czwartek, 2 listopada 2017

#4 Zróbmy z tego obietnicę | SasuSaku



Miesiąc temu wróciłem do wioski. Stojąc u bram Konohy zastanawiałem się, czego powinienem oczekiwać, czego się spodziewać.
Po co wróciłem?
Prawdopodobnie chciałem na sobie odczuć te nadzieje, pokładane w wiosce i w końcu obiecałem jej, że wrócę.
Na samo wspomnienie jakie budziła we mnie wioska mięśnie nieprzyjemnie się spięły, nogi drżały i całe ciało krzyczało bym tego nie robił. Obawiałem się, że powróci przeszłość, którą pozostawiłem za sobą. Tamte dni wyryły mi się w pamięci jak blizna.
Z każdym kolejnym krokiem w głąb wioski, żołądek pochodził mi coraz bardziej do gardła. Skoro nie czułem w sobie dość siły, dlaczego ruszałem wciąż do przodu? Dlaczego walczyłem z narastającym niepokojem i drżącymi dłońmi?
Odpowiedź była prosta – ty wciąż na mnie czekałaś.

Trochę czasu zajęło mi, by zrozumieć, że utraciłem swoja pojedynczość, ponieważ w dniu kiedy złożyłem ci obietnicę było już nas dwoje – ja i ty.    Zawsze mi mówiłaś, że będziesz czekała tak długo, jak wiele czasu będę potrzebował. Ta świadomość pchała mnie naprzód. I wiesz co, Sakura? Ten głupek w końcu zrozumiał, że to dzięki tobie ma dokąd wrócić.
Zwróciłem wzrok z białego sufitu na jej delikatną cerę. Wciąż pogrążona była we śnie, a jej klatka piersiowa unosiła się w spokojnym tempie. Pozwoliłem sobie przyłożyć opuszki palców do jej zaróżowionego policzka, kciukiem pocierając jego powierzchnię. Nie miałem zamiaru jeszcze jej budzić, więc gdy tylko jej powieki niespokojnie drgnęły, odsunąłem dłoń.
Wciąż nie potrafię zrozumieć, jak doszło do tego, że od pewnego czasu budzę się przy jej boku. Ale właściwie wcale mi to nie przeszkadzało. Czasami były momenty, w których przyłapywałem się na tym, że całą swoją uwagę skupiałem na niej, zapominając o wszystkim wokoło. Była cała tylko dla mnie, a ja mimo bycia obok nie potrafiłem okazać jej odpowiedniej wdzięczności. A przecież w pełni na nią zasługiwała.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, dłońmi przecierając zaspaną twarz. Kątem oka zerknąłem w stronę kobiety, utwierdzając się w przekonaniu, że wciąż śpi. Z całych sił starałem się bezszelestnie wydostać spod kołdry, by następnie z oddechem ulgi postawić obie stopy na ziemi.
            W pokoju robiło się dość duszno, dlatego zbliżyłem się do okna uchylając je od góry. Świeże powietrze natychmiast uderzyło do moich nozdrzy, a następnie wypełniło całe pomieszczenie. Choć nigdy nie zwracałem na to większej uwagi pogoda za oknem wydawała się dziś bardziej słoneczna niż przez ostatnie parę dni. Może to właśnie był odpowiedni czas na podjęcie jakiejś decyzji.

