Ktoś, widząc
nas kiedyś przed domem, mógłby powiedzieć „jaka piękna rodzina”. Dwoje młodych
ludzi zakochanych do szaleństwa, którzy zdecydowali się prowadzić wspólne
życie. On – opiekuńczy, wspaniały. Mężczyzna, który zawsze dbał o swoją
kobietę. Nie opuszczał jej na krok, zawsze mocno trzymał ją za rękę. Była dla
niego całym światem. A ona – wiedziała, czego oczekuje od życia. Zakochana po
sam czubek nosa. Wierzyła, że już zawsze będą razem i stworzą cudowną rodzinę.
Tak. Była cudowna. Do czasu. Przeszli wspólnie przez wiele przeciwności, jakie
los stawiał im na drodze do szczęścia. Zawsze wspólnie dawali radę.
Dostał awans.
Zyskał szansę otworzenia wraz z bratem własnej firmy reklamowej. Cieszyli się
znakomitą renomą. Rodzina była dla niego najważniejsza. Skończyła studia.
Pracowała w szpitalu, a niedługo po ślubie zaszła w ciążę.
Naprawdę się
kochali. Dzieci nie przynosi przecież bocian ani nie wyrastają z kapusty.
Radości nie było końca. Idealny mąż, idealna żona. Z miłością gotowała obiady,
gdy jej mężczyzna wracał do domu po pracy. Zawsze bardzo się śpieszył.
Właściwie nawet urywał sobie godziny, żeby sprawdzić, czy jego żonie niczego
nie brakuje. Całował ją na dzień dobry, całował na dobranoc. A ona zawsze stała
przy nim, wspierając do dalszych działań z szerokim i kochającym uśmiechem.
Na świat przyszła
długo wyczekiwana córeczka – Sarada. Była ich oczkiem w głowie. Promyczkiem
każdego dnia. Córeczką tatusia. To były dwie najwspanialsze kobiety w jego
życiu. Ta historia jednak nie ma
szczęśliwego zakończenia.
Dlaczego teraz
klęczę zmęczona przy łóżku swojej 6-letniej córeczki, czekając, aż mój mąż
wróci z pracy. Właściwie powinien być już cztery godziny temu. Ostatnio zdarza
mu się to coraz częściej. Sama już nie wiem, co się dzieje. Z początku myślałam,
że jest zapracowany, ale on po prostu przychodził taki obojętny, jakby nie
cieszyło go zupełnie nic. Zaczął nas zaniedbywać. Najbardziej boli mnie fakt,
że to Sarada mocno cierpi. Ściska mnie w sercu, gdy patrzę na jej smutną twarz.
Ona potrzebuje obojga rodziców.
**
Otworzyłam
swoje ciężkie powieki. Sarada miała gorączkę, dlatego całą noc spędziłam przy
jej boku. Była taka niespokojna. Wiele razy się budziła. Cieszyłam się, gdy w
końcu zasnęła i ja mogłam odrobinę odpocząć. Postanowiłam zejść na dół, by
przygotować śniadanie. Wolnym krokiem rozejrzałam się po mieszkaniu. Panowała
głucha cisza. Zajrzałam delikatnie do sypialni, sądząc, że zastanę tam swojego
mężczyznę. Pościel była ułożona, tak jak zostawiłam ją wczoraj. Nie spał w domu?
Poczułam ukłucie w sercu. To pierwszy raz, kiedy zupełnie nie wrócił na noc.
Bardziej niż złość, czułam, jak ogarnia mnie przerażenie. Może coś się stało?
Zeszłam po schodach na dół, by
zadzwonić. Po paru sygnałach odebrał zaspany głos.
– Itachi? – spytałam niepewnie,
jakbym zastanawiała się, czy wybrałam właściwy numer.
– Sakura? Coś się stało? –
zapytał, ziewając. Chyba go obudziłam, nawet nie spojrzałam na zegarek.
– Jest z Tobą Sasuke? – mój
smutny ton chyba musiał go zmartwić.
– Skończyliśmy wieczorem pracę i mówił,
że wraca do domu – wydukał, a jego głos wydawał się już całkowicie normalny.
Spoważniał. – Nie martw się Sakura. Na pewno nic mu nie jest. Jak tylko złapię
z nim kontakt zaraz dam ci znać – uspokajał mnie.
– Dziękuję Itachi. – Miałam w nim
silne wsparcie. Był idealnym szwagrem i wujkiem. Zawsze, gdy przychodził,
darzył wszystkich szerokim uśmiechem. Nawet Saradzie przypadały różne
słodkości. Uwielbiał rozpieszczać swoją jedyną bratanicę.
Po kuchni
rozniósł się apetyczny zapach sadzonych jajek. Zawsze robiłam je z Sasuke.
***– Co ty robisz ? – pytał
zdziwiony, oplatając dłonie na mojej tali.
– Jak to co ? Nie widać? Sadzone
jajka. – Naburmuszyłam policzki.
– Żółtko powinno być na samym
środku. – Pokiwał głową z dezaprobatą.
– Żartujesz? To tylko jajko. I
tak zaraz szybko je zjesz i nic z niego nie zostanie – zaśmiałam się.
- Pokaż mi to – wyrwał z mojej
ręki jedno jajko. To zabawne jak mocno się skupiał, żeby wyszło precyzyjnie.
Dociągnął ostatnim ruchem, gdy żółtko przebiło się i rozlało po patelni. –
Cholera – zaklął pod nosem. Próbował jeszcze wiele razy. Ostatecznie, zamiast
jednego jajka musieliśmy zjeść ich całe dziesięć, a właściwie i tak ani razu
nie udało mu się ustawić żółtka idealnie na środku. – To nie możliwe … -
załamał się.
– Jesteś zabawny – ucałowałam go
w usta. – Kocham Cię – wyszeptałam mu do ucha, a on z blaskiem w oczach przeczesał
moje różowe włosy. Wiedziałam wtedy, jak wiele dla niego znaczyłam.***
Zamyśliłam
się. Moje jajka były już nieźle przypalone. Głupia! Szybko wrzuciłam patelnie
do zlewu i zalałam wodą. Otworzyłam okno, żeby przewietrzyć siwe pomieszczenie.
Opadłam na krzesło. Czułam mokre łzy spływające po moich policzkach. Co mam
zrobić? Zaczynam się załamywać. Przyłożyłam do ust piekący palec, który
oparzyłam w momencie pozbywania się patelni.
- Mamusiu, co się stało? – Usłyszałam
głos córki. Momentalnie przetarłam twarz.
– Nic Sarada, mama była nieuważna.
– Przybrałam szeroki uśmiech. Nie mogłam przecież pokazywać jak bardzo mi
ciężko. Moja córka zasługiwała na szczęśliwą rodzinę.
– Boli cię? – Podeszła zaglądając
na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. Tak piękne, jak u Sasuke. Odziedziczyła po
nim mocny hebanowy kolor włosów i te wspaniałe czarujące tęczówki.
– Tylko troszkę, ale zaraz mi
przejdzie – odparłam ciepło, przecierając jej zaspane oczka.
– Gdzie tatuś? – Rozejrzała się
po kuchni.
– Tata na pewno niedługo przyjdzie. Musiał
zostać dłużej w pracy – skłamałam. Nie lubiłam tego robić. A ostatnio byłam do
tego coraz częściej zmuszana.
– Czy on – usłyszałam jej smutny głos. - Nie chce tu z
nami być? - Jak takie słowa mogły nie zaboleć? Starałam się utrzymywać ciepły
ton głosu. Przykucnęłam naprzeciwko niej. Wyciągnęłam dłoń, stukając dwoma
palcami w jej czoło.
– Tata na pewno bardzo chciałby
być teraz z nami i wiesz co? Myślę, że zaraz tu będzie. – Obdarowałam ją
promiennym uśmiechem, słysząc jak drzwi mieszkania cicho się otwierają. Jakby
ktoś starannie wsuwał klucz, aby nie narobić hałasu. Chyba nie zdawał sobie
sprawy, która jest godzina.
– Tata! – krzyknęła Sarada,
podbiegając do wchodzącego mężczyzny.
Poczułam ulgę, widząc, że nic mu
nie jest. Miał taki pusty wzrok. Położył dłoń na głowie Sarady, a następnie
wyminął ją, czochrając włosy.
– Co tu się stało? – zapytał bez
jakiegokolwiek „Dzień dobry”. Nie odpowiedziałam.
– Sarada. Idź do pokoju po syrop.
I ubierz kapcie, proszę. – Wygoniłam ją.
Uchiha sięgnął po butelkę wody, nalewając napój do szklanki.
-Gdzie byłeś? – zaczęłam
niepewnie.
– Miałem dużo pracy. Przecież
wiesz, że jesteście na moim utrzymaniu – westchnął chłodno. Nie patrzył mi w
oczy. Wiedziałam, że kłamie.
– Rozmawiałam z Itachim.
Martwiłam się – kontynuowałam. Zauważyłam, jak jego ciało się napięło.
Zbliżyłam się, by go przytulić. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, na co on
chwycił za mój nadgarstek, odsuwając mnie. Kolejne odrzucenie stopniowo łamało
mi serce.
– Śmierdzisz alkoholem –
stwierdziłam stanowczo. – Zamiast wrócić do domu, do rodziny ty szwendasz się
całą noc po barach! Nie widzisz, że ona potrzebuje ojca?! – uniosłam głos. Nie
często się kłóciliśmy, dlatego od razu łzy napłynęły mi do oczu. Nie byłam w
stanie dojrzeć jego miny, ponieważ cały obraz natychmiast się rozmył.
- Daj mi spokój Sakura. Jestem
zmęczony. – Ruszył do sypialni. Zacisnęłam zła pięści. Byłam mu taka obojętna.
Tak bardzo chciałam wiedzieć, co się dzieje.
**
Dni wlokły się
niesamowicie. Sytuacja w domu wcale się nie poprawiała. Wychodził bardzo
wcześnie, a wracał, gdy już spałam. Nasze życie małżeńskie legło w gruzach, nie
mówiąc o jakichkolwiek drobnych intymnych gestach. A może on mnie zdradzał? Zerknęłam
na śpiącego męża. Skierowałam się w stronę szafy, przeglądając jego koszule. To
już paranoja. Sprawdzam swojego mężczyznę. Czułam się z tym okropnie. Jak
mogłam w ogóle posądzić go o coś takiego? Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy. Niestety
zmienił się. Stał się takim chłodnym dupkiem.
Nie znalazłam
nic. Odetchnęłam z ulgą. Czy tego się spodziewałam? Już chyba wolałabym coś
znaleźć. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego to wszystko się dzieje.
**
Nie spałem.
Kątem oka widziałem, jak grzebała w szafie, przeglądając moje białe koszule.
Łza spływała po jej drobnym policzku. Myślała, że mógłbym mieć jakąś kochankę?
Czy naprawdę już tak się od siebie oddaliliśmy? Przyłożyła moją odzież do
twarzy. Pochłaniała jej zapach. Raniłem ją. Nie mogłem nic zrobić. Właściwie,
przez ten cały czas, w którym ją ignorowałem, zaczęliśmy się rozpadać jako całość. Uciekałem do papierkowej roboty,
żeby tylko nie spędzać czasu w domu. Nie chciałem patrzeć na jej ból w oczach.
Chyba nie nadaje się jednak na ojca i męża.
