środa, 5 lipca 2017

#1 Wszystko, co trzeba | SasuSaku




Ktoś, widząc nas kiedyś przed domem, mógłby powiedzieć „jaka piękna rodzina”. Dwoje młodych ludzi zakochanych do szaleństwa, którzy zdecydowali się prowadzić wspólne życie. On – opiekuńczy, wspaniały. Mężczyzna, który zawsze dbał o swoją kobietę. Nie opuszczał jej na krok, zawsze mocno trzymał ją za rękę. Była dla niego całym światem. A ona – wiedziała, czego oczekuje od życia. Zakochana po sam czubek nosa. Wierzyła, że już zawsze będą razem i stworzą cudowną rodzinę. Tak. Była cudowna. Do czasu. Przeszli wspólnie przez wiele przeciwności, jakie los stawiał im na drodze do szczęścia. Zawsze wspólnie dawali radę. 

Dostał awans. Zyskał szansę otworzenia wraz z bratem własnej firmy reklamowej. Cieszyli się znakomitą renomą. Rodzina była dla niego najważniejsza. Skończyła studia. Pracowała w szpitalu, a niedługo po ślubie zaszła w ciążę. 

Naprawdę się kochali. Dzieci nie przynosi przecież bocian ani nie wyrastają z kapusty. Radości nie było końca. Idealny mąż, idealna żona. Z miłością gotowała obiady, gdy jej mężczyzna wracał do domu po pracy. Zawsze bardzo się śpieszył. Właściwie nawet urywał sobie godziny, żeby sprawdzić, czy jego żonie niczego nie brakuje. Całował ją na dzień dobry, całował na dobranoc. A ona zawsze stała przy nim, wspierając do dalszych działań z szerokim i kochającym uśmiechem. 

Na świat przyszła długo wyczekiwana córeczka – Sarada. Była ich oczkiem w głowie. Promyczkiem każdego dnia. Córeczką tatusia. To były dwie najwspanialsze kobiety w jego życiu.  Ta historia jednak nie ma szczęśliwego zakończenia. 

Dlaczego teraz klęczę zmęczona przy łóżku swojej 6-letniej córeczki, czekając, aż mój mąż wróci z pracy. Właściwie powinien być już cztery godziny temu. Ostatnio zdarza mu się to coraz częściej. Sama już nie wiem, co się dzieje. Z początku myślałam, że jest zapracowany, ale on po prostu przychodził taki obojętny, jakby nie cieszyło go zupełnie nic. Zaczął nas zaniedbywać. Najbardziej boli mnie fakt, że to Sarada mocno cierpi. Ściska mnie w sercu, gdy patrzę na jej smutną twarz. Ona potrzebuje obojga rodziców.

**
Otworzyłam swoje ciężkie powieki. Sarada miała gorączkę, dlatego całą noc spędziłam przy jej boku. Była taka niespokojna. Wiele razy się budziła. Cieszyłam się, gdy w końcu zasnęła i ja mogłam odrobinę odpocząć. Postanowiłam zejść na dół, by przygotować śniadanie. Wolnym krokiem rozejrzałam się po mieszkaniu. Panowała głucha cisza. Zajrzałam delikatnie do sypialni, sądząc, że zastanę tam swojego mężczyznę. Pościel była ułożona, tak jak zostawiłam ją wczoraj. Nie spał w domu? Poczułam ukłucie w sercu. To pierwszy raz, kiedy zupełnie nie wrócił na noc. Bardziej niż złość, czułam, jak ogarnia mnie przerażenie. Może coś się stało? 

Zeszłam po schodach na dół, by zadzwonić. Po paru sygnałach odebrał zaspany głos. 

– Itachi? – spytałam niepewnie, jakbym zastanawiała się, czy wybrałam właściwy numer. 

– Sakura? Coś się stało? – zapytał, ziewając. Chyba go obudziłam, nawet nie spojrzałam na zegarek. 

– Jest z Tobą Sasuke? – mój smutny ton chyba musiał go zmartwić. 

– Skończyliśmy wieczorem pracę i mówił, że wraca do domu – wydukał, a jego głos wydawał się już całkowicie normalny. Spoważniał. – Nie martw się Sakura. Na pewno nic mu nie jest. Jak tylko złapię z nim kontakt zaraz dam ci znać – uspokajał mnie. 

– Dziękuję Itachi. – Miałam w nim silne wsparcie. Był idealnym szwagrem i wujkiem. Zawsze, gdy przychodził, darzył wszystkich szerokim uśmiechem. Nawet Saradzie przypadały różne słodkości. Uwielbiał rozpieszczać swoją jedyną bratanicę.

Po kuchni rozniósł się apetyczny zapach sadzonych jajek. Zawsze robiłam je z Sasuke.

***– Co ty robisz ? – pytał zdziwiony, oplatając dłonie na mojej tali. 

– Jak to co ? Nie widać? Sadzone jajka. – Naburmuszyłam policzki. 

– Żółtko powinno być na samym środku. – Pokiwał głową z dezaprobatą. 

– Żartujesz? To tylko jajko. I tak zaraz szybko je zjesz i nic z niego nie zostanie – zaśmiałam się. 

- Pokaż mi to – wyrwał z mojej ręki jedno jajko. To zabawne jak mocno się skupiał, żeby wyszło precyzyjnie. Dociągnął ostatnim ruchem, gdy żółtko przebiło się i rozlało po patelni. – Cholera – zaklął pod nosem. Próbował jeszcze wiele razy. Ostatecznie, zamiast jednego jajka musieliśmy zjeść ich całe dziesięć, a właściwie i tak ani razu nie udało mu się ustawić żółtka idealnie na środku. – To nie możliwe … - załamał się. 

– Jesteś zabawny – ucałowałam go w usta. – Kocham Cię – wyszeptałam mu do ucha, a on z blaskiem w oczach przeczesał moje różowe włosy. Wiedziałam wtedy, jak wiele dla niego znaczyłam.***

Zamyśliłam się. Moje jajka były już nieźle przypalone. Głupia! Szybko wrzuciłam patelnie do zlewu i zalałam wodą. Otworzyłam okno, żeby przewietrzyć siwe pomieszczenie. Opadłam na krzesło. Czułam mokre łzy spływające po moich policzkach. Co mam zrobić? Zaczynam się załamywać. Przyłożyłam do ust piekący palec, który oparzyłam w momencie pozbywania się patelni. 

- Mamusiu, co się stało? – Usłyszałam głos córki. Momentalnie przetarłam twarz. 

– Nic Sarada, mama była nieuważna. – Przybrałam szeroki uśmiech. Nie mogłam przecież pokazywać jak bardzo mi ciężko. Moja córka zasługiwała na szczęśliwą rodzinę. 

– Boli cię? – Podeszła zaglądając na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. Tak piękne, jak u Sasuke. Odziedziczyła po nim mocny hebanowy kolor włosów i te wspaniałe czarujące tęczówki. 