<<>> 

 Popiłem łyk kawy, wsłuchując się w panująca ciszę, która po chwili została przerwana ledwo słyszalnymi krokami.
            - Dzień dobry, Sasuke-kun – wymamrotała cicho stając w progu kuchni. Wyglądała na nieco skrępowaną. Choć przez pewien czas podejrzewałem, że to ja nie będę potrafił przyzwyczaić się do takiego trybu życia, okazało się całkowicie odwrotnie. Niejednokrotnie widziałem ją w koszuli nocnej, a za każdym razem wydawała się tym lekko speszona. - Długo już nie śpisz?
            - Niedawno wstałem – odpowiedziałem, a następnie dopiłem ostatni łyk kawy.
            - Mogłeś mnie obudzić. – Obserwowałem, jak podchodzi do czajnika, a następnie przykładając palec do jego nagrzanej powierzchni przeklęła pod nosem. Wyglądała zabawnie, ustami starając się załagodzić oparzenie.
            - To nie miałoby sensu. – Odsuwając krzesło w tył, podniosłem się z miejsca. Stanąłem tuż obok niej, gdy woda w czajniku ponownie zaczęła się gotować. Z naburmuszonymi policzkami śledziła wszystkie moje ruchy, jakby starała się je zapamiętać. 
            - Mamy jakieś plany na dziś? – Rozpromieniła się nieco, a przez jej myśli prawdopodobnie przeleciało stado dziwnych i nazbyt ckliwych pomysłów.
            - Ty masz. – Odstawiłem kubek do zlewu. Odwróciłem się w jej kierunku. – Pół dnia będziesz w szpitalu. – Wypomniałem jej nakład obowiązków, który na siebie brała. Nie miałem jej tego za złe, ponieważ w przeciwieństwie do mnie zawsze z całych sił starała się robić coś dobrego dla tej wioski.
            - Mogę wziąć dziś wolne i wtedy… - Przerwałem jej narastające podekscytowanie, wplatając dłoń w różowe kosmyki włosów. Jak zwykle były delikatne i miękkie.
            - Nie ma takiej potrzeby Sakura – dodałem, przykładając czoło do jej. Pochłaniałem ten naturalny kobiecy zapach, który stawał się dla mnie jak narkotyk. Uzależniałem się. Opuściła dłonie wzdłuż ciała, wiedząc, że nie wygra naszej potyczki słownej. Przestała walczyć poddając się chwili. Osunąłem się nieco składając czuły pocałunek na jej czole. – Następnym razem. 