**
Siedziałem w gabinecie, wypełniając wszystkie faktury.
Spoglądałem na telefon. Był cichy. Nie wydawał kompletnie żadnych dźwięków.
Stał tu bezczynnie. Wróciłem wspomnieniami.
*** „Chciałem jak najszybciej skończyć
swoją robotę i wracać do domu. Sakura była w piątym miesiącu ciąży. Chyba
jestem trochę nadopiekuńczy, ale ona nie była lepsza. Telefon znów zadzwonił.
– Uchiha. Słucham – odezwałem się
do słuchawki, włączając na głośnomówiący.
– Sasuke! Kiedy będziesz w domu?
– Moja żona była jak zwykle zniecierpliwiona.
Dzwoniła już czwarty raz w ciągu dnia.
– Sakura. –Szczerze się
zaśmiałem. – Jesteś jeszcze bardziej nieznośna niż ja – odparłem szczęśliwy.
Usłyszałem jej cudowny śmiech. Sprawiała, że czułem się tak błogo. – Kończę
najważniejszą robotę i zaraz do was jadę. –Pomyślałem o jej większym już
brzuszku i mojej córce. Sakura dała mi to szczęście, że będę mógł zostać tatą.
Chciałem być najlepszym ojcem i mężem dla moich dwóch księżniczek… „***
Przeczesałem
bezradnie swoje włosy. Na zeszły tydzień miałem oddać już projekt nowej
reklamy, a jeszcze tonę w rachunkach firmy. Dziś znów nie wrócę za szybko do
domu. Pomyślałem o przykrym spojrzeniu Sakury. – Wybacz – wyszeptałem cicho.
**
W domu nie
paliły się już żadne światła. Odetchnąłem z ulgą, sądząc, że uda mi się po
cichu zakraść do sypialni nie budząc przy tym nikogo. Jakie było moje
zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi na kanapie siedziała moja żona.
– Sasuke – odezwała się,
zapalając małą lampkę przy stoliku w salonie. Na blacie stała butelka wina i
samotny kieliszek.
– Pijesz w domu? A gdzie Sarada –
zdziwiłem się.
– Teraz cię to nagle obchodzi ?! – uniosła
głos, wstając z miejsca. – Gdzie byłeś przez ostatnie tygodnie?! Bo czuję, jakby nie było Cię już w naszej
rodzinie! - Miała napuchnięte oczy.
– Jesteś pijana. – Starałem się ją wyminąć,
żeby uniknąć odpowiedzi. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać, na pewno nie pod
wpływem alkoholu.
– Czy ty… masz kogoś innego ? –
zapytała z dużym żalem w głosie. Spojrzałem na nią zdziwiony. Dlaczego przyszło
jej to do głowy? Chwiejnym krokiem ruszyła w moim kierunku.
– Sakura – zacząłem. Uniosła na
mnie wzrok. Pałała do mnie ogromną niechęcią zmieszaną z bólem. Zacisnęła dłoń na mojej koszuli, gniotąc przy tym jej gładką
powierzchnię. Była idealna jak nasze dotychczasowe życie. Jednak teraz
wyglądała źle. Pognieciona i zaniedbana.
- Mam do Ciebie tak wiele żalu –
wydukała. Staliśmy chwilę w ciszy.
– Jesteś irytująca – rzuciłem, przybierając
poważną pozę. Z jej oczu popłynęły słone łzy. Zacisnęła zęby, a po chwili
poczułem uderzenie na policzku. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Nigdy mnie
nie uderzyła. Stałem wciąż w tym samym miejscu, patrząc, jak jej świadomość się
rozdziera. Dobrze wiem, że zabolało ją to mocniej niż mnie. Chciałaby mnie
teraz przeprosić, a z drugiej strony zabiłaby mnie na miejscu.
– Jesteś głupi – odpowiedziała,
trzaskając za sobą drzwiami mieszkania. Wybiegła o tak późnej porze. Chwyciłem
piekące miejsce. Przecież nawet nie sprawiło mi to bólu. Usiadłem na kanapie,
zakładając ręce za głowę. Miałem mętlik. Pomieszczenie było puste. Czy tego
chciałem? Zostać sam?
**
Noc spędziłam
u Ino. Dobrze znała moją sytuację. Może to właśnie dzięki niej jeszcze się nie
załamałam. Potrafi podnieść mnie na duchu. Cieszę się, że ona i Sai mają
szczęśliwy związek. Sai jest naprawdę opiekuńczy. Układał właśnie klocki w
salonie ze swoim synkiem Inojin’em. Pamiętam jak Sasuke na krok nie potrafił
zostawić Sarady. Znów te smutne wspomnienia do mnie wracały.
– Będę się zbierała. Dziękuję za
wszystko Ino. – Posłałam jej ciepły uśmiech.
– Na pewno nie zostaniesz? Zaraz
zrobię śniadanie – spytała czule, chcąc mnie jeszcze zatrzymać.
– Nie mogę, muszę odebrać Saradę
od Itachiego. Nie chcę go jeszcze obarczać naszymi problemami – powiedziałam
szczerze.
**
Podjechałam
pod dom mojego szwagra. Wysiadłam z samochodu, kierując się do drzwi. Ogarnęło
mnie dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie bacznie obserwował. Przystanęłam na moment,
rozglądając się po okolicy. Było spokojnie, a po chodniku szła tylko
uśmiechnięta para, wesoło ze sobą rozmawiając. Trzymali się pod ręką, a on
wpatrywał się w nią jak w obrazek. Wypuściłam ciężkie powietrze z płuc.
Zapukałam do
drzwi, które otworzył Itachi.
– Mama! – usłyszałam biegnącą w
moim kierunku córkę. Nie widziałam jej właściwie jeden dzień, a już tęskniłam.
– Wejdziesz na kawę? – zapytał
miło.
- Właściwie bardzo chętnie. A ty
nie idziesz dziś do pracy? – odpowiedziałam, przekraczając próg mieszkania.
– Pojadę załatwić tylko parę spraw, ale dopiero
koło siedemnastej – powiedział, wprowadzając mnie do środka. Na podłodze leżały
lalki Sarady, która czuła się u wujka jak w domu.
- Co u was? – usiadł naprzeciwko,
popijając łyk gorącej kawy.
– Szczerze, to myślę nad rozwodem. – Mój
smutny wzrok padł na córeczkę, która zbierała zabawki. To nie jest łatwa
decyzja. Nie po tylu wspólnych latach. Nie chciałam skracać kontaktu jej z
ojcem. Jednak on sam się od nas oddalał. Zdecydował, że nie chce już być
częścią naszej rodziny. Starszy Uchiha zakrztusił się na moje słowa.
– Już podjęłaś decyzję? Przemyśl
to jeszcze. Chcesz, to ja porozmawiam z tym moim głupim braciszkiem. Przecież
wy się kochacie. – Próbował jakoś załagodzić sytuację.
– Może kiedyś tak było Itachi. – Spuściłam
głowę. – Nie potrafię sobie z tym poradzić. Właściwie to wypełniłam dokumenty
już tydzień temu, ale nie umiem podjąć ostatecznej decyzji. Wciąż myślę, że
jeszcze może wszystko wrócić do początkowego stanu. – Moje oczy znów się
zaszkliły. Nie wiem, czy sama się już nie oszukiwałam. Widziałam jak Itachi
lekko się zezłościł. Zawsze we wszystkim mnie wspierał. Wiedział, jaki Sasuke
potrafi być czasem uparty.
– Poczekaj z tym jeszcze Sakura.
Proszę Cię. – Spojrzałam w jego oczy. Wpatrywał się we mnie w taki błagalny
sposób, jakby wszystko miało zależeć teraz od mojego zdania.
– Dam mu jeszcze chwilę czasu, ale
czuję, że długo już nie wytrzymam. Chcę normalnie żyć.
**
Wróciłam do
domu. Po drodze zdążyłam zrobić jeszcze zakupy.
– Dziękuję Sarada. – Odebrałam z jej rączek
butelkę soku. Sądziłam, że nie będzie go w domu. Spał na kanapie. Wyglądał tak
uroczo. Normalnie położyłabym się przy nim, wtulając w jego tors. Tak bardzo
brakowało mi tego ciepła. Po cichu
układałam rzeczy w szafkach.
– Mogę pić? – Przystanęła przy
mnie, zaglądając tymi swoimi uroczymi oczkami.
– Już ci naleję kochanie –
odpowiedziałam, nie chcąc obudzić męża. Może powinnam poczekać jeszcze z
decyzją o rozwodzie. Bardzo go kocham, to ciężki krok. Nie chcę tego.
Usiadłam przy
stole, rozwiązując krzyżówki. Również nalałam sobie napoju, raz po raz
zaglądając na bawiącą się w ciszy córkę. Była małym aniołkiem. Robiło się
późno, trzeba jeszcze przygotować kolację i położyć Saradę spać. Jutro był
poniedziałek, więc ponownie miałam zaprowadzić ją do przedszkola. Pracowała tam
Pani Shizune, która miała prawdziwy dar do dzieci. Bardzo lubiłam tę kobietę.
Czasami jednak miałam problem zostawiać Saradę samą. Nie chciała mnie puścić.
Dlatego zawsze, gdy dobrze się wysypia, nie muszę zaglądać na jej smutne oczy, zostawiając
ją w przedszkolu.
- Tato wstawaj! – krzyknęła
dziewczynka, rzucając się na Uchihę. Po pomieszczeniu roznosił się już cudowny
zapach kolacji.
– Sarada. – Usłyszałam jego zaspany głos. –
Znajdź sobie jakieś zajęcie – burknął, podnosząc się do pozycji siedzącej. Byłam
zła. Nie miał prawa być dla niej taki oschły. Przecież to jego córka!
Zaglądałam na jej rozżalony wzrok. Spuściła głowę, grzecznie maszerując w moim
kierunku.
– Chodź kochanie, tatuś chyba wstał dziś lewą
nogą. – Posłałam mu ukradkiem oburzone spojrzenie. Jak człowiek może się tak diametralnie
zmienić.
**
Sarada spała
już od piętnastu minut. Zmęczona ruszyłam do łazienki. Ciepła kąpiel powinna
pomóc mi się trochę odprężyć. Przemyłam twarz pod wodą. Gdyby tylko się dało,
chciałabym zmyć z siebie te wszystkie negatywne uczucia. Dlaczego nie mogę
cofnąć czasu? Może popełniłam jakiś błąd?
Przetarłam wilgotne włosy,
zakładając na siebie koszulę nocną. Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem do
swojego odbicia w lustrze. Sasuke kupił mi ją, ponieważ twierdził, że wyglądam
w tym bardzo kusząco.
**
Niepewnie
wkroczyłam do sypialni. Wyglądał jakby spał. Kołdra zakrywała po części jego
nagie ramiona. Usiadłam na drugiej połowie łóżka. Mogłam spojrzeć jedynie na
jego odwrócone do mnie ciało. Wypuściłam ciężkie powietrze. Ułożyłam się
również plecami do niego, podkładając dłonie pod głowę. Myślałam, że zaczynam
przyzwyczajać się do jego obojętności, ale to wciąż boli. Tak cholernie boli.
Znów płakałam.
**
Spoglądała
przez okno, stojąc na swoim łóżku. Niebo było takie czyste i ciemne. Oświetlone
tysiącem migoczących świateł. Wtem przebił się ślad spadającej gwiazdy.