– Tylko troszkę, ale zaraz mi przejdzie – odparłam ciepło, przecierając jej zaspane oczka. 

– Gdzie tatuś? – Rozejrzała się po kuchni.

 – Tata na pewno niedługo przyjdzie. Musiał zostać dłużej w pracy – skłamałam. Nie lubiłam tego robić. A ostatnio byłam do tego coraz częściej zmuszana.

– Czy on  – usłyszałam jej smutny głos. - Nie chce tu z nami być? - Jak takie słowa mogły nie zaboleć? Starałam się utrzymywać ciepły ton głosu. Przykucnęłam naprzeciwko niej. Wyciągnęłam dłoń, stukając dwoma palcami w jej czoło. 

– Tata na pewno bardzo chciałby być teraz z nami i wiesz co? Myślę, że zaraz tu będzie. – Obdarowałam ją promiennym uśmiechem, słysząc jak drzwi mieszkania cicho się otwierają. Jakby ktoś starannie wsuwał klucz, aby nie narobić hałasu. Chyba nie zdawał sobie sprawy, która jest godzina. 

– Tata! – krzyknęła Sarada, podbiegając do wchodzącego mężczyzny. 
Poczułam ulgę, widząc, że nic mu nie jest. Miał taki pusty wzrok. Położył dłoń na głowie Sarady, a następnie wyminął ją, czochrając włosy. 

– Co tu się stało? – zapytał bez jakiegokolwiek „Dzień dobry”. Nie odpowiedziałam. 

– Sarada. Idź do pokoju po syrop.  I ubierz kapcie, proszę. – Wygoniłam ją. Uchiha sięgnął po butelkę wody, nalewając napój do szklanki. 

-Gdzie byłeś? – zaczęłam niepewnie. 

– Miałem dużo pracy. Przecież wiesz, że jesteście na moim utrzymaniu – westchnął chłodno. Nie patrzył mi w oczy. Wiedziałam, że kłamie. 

– Rozmawiałam z Itachim. Martwiłam się – kontynuowałam. Zauważyłam, jak jego ciało się napięło. Zbliżyłam się, by go przytulić. Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, na co on chwycił za mój nadgarstek, odsuwając mnie. Kolejne odrzucenie stopniowo łamało mi serce.

– Śmierdzisz alkoholem – stwierdziłam stanowczo. – Zamiast wrócić do domu, do rodziny ty szwendasz się całą noc po barach! Nie widzisz, że ona potrzebuje ojca?! – uniosłam głos. Nie często się kłóciliśmy, dlatego od razu łzy napłynęły mi do oczu. Nie byłam w stanie dojrzeć jego miny, ponieważ cały obraz natychmiast się rozmył.  

- Daj mi spokój Sakura. Jestem zmęczony. – Ruszył do sypialni. Zacisnęłam zła pięści. Byłam mu taka obojętna. Tak bardzo chciałam wiedzieć, co się dzieje.

**
Dni wlokły się niesamowicie. Sytuacja w domu wcale się nie poprawiała. Wychodził bardzo wcześnie, a wracał, gdy już spałam. Nasze życie małżeńskie legło w gruzach, nie mówiąc o jakichkolwiek drobnych intymnych gestach. A może on mnie zdradzał? Zerknęłam na śpiącego męża. Skierowałam się w stronę szafy, przeglądając jego koszule. To już paranoja. Sprawdzam swojego mężczyznę. Czułam się z tym okropnie. Jak mogłam w ogóle posądzić go o coś takiego? Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy. Niestety zmienił się. Stał się takim chłodnym dupkiem.
Nie znalazłam nic. Odetchnęłam z ulgą. Czy tego się spodziewałam? Już chyba wolałabym coś znaleźć. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego to wszystko się dzieje.

**
Nie spałem. Kątem oka widziałem, jak grzebała w szafie, przeglądając moje białe koszule. Łza spływała po jej drobnym policzku. Myślała, że mógłbym mieć jakąś kochankę? Czy naprawdę już tak się od siebie oddaliliśmy? Przyłożyła moją odzież do twarzy. Pochłaniała jej zapach. Raniłem ją. Nie mogłem nic zrobić. Właściwie, przez ten cały czas, w którym ją ignorowałem, zaczęliśmy się rozpadać  jako całość. Uciekałem do papierkowej roboty, żeby tylko nie spędzać czasu w domu. Nie chciałem patrzeć na jej ból w oczach. Chyba nie nadaje się jednak na ojca i męża.
**
Siedziałem  w gabinecie, wypełniając wszystkie faktury. Spoglądałem na telefon. Był cichy. Nie wydawał kompletnie żadnych dźwięków. Stał tu bezczynnie. Wróciłem wspomnieniami. 

*** „Chciałem jak najszybciej skończyć swoją robotę i wracać do domu. Sakura była w piątym miesiącu ciąży. Chyba jestem trochę nadopiekuńczy, ale ona nie była lepsza. Telefon znów zadzwonił. 

– Uchiha. Słucham – odezwałem się do słuchawki, włączając na głośnomówiący. 

– Sasuke! Kiedy będziesz w domu? – Moja żona była jak zwykle  zniecierpliwiona. Dzwoniła już czwarty raz w ciągu dnia. 

– Sakura. –Szczerze się zaśmiałem. – Jesteś jeszcze bardziej nieznośna niż ja – odparłem szczęśliwy.

Usłyszałem jej cudowny śmiech. Sprawiała, że czułem się tak błogo. – Kończę najważniejszą robotę i zaraz do was jadę. –Pomyślałem o jej większym już brzuszku i mojej córce. Sakura dała mi to szczęście, że będę mógł zostać tatą. Chciałem być najlepszym ojcem i mężem dla moich dwóch księżniczek… „***

Przeczesałem bezradnie swoje włosy. Na zeszły tydzień miałem oddać już projekt nowej reklamy, a jeszcze tonę w rachunkach firmy. Dziś znów nie wrócę za szybko do domu. Pomyślałem o przykrym spojrzeniu Sakury. – Wybacz – wyszeptałem cicho.

**
W domu nie paliły się już żadne światła. Odetchnąłem z ulgą, sądząc, że uda mi się po cichu zakraść do sypialni nie budząc przy tym nikogo. Jakie było moje zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi na kanapie siedziała moja żona.

– Sasuke – odezwała się, zapalając małą lampkę przy stoliku w salonie. Na blacie stała butelka wina i samotny kieliszek. 

– Pijesz w domu? A gdzie Sarada – zdziwiłem się.

 – Teraz cię to nagle obchodzi ?! – uniosła głos, wstając z miejsca. – Gdzie byłeś przez ostatnie tygodnie?!  Bo czuję, jakby nie było Cię już w naszej rodzinie!  - Miała napuchnięte oczy.

 – Jesteś pijana. – Starałem się ją wyminąć, żeby uniknąć odpowiedzi. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać, na pewno nie pod wpływem alkoholu. 

