
się odezwać, ani Sakura nie była już tak ochocza do rozmowy. Czegoś się
obawiała, a w tym momencie nie potrafiłem jej kompletnie przejrzeć. Znaleźliśmy
się w dziwnym dołku, do którego ja nas zepchnąłem.
Zapłaciłem, a następnie przepuściłem
Haruno przodem. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz świeże powietrze ocuciło moje
myśli.
- Przejdźmy się – rzuciłem
wyrównując z nią kroku.
- Dobrze – wymamrotała, podążając
przy moim boku jednak zachowując przy tym niewielki dystans.
Opuściliśmy zaludnione centrum
wioski, przedostając się na obrzeża wioski. Było tu znacznie spokojniej i nieco
bardziej komfortowo niż w całym tym chaosie.
- Nie jest ci zimno? – Tym
idiotycznym pytaniem starałem się rozwiać cisze, która wisiała nad nami.
- Nie. Jest w porządku. –
Uśmiechnęła się szeroko, a ja nie miałem pomysłów na dalszy ciąg tej rozmowy. Kątem
oka widziałem, jak rozgląda się po okolicy, gdy przechodziliśmy po niewielkim
drewnianym mostku nad ciągnącym się strumieniem.
W całej tej żenującej atmosferze
poczułem delikatne osunięcie po dłoni. Najpierw niczym słaby wiatr, a następnie
powtórzyło się z nieco większą siłą. Zjechałem wzrokiem, spoglądając na
zawstydzoną kobietę. Jednym gestem starała się dotknąć mojej dłoni, by potem
zahaczyć o moje palce. Zmarszczyłem brwi, rozbawiony jej nieporadnym
zachowaniem. Poruszyłem ręką, co natychmiast spotkało się z jej reakcją.
Odsunęła się, udając, że niczego nie próbowała. Pochwyciłem jej dłoń zaciskając
pewniej. Zwróciła na mnie swoje zdziwione szmaragdowe tęczówki i wplotła palce
między moje. To był gest, który momentalnie ukoił jej myśli.
Popchnąłem ją w stronę drewnianej
barierki, ciałem stykając się z jej. Położyłem głowę na kobiecym ramieniu,
wdychając jej różany zapach. Kolejno składałem na ciepłej skórze pojedyncze
pocałunki. Przymknęła powieki, oddając się tej jednej chwili.
Czułem, że to może być właściwy
moment. Atmosfera wokół nas robiła się intymna i wyjątkowa, a ja zamierzałem
sprawić tę chwilę jeszcze szczególniejszą. Zebrałem się na odwagę. Jeśli teraz
tego nie zrobię, to nie wiem czy kiedykolwiek dam radę.
Wykorzystałem chwile jej nieuwagi,
by wysunąć z kieszeni mały pierścionek. Spojrzałem na niego ostatni raz
niepewny jakiejkolwiek reakcji. Czy ona będzie chciała kogoś takiego?
- Sakura… - wymamrotałem pod nosem.
Zacisnąłem mały przedmiot w pięści, by po chwili odważyć się na te parę słów. –
Czy mogłabyś… - Wyskoczyłem nagle pewniej, otwierając dłoń.
W tej jednej chwili pierścionek w
całym roztargnieniu wypadł mi z ręki, odbijając się raz od mostku, by
ostatecznie wpaść do wody. Przekląłem w myślach.
- Co mówiłeś? – Sakura odwróciła
się, świdrując mnie wyczekującym wzrokiem. Chciała puenty mojej wypowiedzi, a
ja nie miałem dla niej zupełnie nic.
- Rozwiązał mi się but. – Wypaliłem,
schylając się w dół. Przez szpary widziałem tylko, jak strumyk poruszył się
zaburzony. Rozwiązałem sznurowadła.
- Pomogę – dodała natychmiast
przykucając tuż przede mną.
- Nie trzeba.
- Ale ja chcę. – Wyczułem w jej
głosie determinację. Chwyciła sznurówki, wymijając moją rękę.
- Powiedziałem, że nie musisz. –
Zaakcentowałem nieco ostrzej, zdenerwowany własną głupotą. Pech chciał, że
musiała być obok. Niepostrzeżenie stała się moim punktem do wyładowania złości.
Pochwyciłem jej dłoń, odsuwając od buta.
Była smutna. Wydawała się przybita.
Znów z mojej winy. Podniosłem się na równe nogi, palcami przejeżdżając po jej
nagim ramieniu.
- Czy możesz wrócić sama do domu? Przyjdę
niedługo. – Zebrałem się na jak najmilszy ton głosu, by dodatkowo nie dawać jej
powodów do żalu.
- Dobrze – odpowiedziała cicho, a
następnie odeszła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
<<>>
Siedziałem przy strumyku, obserwując
jego spokojny bieg. Nie zasługiwałem na taką kobietę. Prawdopodobnie pozostanę
sam, podróżując, by chronić wioskę. Przekręciłem w dłoni mały kamyk, by po
chwili cisnąć nim do wody.