– Gwiazdko proszę, niech mamusia
z tatusiem znów się uśmiechają – wyszeptała pod nosem.
To była
wyjątkowa noc. Podobno mówili, że najpiękniejsza w całym roku. Księżyc był
naprawdę nierealnie duży, a gwiazdy tak pięknie migotały. Można by rzec, że ta
noc była magiczna.
**
Obudziłem się,
czując ciężkie powieki. Osunąłem się z łóżka, by ubrać kapcie na nogi, a
następnie skierować się do łazienki. Strasznie bolały mnie barki. Nie pamiętam,
żebym nosił wczoraj coś ciężkiego. Ku
mojemu pierwszemu zdziwieniu nie odnalazłem kapci. Na pewno je tu wieczorem
zostawiłem. Mało ważne. Przemyłem twarz chłodną wodą. Zwróciłem wzrok w stronę
lustra. To był cios. Ze zdziwienia odebrało mi mowę. Na kogo teraz patrzę?
Sakura?! Zamrugałem parę razy oczami. To musiał być sen. Przemyłem ponownie
twarz w lodowatej wodzie. W lustrze wciąż widziałem odbicie żony. Czynność
powtórzyłem jeszcze parę razy. Wciąż nie mogłem uwierzyć. Jak to możliwe? Dotknąłem długie, lekko
pokręcone różowe włosy. Były miękkie, a odczucie tak bardzo realistyczne.
Rzuciły mi się sińce pod oczami. Wygląda, jakby płakała całą noc. Oglądałem
swoje drobne dłonie. Małe ciałko. To dziwne być nagle takim niskim. Wróciłem do
sypialni. Pod kołdrą wciąż leżało moje ciało. Czy jeśli mój umysł jest w ciele
Sakury, to czy ona…? Poruszyła się niepewnie.
- Aaaa! – krzyknęła, wyskakując
momentalnie spod pościeli. Zaglądałem na swoją postać. Takiego się jeszcze nie
widziałem! Zerkała zdziwiona na moje bokserki.
– Nie patrz tak. To normalne z
rana – oburzyłem się. Przecież już go widywała nie raz. Jesteśmy małżeństwem
tak? A ona stała taka zawstydzona.
– Jak to możliwe?! – krzyknęła w
panice. Podrapałem się po głowie. To naprawdę dość niecodzienna sytuacja.
Trzeba to natychmiast wyjaśnić, nie może tak pozostać przecież na zawsze.
– Mamusiu! – usłyszałem głos Sarady. – Musimy do
przedszkola! – poganiała, stojąc za drzwiami.
– Już idę – odezwała się. Spojrzałem
na nią zdziwiony. O nie. To oznaczało teraz, że ja? Musimy to jak najszybciej
cofnąć. Wpatrywała się we mnie tym swoim ponaglającym wzrokiem.
Otworzyłem
garderobę. Odruchowo chwyciłem koszulkę ze swojej połowy. Uh. Rzuciłem w ręce
żony. Zerknąłem w drugą połowę szafy.
Wybór był ogromny! Dopiero teraz zauważyłem, ile ona ma ciuchów. Żółte, różowe,
niebieskie. Pstrokate kolory raziły mnie w oczy. Chwyciłem czarny t-shirt i
ciemne jeansy. Jak to cholerstwo się ciężko naciąga na łydki. Gotowy otworzyłem
drzwi, spoglądając na zniecierpliwioną córkę.
– Chodź – odpowiedziałem, mijając ją w
korytarzu.
– Sasuke – wycedziła przez zęby
Sakura. Chyba była zła. Wyglądała strasznie, gdy się złości w moim ciele. Oby
nie przyszło jej do głowy znów mnie uderzyć. To mogłoby zaboleć. Przykucnęła
obok Sarady, dłonią przeczesując jej włosy. Ucałowała ją w czoło, łapiąc za
rękę, by bezpiecznie zeszła po schodach. Czy ona naprawdę robiła to codziennie
? Czekałem zniecierpliwiony przy frontowych drzwiach. Nie byłem przyzwyczajony,
by na spokojnie zjeść śniadanie. Zazwyczaj łapałem chleb w dłoń i śpieszyłem
się, by wyjść. Starannie przygotowała posiłek, pakując dodatkowe kanapki do
małego pudełeczka.
– Baw się dobrze kochanie. – Pomachała
nam na do widzenia. – Zadzwoń do Itachiego, żeby dał mi parę dni wolnego –
rzuciłem, wychodząc za córką, a następnie zamknąłem frontowe drzwi.
**
Wypuszczając
ciężkie powietrze, rzuciłam się na krzesło. Muszę jak najszybciej wytłumaczyć,
co się z nami tak właściwie stało. Przecież ludzie z dnia na dzień nagle nie
zmieniają swojej tożsamości. To nie może się dziać naprawdę. Drżącymi dłońmi
włączyłam leżący na stole laptop. Nagle klawiatura stała się taka mała, a
wpisywanie kolejnych słów było utrudnione przed duże męskie dłonie.
Niesamowite. Nieświadomie dotknęłam ręką swojej twarzy, przecierając policzek.
Dawno nie czułam tej dłoni. Odczucia wciąż pozostają takie same. Co właściwie
powinnam wpisać? „POMOCY, zamieniłam się w swojego męża, co robić!?” To głupie.
Pochyliłam głowę w geście niedowierzania. Przecież widzę i czuję jego ciało.
Dlaczego więc trudno mi to wszystko przyjąć do wiadomości? Może jestem po
prostu przemęczona tym wszystkim, a to moja wyobraźnia płata mi figle. Mimo
wszystko muszę mieć pewność, że to, co się dzieje, wróci na odpowiedni tor. Przeszukiwałam
którąś już z kolei stronę o rzeczach dosłownie wyssanych z palca. Nigdy nie
przypuszczałabym, że będę tak daleko zagłębiać się w tematy magii i mitycznych
opowieści. Zainteresował mnie konkretny artykuł, który w dość dziwny sposób
mocno rzucał się w oczy. „W pradawnych
czasach wierzono, że w jedną jedyną noc, bogini, która z gwiazd spogląda na
swoje zmartwione dzieci, może choć ten raz zainterweniować w ich drogę ku
poszukiwaniu szczęścia…” No ładnie!
– Bardzo ci dziękuję! Myślę, że sama dałabym
sobie radę! – krzyknęłam po pustym pomieszczeniu. Kompletnie mi odbija. Przewijałam
zachłannie tekst w poszukiwaniu dokładniejszych informacji. Przecież zależało
mi tylko na tym, aby wszystko wróciło do normy.
„Sztuczna magia kończy się tam,
gdzie odnajdzie się magia miłości”. Jestem skończona. Uwierzyłam w te brednie,
dodatkowo moje życie miłosne legło w gruzach.
**
- Sarada!
Możesz się pośpieszyć ? Nie mamy całego dnia na zbieranie zabawek z samochodu.
W przedszkolu na pewno jest ich sporo, zostaw je tu! – Powoli nie potrafiłem opanować
gniewu. Chciałbym jak najszybciej wrócić do domu i założyć na siebie wygodny
dres.
– Nie zostawię misia! – Sarada
uniosła głos, wybiegając z pluszakiem w stronę budynku.
– Dzień dobry Sakuro. – Usłyszałem przesłodzony
głos ciemnowłosej kobiety. Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczyskami,
ewidentnie czegoś oczekując. – Rzeczy Sarady ? – Ponagliła mnie, widocznie
widząc moje zdezorientowanie.
– A tak. Sarada nie ma dziś
żadnych rzeczy – odpowiedziałem
pośpiesznie, chcąc jak najszybciej już wyjść. Zaglądałem na córkę, która męczyła się,
rozwiązując te małe buciki. Przykucnąłem, by jednym ruchem pozbyć się obuwia.
– Zostaniesz mamusiu? – Smutnym
wzrokiem lustrowała moją twarz. Zostać? Przecież to jest przedszkole. Oddaje
się dzieci, żeby mieć czas dla siebie, a potem zabiera do domu. Proste i praktyczne.
– Zawsze siedzi tu Pani jeszcze
godzinkę, by Sarada poczuła się dobrze w towarzystwie innych dzieci. Czy dziś
nie może Pani zostać? – Przedszkolanka spoglądała na mnie troskliwym
wzrokiem. Czy Sakura naprawdę siedziała
tu jeszcze godzinę, zupełnie nic nie robiąc? Co za marnowanie czasu.
– Śpieszę się dziś. Cześć Sarada.
– Odwróciłem się, by wyjść z budynku, gdy ciche szlochanie doszło moich uszu.
Jej małe czarne oczka całkowicie zaszkliły się, by po chwili wypłynęły z nich hektolitry
łez. Ryk rozniósł się po pomieszczeniu. Mimo nawołań i błagań Pani Shizune zupełnie
nie zamierzała przestać.
– Skarbie, mamusia wróci po
ciebie, zanim się obejrzysz. Teraz chcę, żebyś była dzielna i poczekała na mnie
chwilkę. Dobrze? – Zmusiłem się na najcieplejszy ton, jaki kiedykolwiek miałem
okazje z siebie wydać. Jak ręką odjął. Przetarła małą rączką swoje zapłakane
oczy, a następnie pobiegła w stronę placu zabaw. Bycie matką nie jest prostą
sprawą. Wymaga ogromnej delikatności.
**
- Znalazłaś
coś ? – Usłyszałam dziwny głos za swoimi plecami. Taki ciepły i delikatny, a
zarazem poważny i chłodny, jakby próbował na siłę zmienić moją naturalną
kobiecą barwę głosu. Niepewnie podskoczyłam na krześle. Nie słyszałam nawet
kiedy wchodził. Zakradał się jak cichy zabójca. Widać przez ostatnie tygodnie
doskonale wypracował sobie bycie niezauważalnym.
– Same brednie – odpowiedział,
wpatrując się w monitor.
– W takim razie, możesz mi to
wyjaśnić ? – syknęłam zła. Oczywiście rozumiałam jego podenerwowanie, ale w
takim przypadku w którąś wersję musimy uwierzyć.
– Miłości mamy aż nadto – burknął,
kierując się w stronę ekspresu do kawy.
– Chyba mówisz o czasie przeszłym.
– Zaatakowałam niepewnie, zrzucając z serca ogromny ciężar. Już tak dawno
chciałam mu powiedzieć, że mam dość udawania jak kolorowo i pięknie jest między
nami. - Nie mówię już nawet o intymnych sprawach! Tylko o drobnych gestach. - Zarzuciłam mu.
– O czym ty bredzisz? – Spojrzał
na mnie zdziwiony.
– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
mnie dotykałeś albo kiedy uprawialiśmy seks! Choć myślę, że ty już dawno sobie
z tym radzisz! – Nie wytrzymałam, atakując swoim najlepszym asem.
- Może byłoby lepiej, gdybyś
zamiast marnować godziny na darmowym etacie przedszkolanki, zajęła się czymś
pożytecznym. – Jego słowa mnie zabolały. Najważniejsza była dla niego tylko
praca i koledzy, a gdy wracał do domu, nie miał już na nic ochoty.
– Uważasz, że bycie matką to jak
gra w bierki? – Uniosłam głos, marszcząc brwi. Nie ukrywałam już swojego
zirytowania. Jeśli ta chora wyimaginowana bogini właśnie tego chciała, proszę
bardzo! Czas wyłożyć karty na stół.