– Czy ty… masz kogoś innego ? – zapytała z dużym żalem w głosie. Spojrzałem na nią zdziwiony. Dlaczego przyszło jej to do głowy? Chwiejnym krokiem ruszyła w moim kierunku.

– Sakura – zacząłem. Uniosła na mnie wzrok. Pałała do mnie ogromną niechęcią  zmieszaną z bólem. Zacisnęła  dłoń na mojej koszuli, gniotąc przy tym jej gładką powierzchnię. Była idealna jak nasze dotychczasowe życie. Jednak teraz wyglądała źle. Pognieciona i zaniedbana.

- Mam do Ciebie tak wiele żalu – wydukała. Staliśmy chwilę w ciszy.

 – Jesteś irytująca – rzuciłem, przybierając poważną pozę. Z jej oczu popłynęły słone łzy. Zacisnęła zęby, a po chwili poczułem uderzenie na policzku. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Nigdy mnie nie uderzyła. Stałem wciąż w tym samym miejscu, patrząc, jak jej świadomość się rozdziera. Dobrze wiem, że zabolało ją to mocniej niż mnie. Chciałaby mnie teraz przeprosić, a z drugiej strony zabiłaby mnie na miejscu. 

– Jesteś głupi – odpowiedziała, trzaskając za sobą drzwiami mieszkania. Wybiegła o tak późnej porze. Chwyciłem piekące miejsce. Przecież nawet nie sprawiło mi to bólu. Usiadłem na kanapie, zakładając ręce za głowę. Miałem mętlik. Pomieszczenie było puste. Czy tego chciałem? Zostać sam?

**
Noc spędziłam u Ino. Dobrze znała moją sytuację. Może to właśnie dzięki niej jeszcze się nie załamałam. Potrafi podnieść mnie na duchu. Cieszę się, że ona i Sai mają szczęśliwy związek. Sai jest naprawdę opiekuńczy. Układał właśnie klocki w salonie ze swoim synkiem Inojin’em. Pamiętam jak Sasuke na krok nie potrafił zostawić Sarady. Znów te smutne wspomnienia do mnie wracały. 

– Będę się zbierała. Dziękuję za wszystko Ino. – Posłałam jej ciepły uśmiech. 

– Na pewno nie zostaniesz? Zaraz zrobię śniadanie – spytała czule, chcąc mnie jeszcze zatrzymać. 

– Nie mogę, muszę odebrać Saradę od Itachiego. Nie chcę go jeszcze obarczać naszymi problemami – powiedziałam szczerze.

**
Podjechałam pod dom mojego szwagra. Wysiadłam z samochodu, kierując się do drzwi. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie bacznie obserwował. Przystanęłam na moment, rozglądając się po okolicy. Było spokojnie, a po chodniku szła tylko uśmiechnięta para, wesoło ze sobą rozmawiając. Trzymali się pod ręką, a on wpatrywał się w nią jak w obrazek. Wypuściłam ciężkie powietrze z płuc. 

Zapukałam do drzwi, które otworzył Itachi. 

– Mama! – usłyszałam biegnącą w moim kierunku córkę. Nie widziałam jej właściwie jeden dzień, a już tęskniłam. 

– Wejdziesz na kawę? – zapytał miło.

- Właściwie bardzo chętnie. A ty nie idziesz dziś do pracy? – odpowiedziałam, przekraczając próg mieszkania.

 – Pojadę załatwić tylko parę spraw, ale dopiero koło siedemnastej – powiedział, wprowadzając mnie do środka. Na podłodze leżały lalki Sarady, która czuła się u wujka jak w domu.

- Co u was? – usiadł naprzeciwko, popijając łyk gorącej kawy.

 – Szczerze, to myślę nad rozwodem. – Mój smutny wzrok padł na córeczkę, która zbierała zabawki. To nie jest łatwa decyzja. Nie po tylu wspólnych latach. Nie chciałam skracać kontaktu jej z ojcem. Jednak on sam się od nas oddalał. Zdecydował, że nie chce już być częścią naszej rodziny. Starszy Uchiha zakrztusił się na moje słowa. 

– Już podjęłaś decyzję? Przemyśl to jeszcze. Chcesz, to ja porozmawiam z tym moim głupim braciszkiem. Przecież wy się kochacie. – Próbował jakoś załagodzić sytuację. 

– Może kiedyś tak było Itachi. – Spuściłam głowę. – Nie potrafię sobie z tym poradzić. Właściwie to wypełniłam dokumenty już tydzień temu, ale nie umiem podjąć ostatecznej decyzji. Wciąż myślę, że jeszcze może wszystko wrócić do początkowego stanu. – Moje oczy znów się zaszkliły. Nie wiem, czy sama się już nie oszukiwałam. Widziałam jak Itachi lekko się zezłościł. Zawsze we wszystkim mnie wspierał. Wiedział, jaki Sasuke potrafi być czasem uparty. 

– Poczekaj z tym jeszcze Sakura. Proszę Cię. – Spojrzałam w jego oczy. Wpatrywał się we mnie w taki błagalny sposób, jakby wszystko miało zależeć teraz od mojego zdania. 

– Dam mu jeszcze chwilę czasu, ale czuję, że długo już nie wytrzymam. Chcę normalnie żyć.

**
Wróciłam do domu. Po drodze zdążyłam zrobić jeszcze zakupy.

 – Dziękuję Sarada. – Odebrałam z jej rączek butelkę soku. Sądziłam, że nie będzie go w domu. Spał na kanapie. Wyglądał tak uroczo. Normalnie położyłabym się przy nim, wtulając w jego tors. Tak bardzo brakowało mi tego ciepła.  Po cichu układałam rzeczy w szafkach. 

– Mogę pić? – Przystanęła przy mnie, zaglądając tymi swoimi uroczymi oczkami. 

– Już ci naleję kochanie – odpowiedziałam, nie chcąc obudzić męża. Może powinnam poczekać jeszcze z decyzją o rozwodzie. Bardzo go kocham, to ciężki krok. Nie chcę tego.

Usiadłam przy stole, rozwiązując krzyżówki. Również nalałam sobie napoju, raz po raz zaglądając na bawiącą się w ciszy córkę. Była małym aniołkiem. Robiło się późno, trzeba jeszcze przygotować kolację i położyć Saradę spać. Jutro był poniedziałek, więc ponownie miałam zaprowadzić ją do przedszkola. Pracowała tam Pani Shizune, która miała prawdziwy dar do dzieci. Bardzo lubiłam tę kobietę. Czasami jednak miałam problem zostawiać Saradę samą. Nie chciała mnie puścić. Dlatego zawsze, gdy dobrze się wysypia, nie muszę zaglądać na jej smutne oczy, zostawiając ją w przedszkolu. 

- Tato wstawaj! – krzyknęła dziewczynka, rzucając się na Uchihę. Po pomieszczeniu roznosił się już cudowny zapach kolacji.