<<>> 

            Sądziłem, że nie będę zwracał najmniejszej uwagi na wzrok mieszkańców Konohy. Te pogardliwe i przerażone spojrzenia. Może i z czasem słabły, jednak wciąż były wymowne.
W jakimś stopniu chciałem, żeby Sakura była obok i dręczyła mnie różnymi historiami, jakie ominęły mnie, gdy byłem w podróży. Opowiadała mi o głupich pomysłach Naruto i jego wpadce na weselu. O Ino, która przyjęła oświadczyny Saia. Ten gość był dla mnie jedną wielką zagadką, a ta blondynka? Trudno mi uwierzyć, że niedługo wyjdzie za mąż.
Przechodziłem alejkami, nie mogąc się nadziwić, jak wiele zmieniło się w tak krótkim czasie. Zabudowa wioski zmierzała w zupełnie innym kierunku. Wszystko stawało się bardziej nowoczesne i takie… obce. Ciekawe, co Itachi zrobiłby w takiej rzeczywistości. Na pewno nie użalałby się nad sobą, że nie potrafi się odnaleźć. 
Z dezaprobatą kopnąłem pobliski kamyk, który poleciał wprost pod czyjeś nogi. Uniosłem wzrok, napotykając nudzone spojrzenie. Ku mojemu zdziwieniu przyjaciel nie był sam.
- Sasuke? Słyszałam, że wróciłeś. – Głos zabrała siostra Kazekage, która z nieludzkim pokładem energii świdrowała mnie wzrokiem.
- Na długo zostajesz? – zapytał Shikamaru, a po jego minie odnosiłem wrażenie, że tak naprawdę nie jest zainteresowany odpowiedzią. O ile dobrze pamiętam, zawsze wyróżniał się swoim charakternym lenistwem.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedziałem szczerze. Czekałem na jakikolwiek znak od Hokage. Jak to Kakashi kazał mi czekać i „cieszyć się życiem”.
- Suna ma jakiś interes do wioski? – spytałem nieco zainteresowany pobytem Temari w Konoha. Brak odpowiedzi nieco mnie jednak zbił z tropu, gdy na te słowa brunet podrapał się po włosach i z nutką zażenowania uciekał wzrokiem w bok.
- Sprawy prywatne – wymamrotała zawstydzona blondynka, a jej twarz momentalnie zaszła purpurą.
- W każdym razie – zaczął Nara. – Fajnie, że wróciłeś. – Położył mi dłoń na ramieniu, zadając sobie trud delikatnego uśmiechu. Nie wyczułem w tym ironii, ani żalu. Oni naprawdę cieszyli się, że jestem w domu?
Skinąłem głową, następnie wyminęliśmy się podążając w przeciwnych kierunkach. Gdy tylko przeszedłem kawałek dalej mimowolnie odwróciłem się, dostrzegając jak delikatna kobieca dłoń wplata się między palce bruneta, by następnie z promiennym uśmiechem zacisnąć się na jej powierzchni.
Wszystko się zmieniało. Czas płynął właściwym tempem, a ja byłem zatracony gdzieś pomiędzy przeszłością,  a teraźniejszością. Czy nie potrafiłem spojrzeć do przodu?
Ludzie łączą się w pary. Jest to najbardziej naturalny proces w dorastaniu. Przecież mnie i Sakurę zaczęły łączyć relacje, o których nigdy wcześniej nie pomyślałem. Nie wpuszczałem do świadomości, że kiedykolwiek jeszcze poczuję do kogoś tak ciepłe emocje. Ten czuły dotyk, gorące pocałunki. Ona zasługiwała na dużo więcej. Powinienem dać jej dowód wdzięczności za to, że czekała dla mnie tak długo i tak wiele wycierpiała.
Mijałem pobliskie witryny sklepowe, obserwując spokojne i uradowane twarze mieszkańców. Sprawiali wrażenie, jakby żadna wojna i wszelkie zagrożenia zupełnie nie istniały. Cieszyli się chwilą i tym, co mają.
Zatrzymałem się przy pobliskim sklepie, a mój wzrok padł na wyeksponowaną biżuterię. Zrobiłem krok, a następnie drugi, by z bliska przyjrzeć się tym niepotrzebnym drobiazgom. Sakura pewnie by się ucieszyła. Niezauważalnie uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o jej błyszczących ze szczęścia oczach.
- Zamierasz się oświadczyć Sakurci?  - Odskoczyłem od witryny, gdy ten irytujący głos dobiegł moich uszu. Straciłem koncentrację, dlatego bez problemu mnie podszedł.
- Jesteś idiotą – rzuciłem odchodząc od sklepu. Ruszyłem przed siebie w zupełnie nieznanym celu, byle być jak najdalej od tego głąba. Dałem się zaskoczyć w najmniej odpowiedniej sytuacji i będę tego żałował przez najbliższy rok.
- Nie uciekaj Sasuke! – krzyknął za mną, a po chwili zrównał mi kroku. – To zupełnie normalne, że chcesz zrobić krok do przodu. Sakura to świetna kobieta. Jest piękna, więc jeśli się nie pośpieszysz ktoś zrobi to przed tobą.
- Powiedz jeszcze jedno słowo, a wylądujesz u niej w kawałkach. – Zatrzymałem się, a mięśnie niebezpiecznie się napięły.
- Wyluzuj. – Naruto poklepał mnie po plecach. Zarzucił ręce za głowę, jakby nie przejmując się całą dyskusją. Czy tylko ja miałem do tego wszystkiego pewien dystans?
- Powinieneś w końcu to zrobić – dodał po chwili.
- Nie wiem, o czym mówisz – burknąłem wymijająco. Tak bardzo chciałbym mieć ten temat za sobą.
- Oczywiście wiem, że nie dasz rady być tak czarujący i zaskakujący jak ja, ale poradzisz sobie. – Wyszczerzył się, działając mi coraz bardziej na nerwy. Wiem, do czego zmierzał, a ja nie miałem zamiaru dać się złapać w jego gierki. Obsesja na punkcie rywalizacji stawała się jego znakiem rozpoznawczym.  – Weź ją na ramen – dodał.
- Zjeżdżaj. – Zamachnąłem się, by z całej siły uderzyć go w brzuch. W jego miejscu pojawił się tylko dym, a irytujący klon zniknął. Tak jak przypuszczałem. Skończony idiota.