– Więc może pójdziesz do pracy
zarabiać na życie, a ja zostanę w domu? – Uśmiechnął się kpiąco.
– Czuję, jakbym już pracowała na
dwa etaty! Sprzątam, robię zakupy, gotuję
i całą dobę opiekuję się naszą wspaniałą córką! Ja również mam prawo być
zmęczona – krzyknęłam, próbując hamować łzy.
-
Opiekujesz się? Robisz z niej niezdarę, która boi się zostać z innymi dziećmi
bez swojej mamusi. – Zaśmiał się, nawet nie patrząc mi w oczy. Czułam się
poniżona.
– Nie wiesz, co mówisz ty idioto!
Nie byłoby tak, gdyby miała ojca! – Wypuściłam z siebie wszystkie emocje,
pozwalając łzą spływać. Osunęłam się bezwładnie o ścianę, kuląc na chłodnej
posadzce. – Za co tak bardzo nas nienawidzisz? – zapytałam, właściwie nie
oczekując, że odpowie na to pytanie. Zakryłam twarz w dłoniach.
**
Nie chciałem
na nią patrzeć. Bolało mnie wszystko, co sobie zarzucaliśmy. Nienawidzę? Te słowa obijały mi się echem.
Przecież była moją najdroższą kobietą. Bez niej straciłbym sens życia, co się
stało, że tak bardzo pozwoliłem jej się oddalić.
– Sakura. Czy my nie potrafimy już
ze sobą normalnie rozmawiać? – Uspokoiłem swoje emocje. Przecież niedługo
zaczniemy mijać się jak zupełnie obce osoby.
– Nie słuchasz mnie – wydukała
między kolejnym pociągnięciem nosa.
– Kiedy ja nie potrafię zrozumieć,
czego ty ode mnie oczekujesz! Nigdy nie mówisz wprost , wiecznie muszę się
domyślać! Nie jestem pieprzonym czarodziejem. – Znów uniosłem głos, na co
odpowiedziała mi cisza. Właśnie rozrywało się moje serce. Jakby ktoś zupełnie
brutalnie targał je na drobne kawałeczki.
- Nie płacz głupia. Niszczysz
honor mojego ciała. – Skupiłem się intensywnie na jej spojrzeniu. Wydobyła z
tych ciemnych tęczówek cały ból, który starałem się tak skrupulatnie ukrywać.
– Może powinniśmy wyjechać gdzieś razem. – Niepewnie
zaproponowałem. Czułem, że musimy naprawić relacje, które utraciliśmy gdzieś po
drodze. Dodatkowo wiedziałem, że w tej chwili powinienem zabrać swoją rodzinę
gdzieś daleko.
– Do domku twoich rodziców ? – Energicznie
uniosła głowę, ukazując drobne iskierki.
– Czemu nie. – Pokiwałem głową,
wstając na równe nogi. Chwyciłem jej nadgarstek, by mocno pociągnąć do góry.
Jeśli ten trik kiedykolwiek działał, teraz spotkał się z zupełnie odwrotnym
skutkiem. Jej ciało, a właściwie moje, nie drgnęło nawet na milimetr, a ja
poleciałem prosto na nią. Zaśmiała się cicho, podnosząc z ziemi. Teraz moja
duma kompletnie poszła w las.
**
Zapukałem do
drzwi swojego brata. Mieliśmy zaraz wyjechać, więc postanowiłem poinformować go
o swojej nieobecności przez najbliższe kilka dni.
– Cześć Sakura. – Uśmiechnął się,
zapraszając mnie gestem do środka.
– Cześć - odpowiedziałem, mijając
go w progu.
– Coś się stało? Jest jakaś
dziwna. Czy mój głupi brat znów powiedział ci coś przykrego? Powieszę go za jaja,
może wróci do niego cała męskość – kontynuował swoją wypowiedź, a mi z każdym
słowem stopniowo pulsowała żyłka ze zdenerwowania. Jak długo rozmawiają sobie
już na mój temat? Czy moje słowa są aż tak raniące, że musi żalić się mojemu
bratu?
– Nic mi nie jest – z trudem
wydusiłem te słowa.
– Wyjeżdżamy z Sasuke na parę dni
do domu rodziców – oznajmiłem stanowczo. Powinien domyślić się, że nie będzie
mnie w pracy.
– To świetna wiadomość! – Uśmiechnął się
szeroko. – Znaczy, że przemyślałaś już swoją decyzję? – wypytywał, a ja
zupełnie nie wiedziałem, co ma na myśli.
– O czym mówisz? –Próbowałem
zebrać jak najwięcej informacji.
– Miałem na myśli te papiery rozwodowe – wygadał się. Zaraz, że
co? Jaki rozwód? Nie przypominam sobie, by Sakura się z kimś rozwodziła. A
może… To niedorzeczne.
Jak mogłaby
mnie zostawić? Całkiem samego... Ta myśl bardzo mnie przerażała. Przed moimi
oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz różowo włosej wołająca w swój naturalnie
słodki sposób moje imię. A potem pochwyciła drobną dłoń naszej córeczki i
zaczęła znikać. Odeszła. Cały obraz rozmazał się w jednej chwili.
– To absurdalne. Nie będzie rozwodu
– skwitowałem, zostawiając Itachiego w osłupieniu. – Muszę już iść, zaraz
będziemy wyjeżdżać. – Chciałem jak najszybciej wrócić i sprawdzić, czy moje
koszmarne myśli się nie spełniły.
**
Pakowałam
ostatnie potrzebne rzeczy, czekając, aż Sasuke wróci od Itachiego. To była dość
dziwna sytuacja, z racji tego, że właściwie to moje ciało poszło się z nim
spotkać. Choć przekaz informacji nie miał kompletnego znaczenia, które z nas
pójdzie. Drzwi otworzyły się, poczym z impetem trzasnęły, by ponownie się zamknąć.
– Kiedy miałaś zamiar powiedzieć
mi o rozwodzie?! – krzyknął sfrustrowany. Moje ciało zesztywniało. W dłoniach
wciąż trzymałam kosmetyczkę, gdy nagle nie mogłam się poruszyć. Właściwie nie
wiem dlaczego, poczułam ukłucie w sercu i lęk. Bałam się reakcji swojego męża,
osoby, którą tak dobrze znam i kocham. A może znałam.
- Nie krzycz proszę. Sarada jest
na górze. To nie była prosta decyzja, ja – nie dokończyłam, ponieważ Sasuke
wciął mi się w zdanie.
– Nie dam ci żadnego rozwodu. Nie
odejdziesz i nie zabierzesz mi córki. Nie zostawisz mnie samego. Spakowana? To
świetnie, bo wychodzimy. – Uniósł głos, z trudem chwytając za ciężkie walizki.
Nie odpowiedziałam już nic. To miały być wspaniałe, nawet jeśli ostatnie nasze
wspólne dni. Na wyjeździe wszystko się rozstrzygnie i definitywnie podejmę
decyzję. Przepraszam cię Sarada, wiem jak bardzo chciałabyś mieć obok swojego
tatusia.
**
- Mamusiu,
dlaczego jedziesz autem? – spytała zdziwiona córka, zaglądając na moją postać.
Jak mogłabym nie wykorzystać momentu, by dopiec Sasuke.
– Widzisz kochanie, tatuś ma taką
wspaniałą żonę, że ufa jej, pozwalając prowadzić. – Zaśmiałam się. – To było
egoistyczne zagranie. – Usłyszałam jego cichy syk oraz ujrzałam na moment
piorunujące spojrzenie, które przeniósł na mnie.
**
Miejsce było
zupełnie takie, jak pamiętałam za nastoletnich lat. Bardzo często
przyjeżdżaliśmy do posiadłości państwa Uchiha. Jego rodzice pokochali mnie od
pierwszego spotkania. Właściwie również nie byłam im dłużna. To wspaniała
rodzina. Niestety pewnego razu mieli tragiczny wypadek. Podczas burzy drzewo
runęło prosto na nich. Pan Uchiha zasłonił żonę własnym ciałem, jednak i ona po
paru dniach walki o życie zmarła w szpitalu. Ciężko było nam się z tym
pogodzić, jednak dzięki temu, że byliśmy razem, udało nam się zapełnić dziurę w
sercu. Myślę, że gdyby wciąż byli z nami Sarada miałaby kochających cudownych
dziadków.
– Mamo! Zobacz! Jezioro! –
piszczała podekscytowana dziewczynka, ciągnąc Sasuke za rękaw bluzki. – Idź –
szepnęłam w jego kierunku. Zrezygnowany powoli poddawał się błaganiom córki.
Spojrzałam w niebo. Pogoda była naprawdę cudowna. Przez myśl przemknęła mi
postać Bogini, która postanowiła wziąć w ręce nasz los.
-Czy tego chciałaś? - spytałam
cicho. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wyłapując ciepłe promienie słońca. Może
właśnie tutaj wszystko wróci na właściwy tor. Zaglądałam za znikającymi
sylwetkami. Proszę, nie musi mnie kochać. Niech cała miłość odda naszej córce.
Spojrzałam na bagaże. Jak mam to wszystko wnieść ?! Zbliżyłam się do jednego z
nich, by jednym ruchem unieść go nad ziemię. W tym ciele mam naprawdę sporo
siły. Uśmiechnęłam się pod nosem, wnosząc pozostałe rzeczy do domku.
**
- Nie podchodź
bliżej, bo wpadniesz do wody – pouczyłem swoją niezdarną córkę. Była zupełnie
jak jej mama. Ciekawska wszystkiego, co tylko się poruszy i wzbudzi
zainteresowanie. Jej ciemne tęczówki chłonęły widoki jak gąbka.
– Kaczki! – krzyknęła,
podskakując. Jej kumulacja energii była niesamowita. To się chyba nazywa młodość.
Zaśmiałem się.
– Nakarmimy je? – spytała, wpatrując
się we mnie z ogromną siłą. Jakby swoją prośbą chciała przebić mnie na wylot.
– Jutro po obiedzie przyjdziemy z
chlebem – odpowiedziałem, by przestała mnie atakować. Jednak była urocza w
swoich poczynaniach. Ściskała moją dłoń swoimi drobnymi paluszkami, jakby bała
się, że odejdę.
– Mamusiu – zaczęła niepewnie, a
jej oczy widocznie posmutniały. – Czy… Tatuś znów zacznie nas kochać? –
wymamrotała. Te słowa zabolały mnie jak nigdy. Sarada powinna być dzieckiem i
bawić się, jak na dziecko przystało. Ona zaczyna dostrzegać problemy, które jak
sądziłem, dobrze ukrywałem. To straszne, że mogłem tak bardzo zepsuć jej
najlepsze lata życia. Przecież to nie jest prawda. Ja wciąż je kocham. Tak!
Kocham je nad życie. Po prostu coś w pewnym momencie się stało, co oddaliło nas
od siebie.
– Sarada posłuchaj. Nawet jeśli czasem się z
tatą kłócimy, to nasze serca wciąż są połączone – odpowiedziałem poważnym tonem,
przykucając do swojej księżniczki.
– Więc tata nie odejdzie? –
spytała z iskierkami nadziei.
– Ani tata, ani ja nigdzie się
nie ruszamy – wysiliłem się na ciepły uśmiech. Jej słowa, raniły moje serce.