 – Sarada. – Usłyszałam jego zaspany głos. – Znajdź sobie jakieś zajęcie – burknął, podnosząc się do pozycji siedzącej. Byłam zła. Nie miał prawa być dla niej taki oschły. Przecież to jego córka! Zaglądałam na jej rozżalony wzrok. Spuściła głowę, grzecznie maszerując w moim kierunku.

 – Chodź kochanie, tatuś chyba wstał dziś lewą nogą. – Posłałam mu ukradkiem oburzone spojrzenie. Jak człowiek może się tak diametralnie zmienić.

**
Sarada spała już od piętnastu minut. Zmęczona ruszyłam do łazienki. Ciepła kąpiel powinna pomóc mi się trochę odprężyć. Przemyłam twarz pod wodą. Gdyby tylko się dało, chciałabym zmyć z siebie te wszystkie negatywne uczucia. Dlaczego nie mogę cofnąć czasu? Może popełniłam jakiś błąd?

Przetarłam wilgotne włosy, zakładając na siebie koszulę nocną. Mimowolnie zaśmiałam się pod nosem do swojego odbicia w lustrze. Sasuke kupił mi ją, ponieważ twierdził, że wyglądam w tym bardzo kusząco. 

**
Niepewnie wkroczyłam do sypialni. Wyglądał jakby spał. Kołdra zakrywała po części jego nagie ramiona. Usiadłam na drugiej połowie łóżka. Mogłam spojrzeć jedynie na jego odwrócone do mnie ciało. Wypuściłam ciężkie powietrze. Ułożyłam się również plecami do niego, podkładając dłonie pod głowę. Myślałam, że zaczynam przyzwyczajać się do jego obojętności, ale to wciąż boli. Tak cholernie boli. Znów płakałam.

**
Spoglądała przez okno, stojąc na swoim łóżku. Niebo było takie czyste i ciemne. Oświetlone tysiącem migoczących świateł. Wtem przebił się ślad spadającej gwiazdy.  

– Gwiazdko proszę, niech mamusia z tatusiem znów się uśmiechają – wyszeptała pod nosem.

To była wyjątkowa noc. Podobno mówili, że najpiękniejsza w całym roku. Księżyc był naprawdę nierealnie duży, a gwiazdy tak pięknie migotały. Można by rzec, że ta noc była magiczna.

**
Obudziłem się, czując ciężkie powieki. Osunąłem się z łóżka, by ubrać kapcie na nogi, a następnie skierować się do łazienki. Strasznie bolały mnie barki. Nie pamiętam, żebym nosił wczoraj coś ciężkiego.  Ku mojemu pierwszemu zdziwieniu nie odnalazłem kapci. Na pewno je tu wieczorem zostawiłem. Mało ważne. Przemyłem twarz chłodną wodą. Zwróciłem wzrok w stronę lustra. To był cios. Ze zdziwienia odebrało mi mowę. Na kogo teraz patrzę? Sakura?! Zamrugałem parę razy oczami. To musiał być sen. Przemyłem ponownie twarz w lodowatej wodzie. W lustrze wciąż widziałem odbicie żony. Czynność powtórzyłem jeszcze parę razy. Wciąż nie mogłem uwierzyć.  Jak to możliwe? Dotknąłem długie, lekko pokręcone różowe włosy. Były miękkie, a odczucie tak bardzo realistyczne. Rzuciły mi się sińce pod oczami. Wygląda, jakby płakała całą noc. Oglądałem swoje drobne dłonie. Małe ciałko. To dziwne być nagle takim niskim. Wróciłem do sypialni. Pod kołdrą wciąż leżało moje ciało. Czy jeśli mój umysł jest w ciele Sakury, to czy ona…? Poruszyła się niepewnie. 

- Aaaa! – krzyknęła, wyskakując momentalnie spod pościeli. Zaglądałem na swoją postać. Takiego się jeszcze nie widziałem! Zerkała zdziwiona na moje bokserki. 

– Nie patrz tak. To normalne z rana – oburzyłem się. Przecież już go widywała nie raz. Jesteśmy małżeństwem tak? A ona stała taka zawstydzona. 

– Jak to możliwe?! – krzyknęła w panice. Podrapałem się po głowie. To naprawdę dość niecodzienna sytuacja. Trzeba to natychmiast wyjaśnić, nie może tak pozostać przecież na zawsze.

 – Mamusiu! – usłyszałem głos Sarady. – Musimy do przedszkola! – poganiała, stojąc za drzwiami.
– Już idę – odezwała się. Spojrzałem na nią zdziwiony. O nie. To oznaczało teraz, że ja? Musimy to jak najszybciej cofnąć. Wpatrywała się we mnie tym swoim ponaglającym wzrokiem. 

Otworzyłem garderobę. Odruchowo chwyciłem koszulkę ze swojej połowy. Uh. Rzuciłem w ręce żony.  Zerknąłem w drugą połowę szafy. Wybór był ogromny! Dopiero teraz zauważyłem, ile ona ma ciuchów. Żółte, różowe, niebieskie. Pstrokate kolory raziły mnie w oczy. Chwyciłem czarny t-shirt i ciemne jeansy. Jak to cholerstwo się ciężko naciąga na łydki. Gotowy otworzyłem drzwi, spoglądając na zniecierpliwioną córkę. 

 – Chodź – odpowiedziałem, mijając ją w korytarzu. 

– Sasuke – wycedziła przez zęby Sakura. Chyba była zła. Wyglądała strasznie, gdy się złości w moim ciele. Oby nie przyszło jej do głowy znów mnie uderzyć. To mogłoby zaboleć. Przykucnęła obok Sarady, dłonią przeczesując jej włosy. Ucałowała ją w czoło, łapiąc za rękę, by bezpiecznie zeszła po schodach. Czy ona naprawdę robiła to codziennie ? Czekałem zniecierpliwiony przy frontowych drzwiach. Nie byłem przyzwyczajony, by na spokojnie zjeść śniadanie. Zazwyczaj łapałem chleb w dłoń i śpieszyłem się, by wyjść. Starannie przygotowała posiłek, pakując dodatkowe kanapki do małego pudełeczka. 

– Baw się dobrze kochanie. – Pomachała nam na do widzenia. – Zadzwoń do Itachiego, żeby dał mi parę dni wolnego – rzuciłem, wychodząc za córką, a następnie zamknąłem frontowe drzwi. 