- Nie wiedziałam, że chodzisz w takie
miejsca. – Usłyszałem damski głos, a następnie kobieca sylwetka przysiadła obok
mnie.
- Przypadek – odpowiedziałem, kątem
oka lustrując żonę Naruto. Hinata Hyuga. Nie często miałem okazję z nią rozmawiać.
Jeśli jakiekolwiek moje odpowiedzi można uznać za rozmowę.
- Naruto mówił, że coś planujesz z
Sakurą. – Nie patrzała na mnie. Spoglądała w dal. Jej postać była dla mnie
owiana tajemnicą. Posiadała w sobie moc, która dawała jej siłę, by wytrwać z
tym głąbem, a jednocześnie była delikatna. – Oczywiście nie chciałabym się
wtrącać. – Uśmiechnęła się zmieszana, machając dłońmi w geście obronnym.
- To chyba nieaktualne. – Sam nie
wiem, dlaczego postanowiłem jej się zwierzyć.
- Wybacz, ale przypadkiem widziałam
jak twój pierścionek wpadł do wody. – Znów przybrała poważną minę. Odniosłem
nawet wrażenie, że było jej równie przykro, co Sakurze, która nawet nie wie co
straciła.
- Żenujące. – Rzuciłem kolejny kamyk
do wody, sprawiając, że odbił się raz od jej powierzchni.
- Wcale nie – zaprzeczyła prawie
natychmiast. – Naruto oświadczył mi się zabierając na ramen. – Uśmiechnęła się
szeroko. Tego mogłem się spodziewać po tym głąbie, choć za jego radą próbowałem
zrobić to samo. – Był niesamowicie zdenerwowany, a podczas wkładania mi pierścionka
rękaw jego koszuli zapalił się nad świeczką. – Znów zaśmiała się na wspomnienie
nieporadności Uzumakiego. Mimo wszystko, wyszła za niego i jest szczęśliwa?
- Sakura powinna mieć kogoś, kto
sprawi, że nigdy nie będzie płakać. – Wyrzuciłem z siebie wszystkie myśli, które
ciążyły mi od dłuższego czasu.
- Czy właśnie takie myślenie nie
sprawia, że jesteś dla niej odpowiedni? – Odwróciła się w moją stronę, a jej
kąciki ust lekko uniosły się do góry. –
Nie wzoruj się na Naruto. Zrób to tak, jak zrobiłby to Sasuke Uchiha.
Przez moment zapanowała cisza, która
w tym wypadku była zdrowotna. Jak zrobiłby to Sasuke Uchiha?
Hinata podniosła się z ziemi dłońmi
otrzepując fioletowy sweter.
- Chcesz bym odnalazła go swoim
byakuganem? - Przystanęła na moment
wpatrując się w strumień.
- Nie trzeba. Nie pasował do niej. –
Podniosłem się z ziemi. Ostatni raz uśmiechnęła się do mnie, a następnie
wyminęła spokojnym krokiem. Czuję, że Naruto maczał w tym swoje brudne paluchy,
ale byłem im teraz dozgonnie wdzięczny. Zrobię to tak, jak ja bym to zrobił.
<<>>
Wracając przeczuwałem, że rozmowa z
Sakurą będzie musiała jeszcze chwilę zaczekać.
-
Sasuke. Możemy pogadać? – Odwróciłem się w stronę Kakashiego, właściwie
zakładając z góry temat dyskusji.
<<>>
Powoli nastawał wieczór. Niczym
złodziej skradałem się do mieszkania, obawiając się najgorszego. Wciąż nie
wiedziałem czy gniewa się na mnie bądź odczuwa pewien żal. Z Sakurą był problem
taki, że nigdy nie potrafiła wygarnąć mi wszystkiego, co ją akurat męczyło.
Czasami potrzebowałem by wprost powiedział, co myśli. Kuchnia była pusta, to
samo z salonem.
Otworzyłem drzwi sypialni,
dostrzegając jej skulone ciało przykryte szarym kocem.
- Wróciłem – wymamrotałem, zamykając
za sobą drzwi. – Spałaś?
Uniosła się do pozycji siedzącej,
dłonią przecierając powieki.
- Nie, nie. Tylko leżałam – skłamała.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że musiała na moment odpłynąć. Robiła tak
bardzo często. Jej praca była wymagająca i pochłaniała mnóstwo energii. Nie raz
zasypiała mi na kolanach ze zmęczenia.
Przysiadłem się obok, na co szybko
się poruszyła robiąc mi więcej miejsca. Ręką zdążyłem pochwycić jej ramię, by
razem z nią przewrócić się do pozycji leżącej. Zaśmiała się cicho wtulając w
mój bark. Na osobności potrafiliśmy okazywać sobie więcej czułości, niż mogłoby
się wydawać.