**
- Sarada proszę wypić mleko i do łóżka. – Sakura ponagliła córkę, która widocznie nie
miała ochoty iść jeszcze spać.
– Mamo, posiedzisz ze mną, aż
zasnę? – zapytała, znów lustrując mnie swoim wzrokiem. Z niewyjaśnionych mi przyczyn moje ciało
samowolnie postanowiło wstać i bez słowa ruszyć za ciągnącą mnie córką. Kątem
oka dojrzałem jeszcze delikatny uśmiech Sakury.
-Zostaw światło – pouczyła mnie,
wskakując do łóżka. Przykryłem ją kołdrą. Wspomnienia wracają, gdy rozejrzałem
się po swoim starym pokoju. Nigdy bym nie pomyślał, że będę w nim teraz kładł swoje
dzieci.
– Boisz się ciemności? –
zapytałem, zapalając lampkę nocną. Jej powieki stopniowo robiły się coraz
cięższe.
– Czasami, w przedszkolu mówią,
że w szafie kryją się potwory – mamrotała.
– Sarada. Na świecie będzie wiele
przeciwności, z którymi sobie na pewno poradzisz, ale pamiętaj, że zawsze
będzie przy tobie tata – wyszeptałem, gładząc jej hebanowe włoski. Podobno
wyglądała zupełnie jak ja. Cały tata mówili. Dumnie poprawiłem kołdrę,
podnosząc się z kolan.
– Kocham cię. – Ucałowałem jej
czoło, wychodząc z pokoju.
**
Słyszałam, jak
wchodzi do pomieszczenia. To był ciężki dzień, dlatego nie chcąc dorzucać do
ognia, udawałam, że śpię. Poczułam, jak prawa strona łóżka ugina się pod
ciężarem jego osoby. Przysiadł na rogu, przecierając twarz dłońmi. Podniosłam się
do pozycji siedzącej. Mimo że on odpychał moje uczucia, nie znaczy, że ja
potrafiłam być na niego obojętna.
– Co się stało Sasuke? – spytałam,
niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
– Sakura ja… przepraszam – wypowiedział
niepewnie te słowa. Moje serce zaczęło szybciej bić, a oddech stał się ciężki i
bolesny.
– Przepraszasz? Za co? – Znów
próbowałam hamować emocje, jednak samotne łzy spłynęły momentalnie po moich
policzkach. Nie odwracał się do mnie, dlatego przynajmniej to udało mi się
ukryć. Choć mój załamany głos mógł pozostawiać wiele do życzenia.
– Za wszystko. Opieka nad
dzieckiem jest naprawdę wymagająca. Ciężko być dobrym rodzicem i jednocześnie
dbać o wszystkich wokół. Trzeba ciągłej uwagi. Zrzuciłem na ciebie wszystkie
obowiązki, pogrążając się w swojej pracy. – Potok słów wypłynął z jego ust.
Odwrócił się, by spojrzeć mi w oczy. Zaskoczona, lekko się odsunęłam. Tak dawno
nie patrzył na mnie, gdy rozmawialiśmy, że stało się to dość dziwnym zjawiskiem.
– Wcale nie myślę, że robisz bezużyteczne rzeczy. Podziwiam twoją siłę. Jesteś
dobrą matką. Ja… nie zasłużyłem sobie na taką wspaniałą żonę. – Zmarszczył brwi,
karcąc się.
– Nie mów tak – wydukałam przez
łzy.
– Teraz dopiero zauważyłem, jak
wiele bólu wam sprawiałem. Jak bardzo daleko od siebie jesteśmy. Wybacz mi. – Lustrował
mnie błagalnym spojrzeniem. Zupełnie jak Itachi, gdy chciał, abym przemyślała
sprawę rozwodu. Ci Uchiha i ich urok! – Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie
zostawiaj mnie samego… Wszystko naprawię. Obiecuję. – Na te słowa jego oczy
zaszkliły się, a jedna bolesna łza spłynęła po policzku. Nie została
wypuszczona tylko przez moje wykończone ciało. Jego emocje wzięły górę, które
przybrały tą jedną drobną kroplę. – Kocham Cię Sakura i nigdy nie przestałem.
Bądź przy mnie - odpowiedział z ogromną determinacją, przenikając mnie spojrzeniem.
- Zawsze będę – wypuściłam całą
falę emocji, przywierając delikatnie ustami do jego. To była ta chwila, moment
wspólnego zrozumienia. Przełamania największych lodów. Poczułam, jakby mój umysł opuszczał ciało. Uniosłam się
w powietrze, a naprzeciw mnie to samo działo się z Sasuke. Jego dusza przybrała
postać ciała. Bolesnego, zmarnowanego życiem. Płakał. To znaczy, że i jego
dusza płacze. Poczułam silny powiew poczym znalazłam się w swoim ciele.
Wszystko wróciło do dawnego stanu. Może właśnie wzajemne zrozumienie i odnalezienie naszej miłości było tym
potrzebnym elementem. Tą iskierką, której tak bardzo nam brakowało.
Całował mnie
zachłannie, a ja z tęsknotą oddawałam każdy pocałunek. Tak bardzo brakowało mi
tego ciepłego dotyku, tych gorących ust. Tak długo czekałam, aż się obudzi.
Moje ciało wprost krzyczało na niego, że za długo to robił. Delikatnie mnie
unosząc, ułożył się wygodnie nade mną. Już dawno nie czułam jego bliskości. Był
teraz tym księciem z bajki, którą jakiś czas temu tak bardzo chciał opuścić. Ja
wciąż byłam jego księżniczką. Powoli ściągał ze mnie wszystko, czego można było
się pozbyć. Całował moją nagą skórę centymetr po centymetrze. Nagłe dreszcze przebiegły po
kręgosłupie. Odwrócił mnie na brzuch, po czym przylgnął swoim ciałem do mojego,
łaskocząc gorącym, przyśpieszonym oddechem.
Zupełnie jakby czytał w moich myślach, wszedł we mnie płynnym ruchem,
podnosząc się i opadając. Jego dłonie błądziły w obrębie piersi. Jego przyspieszone ruchy doprowadzały nas do
szaleństwa, by ostatecznie połączyć się we wspólnym spazmie przyjemności. Kiedy
ostatni raz czuliśmy się tacy niewyżyci, znów nieprzyzwoicie zakochani.
**
Szykowałam obiad, przez okno obserwując swojego męża, który
całkowicie poświęcał czas córce. Nie pamiętam, kiedy Sarada miała okazję
tak dobrze bawić się z ojcem. Siedzieli na trawie, mocno skupieni nad kartką papieru. Wyglądali, jakby właśnie
planowali rabunek skarbu pirackiego. Sarada dokazywała palcem, dokładnie
nakreślając Sasuke swoje spostrzeżenia. Charakterek to ona jednak miała po
mnie. Zaśmiałam się pod nosem. Czułam, że wyjazd naprawdę był nam potrzebny.
Na myśl powrócił mi dzisiejszy poranek. Znów mogłam zasnąć i
obudzić się w jego silnych, męskich ramionach. Obejmował mnie całą noc,
zupełnie jakby bał się, że mogę mu uciec , że zniknę. Był przy tym, na swój
sposób, uroczy i kochany. Nareszcie otworzył się przede mną. Choć nie do końca
rozumiem, dlaczego tak bardzo się oddaliliśmy. Jednak czułam, że wszystko wraca
na właściwy tor. Jego zapach wciąż unosił się na mojej skórze, namiętnie
drażniąc nozdrza. Jego pocałunki, dotyk. To wspaniałe uczucie bliskości i
zrozumienia, kiedy błądził po mojej nagiej rozpalonej skórze.
- Tss – syknęłam z bólu, który
natychmiast przywrócił mój zdrowy rozsądek. Widocznie na moment zbłądziłam
myślami. Krople szkarłatnej krwi miarowo kapały na blat stołu. Przyłożyłam
rozcięty palec do ust, by na moment zatamować krwawienie. Przeklęłam pod nosem,
gdy odczułam pierwsze objawy. Rozcięcie było dość głębokie, bym musiała
odstawić krojenie warzyw i opatrzyć ranę.
- Jak zwykle nieuważna. – Usłyszałam
zza pleców głos męża.
- Coś mnie rozproszyło. – Szybko
wybrnęłam z dyskusji, polewając dłoń wodą utlenioną. Zagryzłam zęby, gdy płyn
dokładnie oczyszczał ranę.
- Pomóc ci? – Usłyszałam jego
zmartwiony głos. Nie czekając na odpowiedź, zwinnym ruchem owinął moją dłoń
białą gazą.
- Dziękuję, ale dałabym radę sama
– skwitowałam, by po chwili ugryźć się w język. Chciał być miły w stosunku do
mnie, znów chciał mi pomagać. A ja? Zdystansowałam się. Może ostatnie tygodnie
odcisnęły swoje piętno na moim sercu. Mimo że już dawno mu wybaczyłam, wciąż
pewna część mnie zachowywała ostrożność. Nienawidziłam się za to.
- Przepraszam – dodałam, uciekając wzrokiem.
- Sakura. Jestem twoim mężem…
zawsze będę ci pomagał. – Pochwycił palcami mój podbródek, zmuszając mnie, bym
zatopiła się w tym intrygującym spojrzeniu. Czułam ogromną ulgę. Ulgę, że
odzyskałam rodzinę.
**
Czas na
urlopie mijał niesamowicie szybko. Każdy dzień był wykorzystywany w stu
procentach. Widziałam z jak wielkim zaangażowaniem od rana do wieczora Sasuke
budował domek na drzewie. Zupełnie taki, o jaki zawsze prosił swojego ojca.
Dobrze wiedziałam, jak wiele znaczy czas spędzany z własnym ojcem. Choć na
początku bał się podjęcia tak ważnej roli, widzę, że poradził sobie znakomicie.
Wraz z Saradą na nowo budowali wspólne więzi.
Nasze
relacje znacznie się poprawiły. Jakby wcześniejsze problemy poszły w kąt, a
wszystkie moje dotychczasowe obawy były tylko głupimi fanaberiami. Moimi
własnymi urojeniami. Mój Sasuke, najcudowniejszy mąż i ojciec nareszcie wrócił
do domu.
Szukałam
kluczy do mieszkania, wzrokiem taksując pomieszczenie. Jeszcze niedawno
trzymałam je w ręce. Jak zwykle pamięć miałam dobrą, niestety krótkotrwałą.
Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Przystanęłam, za wszelką cenę próbując
przypomnieć sobie, co robiłam pięć minut temu, gdy moje porachunki z własną
sobą przerwał dźwięk telefonu.
- Sarada włóż buty, zaraz
wychodzimy. – Sasuke krzątał się jeszcze przy córce, zaglądając za mną
wzrokiem. Zaraz zacznie mnie pouczać. Zbawieniem na tę chwilę okazała się
komórka.
- Uchiha Sakura, słucham? – Odebrałam
połączenie. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer, co natychmiast
podpowiedziało mi, by zachować odpowiedni formalny ton głosu.
- Wojewódzki Szpital Konoha. W
rejestrze numer został podany jako kontakt do osoby najbliższej. – W słuchawce
usłyszałam głos młodej kobiety.
- To telefon mojego męża. Czy coś
się stało? – Moje ciało momentalnie zesztywniało. Przez głowę zaczęły
przelatywać najgorsze scenariusze. Chwila ciszy tylko podsycała moje
przerażenie.