**
Wypuszczając ciężkie powietrze, rzuciłam się na krzesło. Muszę jak najszybciej wytłumaczyć, co się z nami tak właściwie stało. Przecież ludzie z dnia na dzień nagle nie zmieniają swojej tożsamości. To nie może się dziać naprawdę. Drżącymi dłońmi włączyłam leżący na stole laptop. Nagle klawiatura stała się taka mała, a wpisywanie kolejnych słów było utrudnione przed duże męskie dłonie. Niesamowite. Nieświadomie dotknęłam ręką swojej twarzy, przecierając policzek. Dawno nie czułam tej dłoni. Odczucia wciąż pozostają takie same. Co właściwie powinnam wpisać? „POMOCY, zamieniłam się w swojego męża, co robić!?” To głupie. Pochyliłam głowę w geście niedowierzania. Przecież widzę i czuję jego ciało. Dlaczego więc trudno mi to wszystko przyjąć do wiadomości? Może jestem po prostu przemęczona tym wszystkim, a to moja wyobraźnia płata mi figle. Mimo wszystko muszę mieć pewność, że to, co się dzieje, wróci na odpowiedni tor. Przeszukiwałam którąś już z kolei stronę o rzeczach dosłownie wyssanych z palca. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę tak daleko zagłębiać się w tematy magii i mitycznych opowieści. Zainteresował mnie konkretny artykuł, który w dość dziwny sposób mocno rzucał się w oczy.  „W pradawnych czasach wierzono, że w jedną jedyną noc, bogini, która z gwiazd spogląda na swoje zmartwione dzieci, może choć ten raz zainterweniować w ich drogę ku poszukiwaniu szczęścia…” No ładnie!

 – Bardzo ci dziękuję! Myślę, że sama dałabym sobie radę! – krzyknęłam po pustym pomieszczeniu. Kompletnie mi odbija. Przewijałam zachłannie tekst w poszukiwaniu dokładniejszych informacji. Przecież zależało mi tylko na tym, aby wszystko wróciło do normy. 

„Sztuczna magia kończy się tam, gdzie odnajdzie się magia miłości”. Jestem skończona. Uwierzyłam w te brednie, dodatkowo moje życie miłosne legło w gruzach. 

**
- Sarada! Możesz się pośpieszyć ? Nie mamy całego dnia na zbieranie zabawek z samochodu. W przedszkolu na pewno jest ich sporo, zostaw je tu! – Powoli nie potrafiłem opanować gniewu. Chciałbym jak najszybciej wrócić do domu i założyć na siebie wygodny dres. 

– Nie zostawię misia! – Sarada uniosła głos, wybiegając z pluszakiem w stronę budynku.

 – Dzień dobry Sakuro. – Usłyszałem przesłodzony głos ciemnowłosej kobiety. Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczyskami, ewidentnie czegoś oczekując. – Rzeczy Sarady ? – Ponagliła mnie, widocznie widząc moje zdezorientowanie. 

– A tak. Sarada nie ma dziś żadnych rzeczy  – odpowiedziałem pośpiesznie, chcąc jak najszybciej już wyjść.  Zaglądałem na córkę, która męczyła się, rozwiązując te małe buciki. Przykucnąłem, by jednym ruchem pozbyć się obuwia. 

– Zostaniesz mamusiu? – Smutnym wzrokiem lustrowała moją twarz. Zostać? Przecież to jest przedszkole. Oddaje się dzieci, żeby mieć czas dla siebie, a potem zabiera do domu. Proste i praktyczne. 

– Zawsze siedzi tu Pani jeszcze godzinkę, by Sarada poczuła się dobrze w towarzystwie innych dzieci. Czy dziś nie może Pani zostać? – Przedszkolanka spoglądała na mnie troskliwym wzrokiem.  Czy Sakura naprawdę siedziała tu jeszcze godzinę, zupełnie nic nie robiąc? Co za marnowanie czasu. 

– Śpieszę się dziś. Cześć Sarada. – Odwróciłem się, by wyjść z budynku, gdy ciche szlochanie doszło moich uszu. Jej małe czarne oczka całkowicie zaszkliły się, by po chwili wypłynęły z nich hektolitry łez. Ryk rozniósł się po pomieszczeniu. Mimo nawołań i błagań Pani Shizune zupełnie nie zamierzała przestać. 

– Skarbie, mamusia wróci po ciebie, zanim się obejrzysz. Teraz chcę, żebyś była dzielna i poczekała na mnie chwilkę. Dobrze? – Zmusiłem się na najcieplejszy ton, jaki kiedykolwiek miałem okazje z siebie wydać. Jak ręką odjął. Przetarła małą rączką swoje zapłakane oczy, a następnie pobiegła w stronę placu zabaw. Bycie matką nie jest prostą sprawą. Wymaga ogromnej delikatności.

**
- Znalazłaś coś ? – Usłyszałam dziwny głos za swoimi plecami. Taki ciepły i delikatny, a zarazem poważny i chłodny, jakby próbował na siłę zmienić moją naturalną kobiecą barwę głosu. Niepewnie podskoczyłam na krześle. Nie słyszałam nawet kiedy wchodził. Zakradał się jak cichy zabójca. Widać przez ostatnie tygodnie doskonale wypracował sobie bycie niezauważalnym. 

– Same brednie – odpowiedział, wpatrując się w monitor. 

– W takim razie, możesz mi to wyjaśnić ? – syknęłam zła. Oczywiście rozumiałam jego podenerwowanie, ale w takim przypadku w którąś wersję musimy uwierzyć. 

– Miłości mamy aż nadto – burknął, kierując się w stronę ekspresu do kawy. 

– Chyba mówisz o czasie przeszłym. – Zaatakowałam niepewnie, zrzucając z serca ogromny ciężar. Już tak dawno chciałam mu powiedzieć, że mam dość udawania jak kolorowo i pięknie jest między nami. - Nie mówię już nawet o intymnych sprawach! Tylko o drobnych gestach.  - Zarzuciłam mu. 

– O czym ty bredzisz? – Spojrzał na mnie zdziwiony. 

– Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mnie dotykałeś albo kiedy uprawialiśmy seks! Choć myślę, że ty już dawno sobie z tym radzisz! – Nie wytrzymałam, atakując swoim najlepszym asem. 

- Może byłoby lepiej, gdybyś zamiast marnować godziny na darmowym etacie przedszkolanki, zajęła się czymś pożytecznym. – Jego słowa mnie zabolały. Najważniejsza była dla niego tylko praca i koledzy, a gdy wracał do domu, nie miał już na nic ochoty. 

– Uważasz, że bycie matką to jak gra w bierki? – Uniosłam głos, marszcząc brwi. Nie ukrywałam już swojego zirytowania. Jeśli ta chora wyimaginowana bogini właśnie tego chciała, proszę bardzo! Czas wyłożyć karty na stół. 

– Więc może pójdziesz do pracy zarabiać na życie, a ja zostanę w domu? – Uśmiechnął się kpiąco. 

– Czuję, jakbym już pracowała na dwa etaty! Sprzątam, robię zakupy, gotuję  i całą dobę opiekuję się naszą wspaniałą córką! Ja również mam prawo być zmęczona – krzyknęłam, próbując hamować łzy. 

-  Opiekujesz się? Robisz z niej niezdarę, która boi się zostać z innymi dziećmi bez swojej mamusi. – Zaśmiał się, nawet nie patrząc mi w oczy. Czułam się poniżona. 