<<>> 

Czasami w życiu bywa tak, że z niezrozumiałych powodów podejmowanie najprostszej decyzji wydaje się wyzwaniem ponad nasze siły. W tej sytuacji stopniowo zaczynałem popadać w stan bezradności, a nawet rozpaczy.
- Z tego modelu mamy również białe złoto, jednak z nieco mniejszym kryształem – doradzała mi młoda kobieta, która musiała znać się na tych wszystkich bzdetach. Pokazywała mi model pierścionka, a z każdym kolejnym miałem wrażenie, że nic nie pasuje do Sakury. Nie wydawała mi się kobieta, która uwielbiała nosić na sobie drogie i duże kamienie. Właściwie nigdy nie widziałem, by cokolwiek na sobie nosiła z biżuterii. Jak do cholery w takim przypadku mam wybrać kolor i rozmiar?!
Lekko już podirytowany przeskakiwałem z nogi na nogę, w duchu prosząc, by nikt więcej nie zastał mnie w tak idiotycznej sytuacji.
- Widzę, że nie jest pan przekonany – odparła dziewczyna, nie tracąc ni krzty entuzjazmu. Była tak ucieszona, jakby sama dla siebie wybierała biżuterię. – W takim razie pokażę panu jeszcze ten! – Schyliła się, by wysunąć kolejną szufladę mieniących się pierścionków.
            - Proszę mi coś wybrać. – Miałem już serdecznie dość.
            - Słucham? – Zdziwiona podniosła na mnie wzrok. – Nie mogę – dodała.
            - Dlaczego?
            - Ponieważ wtedy to nie będzie pana wybór.
Przeczesałem dłonią włosy, wypuszczając ciężko powietrze. Zamknąłem oczy, wysuwając przed siebie dłoń, by ponownie je otworzyć. Pochwyciłem pierwszy pierścionek, nad którym miałem palec.
- Niech będzie ten.

<<>> 

Kompletnie nie wiedziałem jak powinny wyglądać takie sytuacje. Może po prostu podejdę i jej go dam. I tak będzie zadowolona.
Znalazłem się pod dużym budynkiem szpitalnym, wokół którego panował dziwny spokój. Wzmógł się delikatny wiatr, który rozwiał mój wolny rękaw. Spojrzałem w górę, uspokajając myśli. Nie chcąc robić zamieszania dojrzałem uchylone okno, z którego zamierzałem w tej chwili skorzystać.
Dla shinobi wspięcie się na budynek nie było wyzwaniem, dlatego też po chwili znalazłem się tuż przy szybie. Najpierw niepewnie zerknąłem do środka, a gdy okazało się, że w pomieszczeniu jest jedynie Sakura, przykucnąłem na moment obserwując jej spokojne ruchy.
Otworzyłem szerzej okno, by niepostrzeżenie dostać się do środka. Ludzie w wiosce stali się zbyt ufni. Równie dobrze mógłbym ja po prostu zabić, a ona nie miałaby szansy się obronić. Czy ktoś wtedy byłby zadowolony?
Stanąłem tuż za nią, spoglądając, jak uzupełniała dokumenty, wolnym gestem nadgarstka podpisując swoje nazwisko – Haruno. W tym momencie poczułem ciepło na sercu, na myśl, że pragnę uczynić z niej swoją kobietę - Panią Uchiha.
- Jak długo zamierzasz tam stać? – Usłyszałem jej cichy, rozbawiony głos.
- Jesteś za łatwym celem – wyszeptałem, kładąc dłoń na biurku, a twarz zatapiając w jej włosach.
- Celem dla kogo? Tylko ty wchodzisz do mnie przez okno. – Zaśmiała się, jednym ruchem odwracając na fotelu przodem do mnie.
            Skrzywiłem się lekko, ukazując swoje jawne niezadowolenie. Powinna być ostrożniejsza.
            - Wojna się skończyła Sasuke – wyszeptała, mierząc mnie wzrokiem. Jej głos był tak czuły i kojący, że pragnąłem słuchać go więcej.
            Wysunęła ręce przed siebie, starając się otoczyć całe moje ciało ramionami. Dłoń obsunęła nieco niżej, zahaczając o kieszeń moich spodni. Momentalnie pochwyciłem jej nadgarstek odciągając w tył. Przecież w tej kieszeni chowałem cały ciężar. Zrobiło mi się gorąco na myśl, że mogłaby się dowiedzieć o pierścionku. Jeszcze przed chwilą chciałem jej go po prostu dać, a teraz zaczynałem się pocić na myśl, jak powinienem to zrobić.
            - Sasuke? – Zaskoczona przechyliła głowę w bok, a następnie spuszczając wzrok odsunęła się nieco ode mnie. – Wybacz.
            Znów to spieprzyłem. Za każdym razem, gdy ona starała się zrobić krok w naszej wspólnej relacji, ja musiałem to zepsuć. Choć nigdy nie było to zamierzone działanie. Jak mogę jej pokazać, że nie powinna mnie za to przepraszać.
            - Głodna? – rzuciłem, by jak najszybciej odpędzić negatywne wrażenie.
            - Bardzo! – Prawie podskoczyła z miejsca.