- Pan Itachi Uchiha został
przewieziony dziś w nocy w bardzo ciężkim stanie. – Nie odpowiadałam. Na moment
zaschło mi w gardle. Nie wydusiłam z siebie żadnego racjonalnego pytania. Nogi
zatrzęsły się pod ciężarem całego ciała. Czułam, jakbym miała zaraz wypuścić z dłoni
komórkę.
- Czy on.. wyjdzie z tego? Jak to
się mogło stać – zaczęłam, starając opanować emocje. Spojrzałam w stronę córki,
która była całkowicie pochłonięta zabawą z lalką. Czekali już tylko na mnie.
Jak miałam przekazać te wieści Sasuke?
- Przypuszczamy pobicie. Pan
Uchiha ma połamane kilka żeber, które na szczęście nie spowodowały wewnętrznego
krwotoku. Staramy się ustabilizować jego stan. Niestety na tą chwilę, nie
możemy podać przez telefon więcej informacji – odpowiedziała, a w jej głosie
mogłam wyczuć smutny ton. W tym momencie ta kobieta naprawdę mi współczuła. Nie
jest łatwo przekazywać trudne wiadomości.
- Dziękuję, natychmiast
przyjedziemy. – Drżącą dłonią zakończyłam połączenie.
- Sakura? Możemy wychodzić? Kto
dzwonił? – Sasuke zasypał mnie pytaniami, nim zdążyłam przetworzyć jakiekolwiek
informacje.
- Dostałam telefon ze szpitala –
przełknęłam głośno ślinę, osuwając się o ścianę. Starałam się opanować łamiący
ton głosu, by darować mu dodatkowego cierpienia. – Chodzi o Itachiego –
wyszeptałam, wpatrując się w zimną posadzkę.
- Coś z Itachim?! – krzyknął,
chaotycznie zbliżając się w moim kierunku. Spanikowałam. W jego oczach
widziałam przerażenie. Jakby spodziewał się najgorszego. Jakby to, co się
wydarzyło, przewidział. – Wyduś coś z siebie! – Chwycił mnie za ramiona,
zmuszając, bym na niego spojrzała. Nie interesowało go teraz, jak bardzo Sarada
jest wystraszona. Za wszelką cenę, chciał upewnić się w swoich przekonaniach.
- Został pobity – odpowiedziałam.
– Leży w szpitalu.
Jego wzrok
stężał. Stał się mroczniejszy niż zwykle. Spiął całe ciało, opanowując wszelkie
wcześniejsze gesty. Nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Jednak po zachowaniu
męża wiedziałam, że musi mieć to związek z tajemnicą, którą przede mną ukrywał.
**
Przyśpieszonym
krokiem pokonywaliśmy kolejne białe korytarze. W powietrzu unosił się zapach
sterylnych pomieszczeń. Ściany były białe, doprowadzając człowieka do obłędu. Z
każdym kolejnym krokiem czułam narastającą w sercu niepewność. Kątem oka
zajrzałam na Sasuke, który w ciszy dotrzymywał mi tempa. Zatrzymałam się przed
równie białymi drzwiami. Złapałam ostatni głęboki oddech, wchodząc do
pomieszczenia.
- Dzień dobry. – Usłyszałam głos
pielęgniarki, która na moment oderwała wzrok od wyników badań. Posłała mi
ciepły uśmiech, odkładając dokumentację na łóżko. Odpowiedziałam tym samym,
zbliżając się do leżącego szwagra. Sasuke nie odzywając się, stanął naprzeciwko
brata, bacznie lustrując jego stan zdrowia.
- Czy wszystko będzie dobrze? –
spytałam, chcąc pozyskać jak najwięcej informacji. Rozpaczanie trzeba było
przełożyć na inny moment. Teraz najważniejszym jest otoczyć Itachiego
odpowiednią opieką.
- Stan pacjenta jest stabilny.
Musi pozostać jednak na obserwacji do czasu, aż najgorsze objawy ulegną
poprawie – poinstruowała mnie pielęgniarka, aby następnie zostawić nas sam na
sam.
- Sakura, Sasuke – odezwał się
cichym, zachrypniętym głosem. – Miło widzieć was znów razem. – Jego kąciki ust
delikatnie uniosły się ku górze.
- Nie opowiadaj głupstw. Jak się
czujesz? – Zbliżyłam się do niego, delikatnie chwytając za siną dłoń.
- Bywało lepiej. Gdzie Sarada? – skrzywił się z bólu, próbując,
choć odrobinę podnieść do wygodniejszej pozycji.
- Nie ruszaj się idioto – odezwał
się Sasuke, pouczając rozbawionego brata. – Kto ci to zrobił? – zadał pytanie,
skupiając się na jego skonsternowanym wzroku. Zacisnął szczękę, starając się
opanować negatywne emocje.
- Właściwie sam nie wiem. To
wszystko działo się szybko – wymamrotał, łapiąc dłonią obolałą głowę.
Prawdopodobnie jego wspomnienia z tamtej chwili mogły zostać odrobinę
zniekształcone.
** Zamykałem
tylne drzwi firmy. Za godzinę miała wybić dwunasta, a ja dopiero wracałem do
domu. W dokumentacji mieliśmy spore zaległości, dlatego dając Sasuke wolne
wiedziałem, że biuro stanie się moim tymczasowym domem. Zależy mi na szczęściu
brata i Sakury, dlatego nie mógłbym sobie darować, gdybym stawał im na drodze.
Zrobiłbym wszystko, by tylko znów mogli się dogadać. Sakura to najwspanialsza
kobieta na świecie, a mój braciszek, choć często jeszcze głupi na pewno zdawał
sobie z tego sprawę. Przekręcałem klucz dwa razy w prawą stronę, a następnie
jeszcze raz zamknąłem dolny zamek. Wyciągnąłem telefon, sprawdzając nieodebrane
połączenie, gdy za moimi plecami doszedł mnie dziwny szmer. Nie należałem do
osób strachliwych, więc momentalnie odwróciłem się z zamiarem odparcia ataku.
Niestety, właśnie moja odwaga okazała się największą głupotą, gdy zza pleców
poczułem silne uderzenie w kark. Upadłem na ziemie, a obraz zaczął się
rozmazywać. Pociemniało mi w oczach. Nim straciłem przytomność, poczułem
kopnięcie w żebra. Potem następne. Usłyszałem jeszcze śmiech mężczyzn i gruby
głos jednego z nich.
- Uchiha, Uchiha. Nigdy się nie
nauczycie. – Kolejne uderzenie sprawiło, że całkowicie odpłynąłem **
**
Sakura poszła
odebrać Sarade od Ino, więc miałem chwile, żeby w samotności zebrać myśli.
Dzieje się to, czego najbardziej się obawiałem. Jedna chwila mogła zniszczyć
nasze dotychczasowe życie. Nie chciałem ich w to wciągać. Popełniłem błąd. Tak
długo starałem się odsuwać Sakurę od tych problemów. Teraz widzę, że nie byłem
w stanie.
Wyjąłem klucze, chcąc otworzyć
drzwi do mieszkania. Ku mojemu zdziwieniu zupełnie nie były potrzebne.
Spoglądałem na uchyloną szparę, przez którą do wnętrza przenikały promienie
słoneczne. W myślach natychmiast zacząłem analizować ostatnie dni. Nie możliwe,
żebyśmy zapomnieli zamknąć dom. Sakura była zawsze na to mocno wyczulona. Jednym
ruchem pchnąłem drzwi, przekraczając próg.
Niestety widok przeszedł moje
najśmielsze oczekiwania. To przerosło wszystko, co mogłem zakładać w głowie.
Nigdy nie sądziłem, że posuną się do takiego kroku. To jasne, że nie zostawię
tak tego.
Bezradnie
rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym jeszcze niedawno panował doskonały
porządek. Sam nie wiedziałem, co właściwie powinienem teraz zrobić. Salon
wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Stosy dokumentów i cała szklana zastawa od rodziców zdobiła naszą
posadzkę. Połamane krzesła. Poszarpana kanapa i obdrapane meble, okazały się
niczym w porównaniu z rozbitymi ramkami zdjęć mojej rodziny, na których twarz
moich najdroższych kobiet były szkaradnie przekreślone markerem. Dostałem
ostrzeżenie. A ja nie miałem zamiaru go ignorować.
- Mój boże. – Usłyszałem zza
pleców zrozpaczony głos Sakury, która butami dobijała resztki wazonu. – Nie
wierzę. – Jej głos zaczął się łamać. To było dla niej za wiele. Wiedziałem, że
nie potrafi już dłużej udawać silnej i opanowanej. Wszystkie problemy pojawiły
się niespodziewanie w jednym momencie. To mogło ją przytłoczyć. Przytuliła
mocniej do piersi naszą córeczkę, dłonią próbując powstrzymać fale płaczu. Łzy
spływały cicho po jej różowych policzkach, a oczy domagały się odpowiedzi „kto
to zrobił i dlaczego”.
- Nie płacz – odpowiedziałem,
ramieniem obejmując żonę. Staliśmy dłuższą chwilę na środku całego bałaganu.
Nie tylko pobojowiska w mieszkaniu, ale i zamętu, który panował w naszych
sercach. Potrzebowaliśmy ciszy. Ciszy, która pozwoli nam się uspokoić i
zrozumieć. Choć zrozumienie takiej sytuacji wydaje się raczej nierealne.
Dobytek, na który człowiek pracuje całe życie, można stracić w mgnieniu oka.
Taki cios cholernie boli.
Zacisnąłem szczękę, w duszy
przeklinając sprawców całego zamieszania. A ja na pewno wyjaśnię sobie z nimi
całą sprawę.
- Co tu się dzieje Sasuke –
wyszeptała cicho. Próbowałem uniknąć odpowiedzi. Nie łatwo było przyznać się do
popełnionych błędów. Do jednej nocy, która potrafiła zrujnować mi całe życie.
Jeden błąd, przez który tracę najcenniejsze dla mnie rzeczy.
- Wytłumacz mi to! – Jej głos
przybrał na sile. Wyprostowała ręce w łokciach, oddalając się ode mnie na
długość ramion.
- Wiem tyle, co ty. Ale obiecuję,
że ten, kto to zrobił, pożałuje tego – odpowiedziałem hardo, unikając jej
parzącego wzroku. Tak strasznie bałem się spojrzeć w te zrozpaczone szmaragdowe
tęczówki, które niegdyś niosły mi ukojenie.
- Ty cholerny kłamco! –
wykrzyczała mi w twarz. – Kłamca! – powtórzyła, zmuszając mnie do podniesienia
wzroku. – Nienawidzę cię. Tak bardzo nienawidzę kłamców. – Jej oczy znów
zaszkliły się pod naporem łez. Jej słowa rozdzierały moje serce na kawałki.
Ściskała dłoń przerażonej Sarady, oddalając ją ode mnie. Czułem, jakbym był
najgorszym potworem. Moja żona w tej chwili naprawdę mną gardziła. Ta
wspaniała, delikatna, empatyczna kobieta była mną zupełnie zawiedziona.
- Sakura... ja – próbowałem się
wytłumaczyć, niestety żadne słowa nie byłyby odpowiednie w takiej sytuacji.