– Nie wiesz, co mówisz ty idioto! Nie byłoby tak, gdyby miała ojca! – Wypuściłam z siebie wszystkie emocje, pozwalając łzą spływać. Osunęłam się bezwładnie o ścianę, kuląc na chłodnej posadzce. – Za co tak bardzo nas nienawidzisz? – zapytałam, właściwie nie oczekując, że odpowie na to pytanie. Zakryłam twarz w dłoniach.

**
Nie chciałem na nią patrzeć. Bolało mnie wszystko, co sobie zarzucaliśmy.  Nienawidzę? Te słowa obijały mi się echem. Przecież była moją najdroższą kobietą. Bez niej straciłbym sens życia, co się stało, że tak bardzo pozwoliłem jej się oddalić. 

– Sakura. Czy my nie potrafimy już ze sobą normalnie rozmawiać? – Uspokoiłem swoje emocje. Przecież niedługo zaczniemy mijać się jak zupełnie obce osoby. 

– Nie słuchasz mnie – wydukała między kolejnym pociągnięciem nosa. 

– Kiedy ja nie potrafię zrozumieć, czego ty ode mnie oczekujesz! Nigdy nie mówisz wprost , wiecznie muszę się domyślać! Nie jestem pieprzonym czarodziejem. – Znów uniosłem głos, na co odpowiedziała mi cisza. Właśnie rozrywało się moje serce. Jakby ktoś zupełnie brutalnie targał je na drobne kawałeczki. 

- Nie płacz głupia. Niszczysz honor mojego ciała. – Skupiłem się intensywnie na jej spojrzeniu. Wydobyła z tych ciemnych tęczówek cały ból, który starałem się tak skrupulatnie ukrywać.

 – Może powinniśmy wyjechać gdzieś razem. – Niepewnie zaproponowałem. Czułem, że musimy naprawić relacje, które utraciliśmy gdzieś po drodze. Dodatkowo wiedziałem, że w tej chwili powinienem zabrać swoją rodzinę gdzieś daleko. 

– Do domku twoich rodziców ? – Energicznie uniosła głowę, ukazując drobne iskierki. 

– Czemu nie. – Pokiwałem głową, wstając na równe nogi. Chwyciłem jej nadgarstek, by mocno pociągnąć do góry. Jeśli ten trik kiedykolwiek działał, teraz spotkał się z zupełnie odwrotnym skutkiem. Jej ciało, a właściwie moje, nie drgnęło nawet na milimetr, a ja poleciałem prosto na nią. Zaśmiała się cicho, podnosząc z ziemi. Teraz moja duma kompletnie poszła w las. 

**
Zapukałem do drzwi swojego brata. Mieliśmy zaraz wyjechać, więc postanowiłem poinformować go o swojej nieobecności przez najbliższe kilka dni. 

– Cześć Sakura. – Uśmiechnął się, zapraszając mnie gestem do środka. 

– Cześć - odpowiedziałem, mijając go w progu. 

– Coś się stało? Jest jakaś dziwna. Czy mój głupi brat znów powiedział ci coś przykrego? Powieszę go za jaja, może wróci do niego cała męskość – kontynuował swoją wypowiedź, a mi z każdym słowem stopniowo pulsowała żyłka ze zdenerwowania. Jak długo rozmawiają sobie już na mój temat? Czy moje słowa są aż tak raniące, że musi żalić się mojemu bratu? 
 
– Nic mi nie jest – z trudem wydusiłem te słowa. 

– Wyjeżdżamy z Sasuke na parę dni do domu rodziców – oznajmiłem stanowczo. Powinien domyślić się, że nie będzie mnie w pracy.

 – To świetna wiadomość! – Uśmiechnął się szeroko. – Znaczy, że przemyślałaś już swoją decyzję? – wypytywał, a ja zupełnie nie wiedziałem, co ma na myśli. 

– O czym mówisz? –Próbowałem zebrać jak najwięcej informacji. 

– Miałem na myśli  te papiery rozwodowe – wygadał się. Zaraz, że co? Jaki rozwód? Nie przypominam sobie, by Sakura się z kimś rozwodziła. A może… To niedorzeczne. 

Jak mogłaby mnie zostawić? Całkiem samego... Ta myśl bardzo mnie przerażała. Przed moimi oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz różowo włosej wołająca w swój naturalnie słodki sposób moje imię. A potem pochwyciła drobną dłoń naszej córeczki i zaczęła znikać. Odeszła. Cały obraz rozmazał się w jednej chwili. 

– To absurdalne. Nie będzie rozwodu – skwitowałem, zostawiając Itachiego w osłupieniu. – Muszę już iść, zaraz będziemy wyjeżdżać. – Chciałem jak najszybciej wrócić i sprawdzić, czy moje koszmarne myśli się nie spełniły. 

**
Pakowałam ostatnie potrzebne rzeczy, czekając, aż Sasuke wróci od Itachiego. To była dość dziwna sytuacja, z racji tego, że właściwie to moje ciało poszło się z nim spotkać. Choć przekaz informacji nie miał kompletnego znaczenia, które z nas pójdzie. Drzwi otworzyły się, poczym z impetem trzasnęły, by ponownie się zamknąć. 

– Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi o rozwodzie?! – krzyknął sfrustrowany. Moje ciało zesztywniało. W dłoniach wciąż trzymałam kosmetyczkę, gdy nagle nie mogłam się poruszyć. Właściwie nie wiem dlaczego, poczułam ukłucie w sercu i lęk. Bałam się reakcji swojego męża, osoby, którą tak dobrze znam i kocham. A może znałam.

- Nie krzycz proszę. Sarada jest na górze. To nie była prosta decyzja, ja – nie dokończyłam, ponieważ Sasuke wciął mi się w zdanie. 

– Nie dam ci żadnego rozwodu. Nie odejdziesz i nie zabierzesz mi córki. Nie zostawisz mnie samego. Spakowana? To świetnie, bo wychodzimy. – Uniósł głos, z trudem chwytając za ciężkie walizki. Nie odpowiedziałam już nic. To miały być wspaniałe, nawet jeśli ostatnie nasze wspólne dni. Na wyjeździe wszystko się rozstrzygnie i definitywnie podejmę decyzję. Przepraszam cię Sarada, wiem jak bardzo chciałabyś mieć obok swojego tatusia. 

**
- Mamusiu, dlaczego jedziesz autem? – spytała zdziwiona córka, zaglądając na moją postać. Jak mogłabym nie wykorzystać momentu, by dopiec Sasuke. 

– Widzisz kochanie, tatuś ma taką wspaniałą żonę, że ufa jej, pozwalając prowadzić. – Zaśmiałam się. – To było egoistyczne zagranie. – Usłyszałam jego cichy syk oraz ujrzałam na moment piorunujące spojrzenie, które przeniósł na mnie.