<<>> 

- Nie sądziłam, że zabierzesz mnie na ramen. – Zaskoczona przewiesiła torebkę na krzesełku. Sam nigdy nie posądziłbym się o coś takiego. Miałem wrażenie, że zamieniam się w Naruto.
            - Ja też nie – odpowiedziałem, czując narastający we mnie niepokój. To wcale nie było tak proste jak twierdził Uzumaki. Jak zwykle wszystko przerysował.
            Czekając na posiłek nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. Zbawieniem było, że Sakura miała ciężki dzień w pracy i przejęta opowiadała mi historię pewnego dziecka. Choć starałem się na nią patrzeć i przytakiwać, kompletnie zatraciłem się w tym, co do mnie mówiła. Moje myśli uciekały w dziwnych kierunkach, a rzecz w kieszeni miałem wrażenie, że zaraz wypali mi dziurę. To jednogłośnie była najtrudniejsza misja w moim życiu.
            - Co się stało Sasuke? Jesteś dziś jakiś dziwny. – Zwróciła mi uwagę, przywracając do rzeczywistości.
            Nie wiedziałem właściwie, co powinienem jej odpowiedzieć. Biłem się z myślami, czy to może jest moment, by zrzucić z siebie ten ciężar.
            - Jest dobrze – wydusiłem.
            - Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, nie powinieneś tego odwlekać – dodała po chwili, a jej głos nieco zmarkotniał. Znów wyglądała na przybitą, a ja nie potrafiłem temu zaradzić.
            - Powiedziałem, że to nic takiego.
            - Sasuke…
            Ostatecznie z tej żenującej sytuacji odratował mnie gorący ramen, który został podstawiony nam pod nosy. Zapach unosił się w powietrzu, co momentalnie odwróciło uwagę Sakury. Przynajmniej na chwile. Przymknąłem oczy, dłoń zaciskając na kieszeni spodni. Zabije Naruto.
            Do końca posiłku nie miałem odwagi się odezwać, ani Sakura nie była już tak ochocza do rozmowy. Czegoś się obawiała, a w tym momencie nie potrafiłem jej kompletnie przejrzeć. Znaleźliśmy się w dziwnym dołku, do którego ja nas zepchnąłem.
            Zapłaciłem, a następnie przepuściłem Haruno przodem. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz świeże powietrze ocuciło moje myśli.
            - Przejdźmy się – rzuciłem wyrównując z nią kroku.
            - Dobrze – wymamrotała, podążając przy moim boku jednak zachowując przy tym niewielki dystans.
            Opuściliśmy zaludnione centrum wioski, przedostając się na obrzeża wioski. Było tu znacznie spokojniej i nieco bardziej komfortowo niż w całym tym chaosie.
            - Nie jest ci zimno? – Tym idiotycznym pytaniem starałem się rozwiać cisze, która wisiała nad nami.
            - Nie. Jest w porządku. – Uśmiechnęła się szeroko, a ja nie miałem pomysłów na dalszy ciąg tej rozmowy. Kątem oka widziałem, jak rozgląda się po okolicy, gdy przechodziliśmy po niewielkim drewnianym mostku nad ciągnącym się strumieniem.
            W całej tej żenującej atmosferze poczułem delikatne osunięcie po dłoni. Najpierw niczym słaby wiatr, a następnie powtórzyło się z nieco większą siłą. Zjechałem wzrokiem, spoglądając na zawstydzoną kobietę. Jednym gestem starała się dotknąć mojej dłoni, by potem zahaczyć o moje palce. Zmarszczyłem brwi, rozbawiony jej nieporadnym zachowaniem. Poruszyłem ręką, co natychmiast spotkało się z jej reakcją. Odsunęła się, udając, że niczego nie próbowała. Pochwyciłem jej dłoń zaciskając pewniej. Zwróciła na mnie swoje zdziwione szmaragdowe tęczówki i wplotła palce między moje. To był gest, który momentalnie ukoił jej myśli.
            Popchnąłem ją w stronę drewnianej barierki, ciałem stykając się z jej. Położyłem głowę na kobiecym ramieniu, wdychając jej różany zapach. Kolejno składałem na ciepłej skórze pojedyncze pocałunki. Przymknęła powieki, oddając się tej jednej chwili.
            Czułem, że to może być właściwy moment. Atmosfera wokół nas robiła się intymna i wyjątkowa, a ja zamierzałem sprawić tę chwilę jeszcze szczególniejszą. Zebrałem się na odwagę. Jeśli teraz tego nie zrobię, to nie wiem czy kiedykolwiek dam radę.
            Wykorzystałem chwile jej nieuwagi, by wysunąć z kieszeni mały pierścionek. Spojrzałem na niego ostatni raz niepewny jakiejkolwiek reakcji. Czy ona będzie chciała kogoś takiego?
            - Sakura… - wymamrotałem pod nosem. Zacisnąłem mały przedmiot w pięści, by po chwili odważyć się na te parę słów. – Czy mogłabyś… - Wyskoczyłem nagle pewniej, otwierając dłoń.
            W tej jednej chwili pierścionek w całym roztargnieniu wypadł mi z ręki, odbijając się raz od mostku, by ostatecznie wpaść do wody. Przekląłem w myślach.
            - Co mówiłeś? – Sakura odwróciła się, świdrując mnie wyczekującym wzrokiem. Chciała puenty mojej wypowiedzi, a ja nie miałem dla niej zupełnie nic.
            - Rozwiązał mi się but. – Wypaliłem, schylając się w dół. Przez szpary widziałem tylko, jak strumyk poruszył się zaburzony. Rozwiązałem sznurowadła.
            - Pomogę – dodała natychmiast przykucając tuż przede mną.
            - Nie trzeba.
            - Ale ja chcę. – Wyczułem w jej głosie determinację. Chwyciła sznurówki, wymijając moją rękę.
            - Powiedziałem, że nie musisz. – Zaakcentowałem nieco ostrzej, zdenerwowany własną głupotą. Pech chciał, że musiała być obok. Niepostrzeżenie stała się moim punktem do wyładowania złości. Pochwyciłem jej dłoń, odsuwając od buta.
            Była smutna. Wydawała się przybita. Znów z mojej winy. Podniosłem się na równe nogi, palcami przejeżdżając po jej nagim ramieniu.
            - Czy możesz wrócić sama do domu? Przyjdę niedługo. – Zebrałem się na jak najmilszy ton głosu, by dodatkowo nie dawać jej powodów do żalu.
            - Dobrze – odpowiedziała cicho, a następnie odeszła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