Przesunąłem dłonią po jej
nadgarstku, a następnie coraz wyżej wplątując palce w różowe kosmyki. Przekręciła
twarz bliżej mnie i delikatnie, niczym muśnięcie dotknęła moich warg swoimi.
Powoli, ostrożnie. Przysunąłem sobie bliżej jej twarz, wpijając się w jej
malinowe usta. Zachłannie pogłębiała pocałunki, zupełnie jakby miały być
ostatnimi. Nie byłem jej dłużny, by po chwili nasze języki tańczyły wspólnie.
- Przepraszam – wyszeptałem między
pocałunkami.
- Nie chcę tego słuchać – rzuciła,
napierając na mnie jeszcze zachłanniej. Jak mogłem jej to teraz powiedzieć. Zagryzłem
wargę i poczułem charakterystyczny smak krwi. Spojrzała na mnie zaskoczona i
gdy oderwałem się od niej dojrzałem w jej oczach nie tylko zdziwienie ale i
żal. Smutek.
- Odchodzisz prawda? – Lustrowała
mnie wzrokiem właściwie znając już odpowiedź. Nie musiałem nic więcej mówić.
Ułożyła się na mojej klatce
piersiowej, a w powietrzu znów zapanowała cisza.
- Jutro rano. – Zacisnęła mocniej
dłoń na mojej koszulce, a w kącikach oczu pojawiły się pojedyncze krople.
- Zawsze będę na ciebie czekała nie
ważne jak długo to potrwa, ponieważ kocham cię Sasuke-kun. – Za każdym razem,
gdy słyszałem jej wyznania moje serce ściskał ogromny ból, że nie potrafię dać
jej tego na co zasługuje.
- Wiem, Sakura. Wiem. – Kciukiem
starłem kolejną łzę, która znajdowała ujście na mojej koszulce.
<<>>
Znów widziałem ten sam scenariusz.
Kakashi opierał się bocznej ściany wejścia do wioski, jakby niezainteresowany
całą sytuacją. Sakura choć tak bardzo starała się udawać twardą, wiedziałem, że
to tylko pozory. Kolejny raz każę jej na siebie czekać. Ale to już ostatni
obiecuję.
- Odzywaj się czasem do nas –
pouczyła mnie. – I możesz częściej wpadać do wioski, chociaż na godzinkę. Tyle
wystarczy – dodała pośpiesznie.
- A kto będzie na mnie czekał?
Kakashi? – prychnąłem.
- Ja będę. Sasuke.– Jej oczy
zaszkliły się. – Ja! – Prawie wykrzyczała te słowa, bym wreszcie pojął, że
należy tylko do mnie. A ja to wiem Sakura. Już to zrozumiałem.
- Więc nie chcesz już ze mną iść? –
Spoglądałem jak jej źrenice rozszerzają się, a brwi unoszą do góry.
Wziąłem głęboki oddech, a następnie
wypuściłem powietrze. To był ten moment i nie obchodziła mnie teraz niczyja
obecność.
- Sakura... – Uniosłem na nią wzrok,
a nasze spojrzenia spotkały się w tej jednej chwili. – Nie mam dla ciebie
pierścionka. Ale chciałbym, dać ci coś
bardziej znaczącego niż to. Chcę, byś nosiła herb klanu Uchiha na swoich
plecach.
-
Sasuke. – Łzy spłynęły po jej policzkach, które natychmiast starała się przecierać
rękawem, by okazać jak najwięcej radości w panującej sytuacji. A ja czułem, że
zrobiłem to właśnie tak, jak powinienem od samego początku. Nawet Kakashi
wydawał się gdzieś ulotnić, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.
-
Będę. Będę go nosić. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Przyłożyłem dwa palce do jej czoła,
uśmiechając się pod nosem.
- Zróbmy z tego obietnicę.
Kolejna partóweczka oddana w wasze ręce. Świat nieco inny niż te, za które zazwyczaj się zabierałam, ale mam nadzieje, że wyszło zjadliwie :) !
Zostawiajcie komentarze i do zobaczenia!
Ej Ziom darujesz mi krótki wywód? Ale łok, postaram się xD
OdpowiedzUsuńPowiem Ci widzę różnicę! Niby kilka zdań, a serio lepiej się czytało! Brawo ZIOMEK! Nawet końcówka, te oświadczyny... no! To mogę zaakceptować xD Pamiętajmy Sasuke + oklepane zagrania to nie Sasuke, to marna imitacja Sasuke. Bleh taka!
I jak wiesz, że czasami w niektórych momentach miałam tak, że bleh, coś Ty napisała, a później awww... BARDZO KONTROWERSYJNY ROZDZIAŁ XDD lol! sorry xD
Mam nadzieję, że było mało momentów BLEH haha :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ci, że trwasz przy mnie mimo tych strasznych historii. :D :*
Całuski <3
Always and forever
Usuń