**
Miejsce było zupełnie takie, jak pamiętałam za nastoletnich lat. Bardzo często przyjeżdżaliśmy do posiadłości państwa Uchiha. Jego rodzice pokochali mnie od pierwszego spotkania. Właściwie również nie byłam im dłużna. To wspaniała rodzina. Niestety pewnego razu mieli tragiczny wypadek. Podczas burzy drzewo runęło prosto na nich. Pan Uchiha zasłonił żonę własnym ciałem, jednak i ona po paru dniach walki o życie zmarła w szpitalu. Ciężko było nam się z tym pogodzić, jednak dzięki temu, że byliśmy razem, udało nam się zapełnić dziurę w sercu. Myślę, że gdyby wciąż byli z nami Sarada miałaby kochających cudownych dziadków. 

– Mamo! Zobacz! Jezioro! – piszczała podekscytowana dziewczynka, ciągnąc Sasuke za rękaw bluzki. – Idź – szepnęłam w jego kierunku. Zrezygnowany powoli poddawał się błaganiom córki. Spojrzałam w niebo. Pogoda była naprawdę cudowna. Przez myśl przemknęła mi postać Bogini, która postanowiła wziąć w ręce nasz los. 

-Czy tego chciałaś? - spytałam cicho. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wyłapując ciepłe promienie słońca. Może właśnie tutaj wszystko wróci na właściwy tor. Zaglądałam za znikającymi sylwetkami. Proszę, nie musi mnie kochać. Niech cała miłość odda naszej córce. Spojrzałam na bagaże. Jak mam to wszystko wnieść ?! Zbliżyłam się do jednego z nich, by jednym ruchem unieść go nad ziemię. W tym ciele mam naprawdę sporo siły. Uśmiechnęłam się pod nosem, wnosząc pozostałe rzeczy do domku. 

**
- Nie podchodź bliżej, bo wpadniesz do wody – pouczyłem swoją niezdarną córkę. Była zupełnie jak jej mama. Ciekawska wszystkiego, co tylko się poruszy i wzbudzi zainteresowanie. Jej ciemne tęczówki chłonęły widoki jak gąbka. 

– Kaczki! – krzyknęła, podskakując. Jej kumulacja energii była niesamowita. To się chyba nazywa młodość. Zaśmiałem się. 

– Nakarmimy je? – spytała, wpatrując się we mnie z ogromną siłą. Jakby swoją prośbą chciała przebić mnie na wylot. 

– Jutro po obiedzie przyjdziemy z chlebem – odpowiedziałem, by przestała mnie atakować. Jednak była urocza w swoich poczynaniach. Ściskała moją dłoń swoimi drobnymi paluszkami, jakby bała się, że odejdę. 

– Mamusiu – zaczęła niepewnie, a jej oczy widocznie posmutniały. – Czy… Tatuś znów zacznie nas kochać? – wymamrotała. Te słowa zabolały mnie jak nigdy. Sarada powinna być dzieckiem i bawić się, jak na dziecko przystało. Ona zaczyna dostrzegać problemy, które jak sądziłem, dobrze ukrywałem. To straszne, że mogłem tak bardzo zepsuć jej najlepsze lata życia. Przecież to nie jest prawda. Ja wciąż je kocham. Tak! Kocham je nad życie. Po prostu coś w pewnym momencie się stało, co oddaliło nas od siebie.

 – Sarada posłuchaj. Nawet jeśli czasem się z tatą kłócimy, to nasze serca wciąż są połączone – odpowiedziałem poważnym tonem, przykucając do swojej księżniczki. 

– Więc tata nie odejdzie? – spytała z iskierkami nadziei. 

– Ani tata, ani ja nigdzie się nie ruszamy – wysiliłem się na ciepły uśmiech. Jej słowa, raniły moje serce.

**
 - Sarada proszę wypić mleko i do łóżka. –  Sakura ponagliła córkę, która widocznie nie miała ochoty iść jeszcze spać. 

– Mamo, posiedzisz ze mną, aż zasnę? – zapytała, znów lustrując mnie swoim wzrokiem.  Z niewyjaśnionych mi przyczyn moje ciało samowolnie postanowiło wstać i bez słowa ruszyć za ciągnącą mnie córką. Kątem oka dojrzałem jeszcze delikatny uśmiech Sakury.
-Zostaw światło – pouczyła mnie, wskakując do łóżka. Przykryłem ją kołdrą. Wspomnienia wracają, gdy rozejrzałem się po swoim starym pokoju. Nigdy bym nie pomyślał, że będę w nim teraz kładł swoje dzieci.  

– Boisz się ciemności? – zapytałem, zapalając lampkę nocną. Jej powieki stopniowo robiły się coraz cięższe. 

– Czasami, w przedszkolu mówią, że w szafie kryją się potwory – mamrotała. 

– Sarada. Na świecie będzie wiele przeciwności, z którymi sobie na pewno poradzisz, ale pamiętaj, że zawsze będzie przy tobie tata – wyszeptałem, gładząc jej hebanowe włoski. Podobno wyglądała zupełnie jak ja. Cały tata mówili. Dumnie poprawiłem kołdrę, podnosząc się z kolan.
– Kocham cię. – Ucałowałem jej czoło, wychodząc z pokoju. 

**
Słyszałam, jak wchodzi do pomieszczenia. To był ciężki dzień, dlatego nie chcąc dorzucać do ognia, udawałam, że śpię. Poczułam, jak prawa strona łóżka ugina się pod ciężarem jego osoby. Przysiadł na rogu, przecierając twarz dłońmi. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Mimo że on odpychał moje uczucia, nie znaczy, że ja potrafiłam być na niego obojętna. 

– Co się stało Sasuke? – spytałam, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu.

 – Sakura ja… przepraszam – wypowiedział niepewnie te słowa. Moje serce zaczęło szybciej bić, a oddech stał się ciężki i bolesny. 

– Przepraszasz? Za co? – Znów próbowałam hamować emocje, jednak samotne łzy spłynęły momentalnie po moich policzkach. Nie odwracał się do mnie, dlatego przynajmniej to udało mi się ukryć. Choć mój załamany głos mógł pozostawiać wiele do życzenia. 

– Za wszystko. Opieka nad dzieckiem jest naprawdę wymagająca. Ciężko być dobrym rodzicem i jednocześnie dbać o wszystkich wokół. Trzeba ciągłej uwagi. Zrzuciłem na ciebie wszystkie obowiązki, pogrążając się w swojej pracy. – Potok słów wypłynął z jego ust. Odwrócił się, by spojrzeć mi w oczy. Zaskoczona, lekko się odsunęłam. Tak dawno nie patrzył na mnie, gdy rozmawialiśmy, że stało się to dość dziwnym zjawiskiem. – Wcale nie myślę, że robisz bezużyteczne rzeczy. Podziwiam twoją siłę. Jesteś dobrą matką. Ja… nie zasłużyłem sobie na taką wspaniałą żonę. – Zmarszczył brwi, karcąc się. 

– Nie mów tak – wydukałam przez łzy. 