<<>> 

            Siedziałem przy strumyku, obserwując jego spokojny bieg. Nie zasługiwałem na taką kobietę. Prawdopodobnie pozostanę sam, podróżując, by chronić wioskę. Przekręciłem w dłoni mały kamyk, by po chwili cisnąć nim do wody.
            - Nie wiedziałam, że chodzisz w takie miejsca. – Usłyszałem damski głos, a następnie kobieca sylwetka przysiadła obok mnie.
            - Przypadek – odpowiedziałem, kątem oka lustrując żonę Naruto. Hinata Hyuga. Nie często miałem okazję z nią rozmawiać. Jeśli jakiekolwiek moje odpowiedzi można uznać za rozmowę.
            - Naruto mówił, że coś planujesz z Sakurą. – Nie patrzała na mnie. Spoglądała w dal. Jej postać była dla mnie owiana tajemnicą. Posiadała w sobie moc, która dawała jej siłę, by wytrwać z tym głąbem, a jednocześnie była delikatna. – Oczywiście nie chciałabym się wtrącać. – Uśmiechnęła się zmieszana, machając dłońmi w geście obronnym.
            - To chyba nieaktualne. – Sam nie wiem, dlaczego postanowiłem jej się zwierzyć.
            - Wybacz, ale przypadkiem widziałam jak twój pierścionek wpadł do wody. – Znów przybrała poważną minę. Odniosłem nawet wrażenie, że było jej równie przykro, co Sakurze, która nawet nie wie co straciła.
            - Żenujące. – Rzuciłem kolejny kamyk do wody, sprawiając, że odbił się raz od jej powierzchni.
            - Wcale nie – zaprzeczyła prawie natychmiast. – Naruto oświadczył mi się zabierając na ramen. – Uśmiechnęła się szeroko. Tego mogłem się spodziewać po tym głąbie, choć za jego radą próbowałem zrobić to samo. – Był niesamowicie zdenerwowany, a podczas wkładania mi pierścionka rękaw jego koszuli zapalił się nad świeczką. – Znów zaśmiała się na wspomnienie nieporadności Uzumakiego. Mimo wszystko, wyszła za niego i jest szczęśliwa?
            - Sakura powinna mieć kogoś, kto sprawi, że nigdy nie będzie płakać. – Wyrzuciłem z siebie wszystkie myśli, które ciążyły mi od dłuższego czasu.
            - Czy właśnie takie myślenie nie sprawia, że jesteś dla niej odpowiedni? – Odwróciła się w moją stronę, a jej kąciki ust lekko uniosły się do góry.  – Nie wzoruj się na Naruto. Zrób to tak, jak zrobiłby to Sasuke Uchiha.
            Przez moment zapanowała cisza, która w tym wypadku była zdrowotna. Jak zrobiłby to Sasuke Uchiha?
            Hinata podniosła się z ziemi dłońmi otrzepując fioletowy sweter.
            - Chcesz bym odnalazła go swoim byakuganem?  - Przystanęła na moment wpatrując się w strumień.
            - Nie trzeba. Nie pasował do niej. – Podniosłem się z ziemi. Ostatni raz uśmiechnęła się do mnie, a następnie wyminęła spokojnym krokiem. Czuję, że Naruto maczał w tym swoje brudne paluchy, ale byłem im teraz dozgonnie wdzięczny. Zrobię to tak, jak ja bym to zrobił.

<<>> 

Wracając przeczuwałem, że rozmowa z Sakurą będzie musiała jeszcze chwilę zaczekać.