Mówiła prawdę. Cały czas ją okłamywałem. Nie byłem z nią szczery. Dlatego się
od siebie oddaliliśmy. Dlatego straciłem kontakt z własną rodziną. Okłamywałem
je przez ostatni miesiąc. Nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć.
- Nie mów do mnie.– Cofnęła się
dwa kroki w tył, depcząc przy tym rozrzucone dokumenty. Mimowolnie spojrzała
pod nogi, a jej źrenice znacznie się rozszerzyły. Przykucnęła, podnosząc
zgniecioną kartkę papieru. – Daję ci dwa tygodnie Sasuke. Chcę, byś zniknął z
mojego życia – dodała, odkładając dokument na przewróconym kuchennym taborecie.
– Proszę – wyszeptała, biegiem opuszczając mieszkanie. Powoli pochwyciłem
papier, chłonąc jego zawartość. „Rozwód”. To słowo utkwiło mi w głowie.
Zgniotłem gniewnie niepotrzebne bazgroły, uznając to za żart. Zostałem sam.
Tego najbardziej się obawiałem.
**
Od tamtego
dnia minęły dwa tygodnie. Przez cały czas stopniowo doprowadzałem dom do
porządku. Zajęło to sporo czasu, dodatkowo zajmowałem się bratem, który
niedawno wyszedł ze szpitala. Mógł wrócić do domu pod warunkiem, że będzie
przestrzegał wszelkich zaleceń lekarza. Nieraz próbowałem nawiązać kontakt z
Sakurą, jednak ani razu nie odebrała mojego telefonu. Z każdym dniem
uświadamiałem sobie, jak wielkim idiotą jestem.
-
„ Z tej strony Uchiha Sakura. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać telefonu.
Proszę, zostaw wiadomość.” – Odłożyłem z impetem telefon na blat stołu.
- Mówiłem, że nie będzie chciała
rozmawiać – skwitował Itachi, dopijając gorąca herbatę. – Jesteś totalnym
kretynem – podsumował mnie, do czego zdążyłem się już przyzwyczaić. Codziennie
słuchałem nie tylko swojego sumienia, ale także natarczywego brata.
Przymrużyłem tylko gniewnie oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie.
- Dlaczego do niej nie pójdziesz?
Powinieneś ją przeprosić. Porozmawiać – mówił, jakby to wszystko było zupełnie
proste. Jakby zwykłe przepraszam mogło załagodzić całą sytuację. Popełniłem
cholernie dużo błędów. Takich rzeczy się nie wybacza.
- Rozmawiałem z Ino, ale ona nie
chce mi powiedzieć, gdzie zatrzymała się Sakura. Mówiła coś jeszcze o totalnym
palance i że powiesi mnie za jaja. – Moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze
na wspomnienie rozmowy z przyjaciółką Sakury. Wybuchowa kobieta.
- Chyba jesteś faktycznie głupi.
– Itachi głośno się zaśmiał, jakby wiedział dużo więcej, niż mi tak naprawdę
mówi.
- Muszę się przejść. – Chwyciłem
klucze z mieszkania, kierując się w stronę wyjścia. Otwierając drzwi,
przystanąłem w progu, jakby oczekując kolejnego listu z pogróżkami. Zostało mi
niewiele czasu. Może dobrze, że Sakura w tym czasie odizolowała się ode mnie.
Przynajmniej nie będą mogli jej namierzyć.
Jak złudne było to myślenie, gdy
otworzyłem kopertę, w której znalazłem zdjęcie odwróconej Sakury z Saradą na
rękach. Wchodziła do domu swoich rodziców. Faktycznie byłem kompletnym kretynem,
nie myśląc, że jej rodzice będą kłamać, gdy zapytam o ich córkę. Jej ojciec
zawsze miał co do mnie spory dystans. Klepnąłem się w czoło, analizując wszelkie
możliwości. Nie miałem czasu. Jeśli oni wiedzieli, gdzie znajduje się mój
najcenniejszy skarb, w każdej chwili mogło im grozić niebezpieczeństwo.
- Sakura! – krzyknąłem, wbiegając
ponownie do domu. Pochwyciłem telefon i wybrałem numer żony. Niestety jak się spodziewałem, po pięciu
pustych sygnałach ponownie odezwała się automatyczna sekretarka. – Cholera! Odbierz
ten zasrany telefon! – przeklinałem, modląc się, by nie było za późno.
- Uspokój się Sasuke! – Usłyszałem
poważny głos Itachiego, który bacznie lustrował zdjęcia. – Tobi nie jest głupi.
Jeśli otrzymałeś takie informacje, wciąż nic im nie jest. Nie zaprzepaści
szansy na odzyskanie pieniędzy. To taktyczne zagranie. – Nerwowo słuchałem jego
wywodów. Choć moje ciało rwało się do sprawienia im niezłej bijatyki,
wiedziałem, że mój brat ma rację. Muszę uspokoić swoje myśli.
- Weź to. – Wolny krokiem zbliżył
się do komody, by z dolnej ukrytej
wewnątrz szafki wyciągnąć grubą zapakowaną, szarą kopertę.
– Co to jest? – zapytałem, nieźle
zaskoczony tajnymi skrytkami Itachiego.
- Moje oszczędności. Wiedziałem,
że przydadzą się na czarną godzinę. – Uśmiechnął się szczerze. Niepewnie
uchyliłem opakowanie, obserwując niezły plik pieniędzy.
– Wiesz, ile tego jest?! Nie mogę
tego wziąć! – krzyknąłem, odpychając pieniądze w jego kierunku.
- Z odsetkami – dodał, nie przyjmując
odmowy. – Jesteś moim jedynym bratem. A ja nie chcę stracić bratanicy. – Znów
jego kąciki ust uniosły się ku górze. W tym momencie obraz zaczął mi się
stopniowo rozmazywać, a w sercu ścisło nowe nieznane uczucie. Przez całe moje
ciało przeszła fala, która próbowała wydusić ze mnie powstrzymywany płacz. Jak
mógłbym pozwolić sobie na słabość w postaci łez. Ramieniem zakryłem oczy, próbując opanować szloch.
- Idź po moją szwagierkę idioto.
– Klepnął mnie w tors, odpychając lekko w tył. – Dzięki Itachi – dodałem,
sprowadzając swój umysł na ziemie. Zebrałem się na odwadze. Znów czułem w sobie
siłę. Tym razem wszystko naprawię. Sakura. Czekaj na swojego kretyna.
**
Tak bardzo za
nim tęskniłam. Bolał mnie każdy oddech zaczerpnięty powietrzem bez niego. Brak
obecności Sasuke poszerzało dziurę i pustkę w moim sercu. W sercu, które tak
długo walczyło, by nie zostać złamane. Ostatecznie nie potrafiłam zawalczyć.
Nie dałam mu wyjaśnić. Każde kolejne kłamstwo tylko mocniej raniło.
Mama wyszła z
Saradą do sklepu. Znów byłam sama i znów mogłam w ciszy płakać. Minęły dwa
tygodnie, a ja nie czułam żadnej poprawy. Czas nie leczy ran. W moim przypadku
tylko je pogłębiał, a jego każdy telefon tylko posypywał je solą. Nie raz
chciałam odebrać połączenie. Odsłuchać skrzynkę wiadomości. Ostatecznie nic z
tym nie zrobiłam. Bałam się, że znów będę słaba i rzucę się w jego ramiona,
karmiąc się kolejnymi kłamstwami, które poda mi na złotej tacy. Dlaczego to tak
boli?
- Sakura! – Nawet teraz słyszę
jego głos. Mój umysł zaczyna się ze mnie śmiać.
- Sakura! Wiem, że tam jesteś! – Ale
ten głos nie chciał odejść. Z każdą chwilą coraz mocniej się nasilał. Jak
bardzo musiałam oszaleć?
- Idę po ciebie kochanie! – Momentalnie
znieruchomiałam. To nie była moja wyobraźnia. Znam ten głos. Podbiegłam do
balkonu, otwierając całkowicie drzwi.
- Sasuke?! – krzyknęłam zdziwiona,
wpatrując się w zdeterminowaną postać męża. Wspinał się jak za młodych lat po
kwiatach mojej matki. Czy on nie sądził, że jest już za stary na takie
akrobacje?!
- Uchiha! Nogi ci z dupy
powyrywam! Złaź na dół! – krzyczał za nim mój ojciec, wymachując grabiami w
jego kierunku.
- Później Panie Kizashi! Teraz
muszę odzyskać swoją żonę – zaśmiał się, spoglądając w moje zaskoczone
tęczówki. – Możesz mi pomóc? – Położył dłoń na poręczy balkonu, wdrapując się
nogą na jego powierzchnię.
– Żartujesz?! – oburzyłam się. – Mówiłam ci,
że masz nie przychodzić – burknęłam, odwracając się do niego plecami. Tak
naprawdę walczyłam, by tylko nie patrzeć w jego hipnotyzujące spojrzenie. Oczy,
które dały mi tak wiele szczęścia, ale i sprawiły niemało cierpienia. – Zaraz spadnę – odezwał się, a za plecami
usłyszałam głośne osunięcie. Przerażona odwróciłam się z rozłożonymi rękami,
łapiąc co popadnie, by tylko nie doszło do upadku. Zamiast wiszącego na
ostatkach sił ciała Sasuke, bądź mokrej już plamy pod balkonem dojrzałam jego
arogancki uśmiech i pełne śmiechu iskierki w oczach.
- Jesteś skończonym głupkiem! –
krzyczałam, uderzając go pięściami w tors. Nie czułam urazy, ani złości.
Cieszyłam się, że jest obok mnie cały i zdrowy. Słone krople zaczęły spływać po
moich policzkach, odnajdując swoją drogę na podkoszulku Uchihy.
- Moczysz mi koszulkę mała. – Zaśmiał
się cicho, obejmując moje drżące ciało. – Tak bardzo cię przepraszam. Przykro
mi – wyszeptał mi do ucha. Był przy tym taki czuły i troskliwy. Wiedziałam, że
nareszcie jest ze mną szczery. – Nie mogę was stracić. Jesteście dla mnie całym
światem. – Przeczesał dłonią mój kosmyk włosów, delikatnie drażniąc rozgrzany
policzek.
- W takim razie przestań mnie
okłamywać Sasuke. Nie zniosę więcej cierpienia – wymamrotałam. Czekała nas
długa rozmowa, a ja nie miałam siły dłużej jej odkładać. Chciałam poznać
najokrutniejszą prawdę tu i teraz. – Dlaczego się od nas oddaliłeś ? Czy
przestałam się dla ciebie liczyć? Zdradziłeś mnie? Wytłumacz mi proszę. - Moim
ciałem ponownie wstrząsnął niekontrolowany szloch.
- Nigdy cię nie zdradziłem. Ty i
Sarada jesteście jedynymi kobietami w moim życiu. Nic więcej się dla mnie nie
liczy – mówiąc to pochwycił moją twarz w dłonie, wpatrując głęboko w oczy. W
jego spojrzeniu widziałam ogromne cierpienie. Moje oskarżenia go raniły, jednak
nie były bezpodstawne.
- Ponad miesiąc temu opijaliśmy
sukces naszej firmy – zaczął powoli.– Nie piję za często, dlatego nie
potrzebowałem wiele, by ledwo trzymać się na nogach. Uparcie twierdziłem, że
dam radę dojść do domu o własnych siłach. Gdy tylko zrobiło się ciemno, a
impreza zakończyła zostałem sam. Nieźle nawalony chwiałem się na chodniku,
maszerując w stronę domu.