- Sasuke. Możemy pogadać? – Odwróciłem się w stronę Kakashiego, właściwie zakładając z góry temat dyskusji.

<<>> 

            Powoli nastawał wieczór. Niczym złodziej skradałem się do mieszkania, obawiając się najgorszego. Wciąż nie wiedziałem czy gniewa się na mnie bądź odczuwa pewien żal. Z Sakurą był problem taki, że nigdy nie potrafiła wygarnąć mi wszystkiego, co ją akurat męczyło. Czasami potrzebowałem by wprost powiedział, co myśli. Kuchnia była pusta, to samo z salonem.
            Otworzyłem drzwi sypialni, dostrzegając jej skulone ciało przykryte szarym kocem.
            - Wróciłem – wymamrotałem, zamykając za sobą drzwi. – Spałaś?
            Uniosła się do pozycji siedzącej, dłonią przecierając powieki.
            - Nie, nie. Tylko leżałam – skłamała. Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że musiała na moment odpłynąć. Robiła tak bardzo często. Jej praca była wymagająca i pochłaniała mnóstwo energii. Nie raz zasypiała mi na kolanach ze zmęczenia.
            Przysiadłem się obok, na co szybko się poruszyła robiąc mi więcej miejsca. Ręką zdążyłem pochwycić jej ramię, by razem z nią przewrócić się do pozycji leżącej. Zaśmiała się cicho wtulając w mój bark. Na osobności potrafiliśmy okazywać sobie więcej czułości, niż mogłoby się wydawać.
            Przesunąłem dłonią po jej nadgarstku, a następnie coraz wyżej wplątując palce w różowe kosmyki. Przekręciła twarz bliżej mnie i delikatnie, niczym muśnięcie dotknęła moich warg swoimi. Powoli, ostrożnie. Przysunąłem sobie bliżej jej twarz, wpijając się w jej malinowe usta. Zachłannie pogłębiała pocałunki, zupełnie jakby miały być ostatnimi. Nie byłem jej dłużny, by po chwili nasze języki tańczyły wspólnie.
            - Przepraszam – wyszeptałem między pocałunkami.
            - Nie chcę tego słuchać – rzuciła, napierając na mnie jeszcze zachłanniej. Jak mogłem jej to teraz powiedzieć. Zagryzłem wargę i poczułem charakterystyczny smak krwi. Spojrzała na mnie zaskoczona i gdy oderwałem się od niej dojrzałem w jej oczach nie tylko zdziwienie ale i żal. Smutek.
            - Odchodzisz prawda? – Lustrowała mnie wzrokiem właściwie znając już odpowiedź. Nie musiałem nic więcej mówić.
            Ułożyła się na mojej klatce piersiowej, a w powietrzu znów zapanowała cisza.
            - Jutro rano. – Zacisnęła mocniej dłoń na mojej koszulce, a w kącikach oczu pojawiły się pojedyncze krople.
            - Zawsze będę na ciebie czekała nie ważne jak długo to potrwa, ponieważ kocham cię Sasuke-kun. – Za każdym razem, gdy słyszałem jej wyznania moje serce ściskał ogromny ból, że nie potrafię dać jej tego na co zasługuje.
            - Wiem, Sakura. Wiem. – Kciukiem starłem kolejną łzę, która znajdowała ujście na mojej koszulce.