** Do moich uszu dobiegł dziwny
piskliwy głos kobiety, która musiała być wprawiona lepiej ode mnie gdyż o godzinie
drugiej nad ranem darła się na całą okolicę. Jej cienki ton głosu drażnił moje
bębenki, które błagały, by w tej chwili się zamknęła. Niechętnie podsłuchałem
ich dialog, z które wynikało, że jej mąż wygrał w pobliskim kasynie nie małą
gotówkę. Przystanąłem, a odurzony alkoholem wpatrywałem się jak ściska
uradowana jego ramię całując każdy policzek dziesięć razy. Mój umysł zaczął
płatać mi figle. Jak bardzo teraz chciałbym, aby moja żona ściskała mnie
ciesząc się ze wspólnych wakacji. Od dłuższego czasu poświęcałem się całkowicie
pracy i wszelkie oszczędności wkładaliśmy na rozreklamowanie mojej firmy. W
tamtej chwili chciałem być jak ten facet. Ideałem dla swojej żony.
Procenty wirowały mi w żyłach,
gdy przechodziłem próg zakazanego miejsca. Usadowiłem się wygodnie przy
maszynie zwanej „łatwa kasa”, wrzucając kolejno monety, znajdujące się w
kieszeni marynarki. Ostatecznie po paru wygranych i sporej liczbie przegranej
pogardliwie rzuciłem wyzwiskami w stronę maszyny zauważając, że moje kieszenie
stały się puste.
- Nie mamy szczęścia? – Usłyszałem
głos za swoimi plecami. Niemrawo odwróciłem się, by zbluzgać osobnika, który
tak bezpośrednio określił mojego chwilowego pecha. – Weź to. Zagrajmy w grę dla
prawdziwych mężczyzn – wysoki brunet wyciągnął w moim kierunku kilka zielonych
banknotów. Niewiele myśląc przyjąłem jego ofertę, skuszony odegraniem się za
wcześniejszą obelgę. – Jestem Tobi...
- Miła Pani, dla nas podwójną whisky
proszę – odezwał się, machając dłonią w kierunku tutejszych kelnerek. – Już się
robi – odpowiedziała, puszczając do nas zalotnie oczko.
Nie
wiem właściwie jak wiele czasu straciłem i ile pieniędzy przegrałem, ale whisky
było naprawdę mocne. – Słuchaj, pożyczę ci pieniądze. Będziesz mógł się
odegrać. Przecież masz równe szanse, a ja za to, że cię tak polubiłem postawię
cały swój majątek… **
- Wtedy nie
myślałem trzeźwo. Byłem frajerem, który dał się podejść. – Spuścił głowę,
spoglądając na jasny dywan w sypialni.
Przez moment panowała cisza.
Starałam się przeanalizować każde słowo, które tak skrupulatnie wypowiedział.
Obawiałam się, że prawda okaże się na tyle przytłaczająca, że nie będę
potrafiła określić czy naprawdę znam tego człowieka. Ale to wciąż był mój
Sasuke. Sasuke, którego tak bardzo kochałam. Popełnił błąd. Każdy popełnia
błędy.
- Jak wiele pieniędzy pożyczyłeś?
–spytałam niepewnie. – Pięćdziesiąt tysięcy – odpowiedział cicho. Przełknęłam
ślinę kalkulując jak ogromna była to suma. – Sasuke – zaczęłam. Gdyby tylko od
początku był ze mną szczery. Gdyby powiedział mi prawdę, wszystko mogłoby teraz
wyglądać inaczej.
- Wzięłabym kredyt, sprzedała
mieszkanie, biżuterię. - Mój głos się łamał. – Pomogłabym ci, ale ty nie
potrafiłeś mi zaufać. – Znów załkałam. Oddalaliśmy się od siebie przez jego
strach przed odpowiedzialnością. – Teraz to wiem. Tak bardzo cię przepraszam.
Ja, kocham cię Sakura. – Przyciągnął mnie bliżej siebie, wtulając twarz w moje
włosy, oddechem łaskocząc moją szyję.
- Ja mam pieniądze! Wszystko im
oddam. Znów wrócimy do normalnego życia – wyszeptał, a ja odnalazłam ukojenie w
jego ramionach.
- Pomocy!! Sarada! Niech mi ktoś
pomoże! – Do moich uszu dobiegł mnie głos przerażonej matki. Wyrwałam się z
uścisku męża, biegnąć w stronę okna. Machała rękami wołając pomocy. Strach
malował się na jej kruchej twarzy, a brak mojej córki natychmiast postawił mnie
do pionu.
- Sukinsyn! – Usłyszałam wściekły
głos Sasuke, a następnie pisk opon odjeżdżającego spod domu samochodu.
Wybiegliśmy przed dom, uspokajając moją mamę. – Sarada!! – krzyczałam w
kierunku czarnego mercedesa. Porwali moje dziecko. Moją najcenniejszą córeczkę.
Upadłam na kolana chowając twarz w dłoniach. Kiedy ten koszmar się skończy? Mój
płacz przeszył całą okolicę. To były łzy zrozpaczonej matki.
- Odzyskam ją skarbie. Odzyskam. –
Usłyszałam wściekły głos Sasuke.
**
- Mam twoją
córkę Uchiha. Jest śliczna. Dobrze, że urodę odziedziczyła po matce. – Jego
parszywy głos śmiał mi się do słuchawki. – Co u twojego braciszka? Mam nadzieje,
że wszystko dobrze. To byłaby wielka strata. – Przysięgam, zabiłbym faceta na
miejscu.
- Mam twoje pieniądze – odezwałem
się. – Gdzie możemy się spotkać? – Naciskałem, próbując uspokoić ton głosu. Nie
miałem zamiaru dać się porwać w jego irytujące gierki.
- Fabryka przy Five Street. – usłyszałem
w odpowiedzi. – Jeśli spadnie jej włos z głowy, rozszarpię cię – zagroziłem mu
chcąc się rozłączyć. – Groźby do ciebie zupełnie nie pasują. – Znów się
zaśmiał.
**
Jej drobne
ciało drżało z zimna i przerażenia. – Nie bój się. Zaraz wrócimy do domu –
starałem się uspokoić córkę. Tłusty facet trzymał ją grubiańsko za ramię, nie
zważając jak niedelikatnie to robi. Zacisnąłem gniewnie pięści, przenosząc
wzrok na Tobiego.
- Znów się spotykamy Sasuke
Uchiha – na jego twarzy pojawił się ten sam parszywy uśmiech.
- Puść moją córkę. To jej nie
dotyczy – warknąłem, ściskając kopertę z gotówką. – Oczywiście, że nie. Nie
mieszajmy w to dzieci. – Skinął gestem dłoni, by grubas uwolnił z uścisku
Saradę. Zapłakana momentalnie pobiegła w moją stronę, wtulając się w prawe
ramie. – Tatusiu – płakała.
Rzuciłem pieniądze na podłogę tuż
pod nogi bruneta. – Interesy z tobą, to czysta przyjemność – podniósł pakunek
szybko przeliczając zawartość. – Obym cię więcej nie widział – burknąłem,
odwracając się do niego plecami. Błagałem bym nie musiał okładać go na oczach
Sarady.
- To wystarczy. Jednak takich
twarzy się nie zapomina Sasuke. Pamiętaj. – Zaśmiał się, a ja starałem się zignorować
jego słowne zaczepki. Przysięgam, że jeszcze kiedyś obiję jego szkaradną gębę.
**
Od tego
paskudnego dnia minęły dwa miesiące. Znów zaczynaliśmy poznawać się na nowo, a
ja stopniowo odzyskiwałem zaufanie Sakury.
- Wróciłem .– Zmęczony
przewiesiłem kurtkę na wieszaku.
- Tato! – Na wejściu wyściskała
mnie drobna dziewczynka, którą z radością uniosłem na ręce, udając przy tym
startujący samolot. Jej perlisty śmiech był lekiem na wszelkie złe dni.
- Witaj w domu Sasuke-kun. – Uśmiechnąłem
się na widok mojej najcudowniejszej żony. Od tamtych wydarzeń co dzień
powtarzam sobie jak wielki skarb mam obok siebie. Nigdy nie wyobrażałbym sobie
życia bez tych dwóch kobiet. Są dla mnie powietrzem niezbędnym, by
oddychać. Przyłożyłem dwa palce do czoła
swojej żony, by następnie złożyć namiętny pocałunek na jej rozgrzanych ustach.
Pukanie rozległo się po
pomieszczeniu. Nie zdążyłem jeszcze ściągnąć butów, a do mojego mieszkania już
się ktoś dobijał.
- Itachi! Izumi! Wchodźcie! –
krzyknęła Sakura, otwierając drzwi, a następnie odebrała płaszcz narzeczonej
Itachiego.
- Zostaw! – pouczył ją,
odbierając odzież swojej kobiety. – To mój obowiązek. A ty powinnaś się
oszczędzać. Nosisz pod sercem mojego
bratanka. – Uśmiechnął się do niej ciepło.
- Choć raz Itachi ma rację.
Usiądź, przyniosę herbatę – ponagliłem ją, przejmując inicjatywę. Ucałowałem ją
w policzek, kosztując jeszcze odrobinę jej słodkiego smaku. Każda sekunda bez
niej stawała się dla mnie męczarnią. Znów byliśmy w sobie tak niepoważnie
zakochani.
Całe życie będę wdzięczny bratu
za to jak wiele mi ofiarował. Z jak wielkiego dna mnie wyciągnął. Nigdy mnie
nie zawiódł i ja nie zamierzam go zawieść. Ponieważ dzięki niemu, odzyskałem
swój wewnętrzny spokój i moją wspaniałą rodzinę, którą kocham nad życie.
___________________________________________________________
Mały dodatek ode mnie dla was! Mam nadzieję, że ta krótka jednopartówka przypadła wam do gustu! Relacje SasuSaku lekko odbiegają od przyjętych standardów. Piszcie w komentarzach jak odbieracie tego typu opowiadania ;)
Dziękuję Blue Bell za betowanie <3
Yo Mordeczko!
OdpowiedzUsuńO tam dojrzałam, podziekowanie dla mnie, a w sumie mało co Ci tutaj pomogłam.
TY JEDNAK juz wiesz, że ten pomysł mi sie bardzo spodobał. No i w cholerę długie Ci to wyszło xD
Pomysł z zamianą ciał mega fajny! Inny taki! Oryginalny, bo ja jeszcze takiego SS NIE czytałam.
Dzisiaj krótko:( Ale ja zawsze jestem
I obserwuję! 😎
Buźka:*
Ślicznie dziękuję ;*
UsuńNareszcie coś dłuższego, żeby można było się zaczytać hah ;) Miałam nadzieję, aby nie był oklepany. Chyba się udało ? :>
Kurcze, żeby nie było. Przeczytałam ale to było jakiś czas temu i nie umiem nic konstruktywnego napisać.
OdpowiedzUsuńWięc tylko dam znać, żebyś miała świadomość, że ktoś to czyta i pisanie ma sens ;)
Oby tak dalej!
Pozdrawiam i ściskam
~ Kropcia
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Na pewno się nie poddam i będę jeszcze dużo dużo pisać! :D
UsuńPozdrawiam buziaki - Pauly :*