<<>> 

            Znów widziałem ten sam scenariusz. Kakashi opierał się bocznej ściany wejścia do wioski, jakby niezainteresowany całą sytuacją. Sakura choć tak bardzo starała się udawać twardą, wiedziałem, że to tylko pozory. Kolejny raz każę jej na siebie czekać. Ale to już ostatni obiecuję.
            - Odzywaj się czasem do nas – pouczyła mnie. – I możesz częściej wpadać do wioski, chociaż na godzinkę. Tyle wystarczy – dodała pośpiesznie.
            - A kto będzie na mnie czekał? Kakashi? – prychnąłem.
            - Ja będę. Sasuke.– Jej oczy zaszkliły się. – Ja! – Prawie wykrzyczała te słowa, bym wreszcie pojął, że należy tylko do mnie. A ja to wiem Sakura. Już to zrozumiałem.
            - Więc nie chcesz już ze mną iść? – Spoglądałem jak jej źrenice rozszerzają się, a brwi unoszą do góry.
            Wziąłem głęboki oddech, a następnie wypuściłem powietrze. To był ten moment i nie obchodziła mnie teraz niczyja obecność.
            - Sakura... – Uniosłem na nią wzrok, a nasze spojrzenia spotkały się w tej jednej chwili. – Nie mam dla ciebie pierścionka.  Ale chciałbym, dać ci coś bardziej znaczącego niż to. Chcę, byś nosiła herb klanu Uchiha na swoich plecach.
- Sasuke. – Łzy spłynęły po jej policzkach, które natychmiast starała się przecierać rękawem, by okazać jak najwięcej radości w panującej sytuacji. A ja czułem, że zrobiłem to właśnie tak, jak powinienem od samego początku. Nawet Kakashi wydawał się gdzieś ulotnić, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.
- Będę. Będę go nosić. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
            Przyłożyłem dwa palce do jej czoła, uśmiechając się pod nosem.
            - Zróbmy z tego obietnicę.
            


            
 
Kolejna partóweczka oddana w wasze ręce. Świat nieco inny niż te, za które zazwyczaj się zabierałam, ale mam nadzieje, że wyszło zjadliwie :) ! 
Zostawiajcie komentarze i do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. Ej Ziom darujesz mi krótki wywód? Ale łok, postaram się xD
    Powiem Ci widzę różnicę! Niby kilka zdań, a serio lepiej się czytało! Brawo ZIOMEK! Nawet końcówka, te oświadczyny... no! To mogę zaakceptować xD Pamiętajmy Sasuke + oklepane zagrania to nie Sasuke, to marna imitacja Sasuke. Bleh taka!
    I jak wiesz, że czasami w niektórych momentach miałam tak, że bleh, coś Ty napisała, a później awww... BARDZO KONTROWERSYJNY ROZDZIAŁ XDD lol! sorry xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że było mało momentów BLEH haha :D
    Dziękuję ci, że trwasz przy mnie mimo tych strasznych historii. :D :*
    Całuski <3

    OdpowiedzUsuń