– Teraz dopiero zauważyłem, jak wiele bólu wam sprawiałem. Jak bardzo daleko od siebie jesteśmy. Wybacz mi. – Lustrował mnie błagalnym spojrzeniem. Zupełnie jak Itachi, gdy chciał, abym przemyślała sprawę rozwodu. Ci Uchiha i ich urok! – Nie zostawiaj mnie, proszę. Nie zostawiaj mnie samego… Wszystko naprawię. Obiecuję. – Na te słowa jego oczy zaszkliły się, a jedna bolesna łza spłynęła po policzku. Nie została wypuszczona tylko przez moje wykończone ciało. Jego emocje wzięły górę, które przybrały tą jedną drobną kroplę. – Kocham Cię Sakura i nigdy nie przestałem. Bądź przy mnie - odpowiedział z ogromną determinacją, przenikając mnie spojrzeniem.

- Zawsze będę – wypuściłam całą falę emocji, przywierając delikatnie ustami do jego. To była ta chwila, moment wspólnego zrozumienia. Przełamania największych lodów. Poczułam,  jakby mój umysł opuszczał ciało. Uniosłam się w powietrze, a naprzeciw mnie to samo działo się z Sasuke. Jego dusza przybrała postać ciała. Bolesnego, zmarnowanego życiem. Płakał. To znaczy, że i jego dusza płacze. Poczułam silny powiew poczym znalazłam się w swoim ciele. Wszystko wróciło do dawnego stanu. Może właśnie wzajemne zrozumienie  i odnalezienie naszej miłości było tym potrzebnym elementem. Tą iskierką, której tak bardzo nam brakowało. 

Całował mnie zachłannie, a ja z tęsknotą oddawałam każdy pocałunek. Tak bardzo brakowało mi tego ciepłego dotyku, tych gorących ust. Tak długo czekałam, aż się obudzi. Moje ciało wprost krzyczało na niego, że za długo to robił. Delikatnie mnie unosząc, ułożył się wygodnie nade mną. Już dawno nie czułam jego bliskości. Był teraz tym księciem z bajki, którą jakiś czas temu tak bardzo chciał opuścić. Ja wciąż byłam jego księżniczką. Powoli ściągał ze mnie wszystko, czego można było się pozbyć. Całował moją nagą skórę centymetr  po centymetrze. Nagłe dreszcze przebiegły po kręgosłupie. Odwrócił mnie na brzuch, po czym przylgnął swoim ciałem do mojego, łaskocząc gorącym, przyśpieszonym oddechem.  Zupełnie jakby czytał w moich myślach, wszedł we mnie płynnym ruchem, podnosząc się i opadając. Jego dłonie błądziły w obrębie piersi.  Jego przyspieszone ruchy doprowadzały nas do szaleństwa, by ostatecznie połączyć się we wspólnym spazmie przyjemności. Kiedy ostatni raz czuliśmy się tacy niewyżyci, znów nieprzyzwoicie zakochani.

**

Szykowałam obiad, przez okno obserwując swojego męża, który całkowicie poświęcał czas  córce. Nie pamiętam, kiedy Sarada miała okazję tak dobrze bawić się z ojcem. Siedzieli na trawie, mocno skupieni  nad kartką papieru. Wyglądali, jakby właśnie planowali rabunek skarbu pirackiego. Sarada dokazywała palcem, dokładnie nakreślając Sasuke swoje spostrzeżenia. Charakterek to ona jednak miała po mnie. Zaśmiałam się pod nosem. Czułam, że wyjazd naprawdę był nam potrzebny.

Na myśl powrócił mi dzisiejszy poranek. Znów mogłam zasnąć i obudzić się w jego silnych, męskich ramionach. Obejmował mnie całą noc, zupełnie jakby bał się, że mogę mu uciec , że zniknę. Był przy tym, na swój sposób, uroczy i kochany. Nareszcie otworzył się przede mną. Choć nie do końca rozumiem, dlaczego tak bardzo się oddaliliśmy. Jednak czułam, że wszystko wraca na właściwy tor. Jego zapach wciąż unosił się na mojej skórze, namiętnie drażniąc nozdrza. Jego pocałunki, dotyk. To wspaniałe uczucie bliskości i zrozumienia, kiedy błądził po mojej nagiej rozpalonej skórze. 

- Tss – syknęłam z bólu, który natychmiast przywrócił mój zdrowy rozsądek. Widocznie na moment zbłądziłam myślami. Krople szkarłatnej krwi miarowo kapały na blat stołu. Przyłożyłam rozcięty palec do ust, by na moment zatamować krwawienie. Przeklęłam pod nosem, gdy odczułam pierwsze objawy. Rozcięcie było dość głębokie, bym musiała odstawić krojenie warzyw i opatrzyć ranę. 

- Jak zwykle nieuważna. – Usłyszałam zza pleców głos męża. 

- Coś mnie rozproszyło. – Szybko wybrnęłam z dyskusji, polewając dłoń wodą utlenioną. Zagryzłam zęby, gdy płyn dokładnie oczyszczał ranę. 

- Pomóc ci? – Usłyszałam jego zmartwiony głos. Nie czekając na odpowiedź, zwinnym ruchem owinął moją dłoń białą gazą. 

- Dziękuję, ale dałabym radę sama – skwitowałam, by po chwili ugryźć się w język. Chciał być miły w stosunku do mnie, znów chciał mi pomagać. A ja? Zdystansowałam się. Może ostatnie tygodnie odcisnęły swoje piętno na moim sercu. Mimo że już dawno mu wybaczyłam, wciąż pewna część mnie zachowywała ostrożność. Nienawidziłam się za to. 

- Przepraszam  – dodałam, uciekając wzrokiem. 

- Sakura. Jestem twoim mężem… zawsze będę ci pomagał. – Pochwycił palcami mój podbródek, zmuszając mnie, bym zatopiła się w tym intrygującym spojrzeniu. Czułam ogromną ulgę. Ulgę, że odzyskałam rodzinę.


**

Czas na urlopie mijał niesamowicie szybko. Każdy dzień był wykorzystywany w stu procentach. Widziałam z jak wielkim zaangażowaniem od rana do wieczora Sasuke budował domek na drzewie. Zupełnie taki, o jaki zawsze prosił swojego ojca. Dobrze wiedziałam, jak wiele znaczy czas spędzany z własnym ojcem. Choć na początku bał się podjęcia tak ważnej roli, widzę, że poradził sobie znakomicie. Wraz z Saradą na nowo budowali wspólne więzi. 


                Nasze relacje znacznie się poprawiły. Jakby wcześniejsze problemy poszły w kąt, a wszystkie moje dotychczasowe obawy były tylko głupimi fanaberiami. Moimi własnymi urojeniami. Mój Sasuke, najcudowniejszy mąż i ojciec nareszcie wrócił do domu. 


                Szukałam kluczy do mieszkania, wzrokiem taksując pomieszczenie. Jeszcze niedawno trzymałam je w ręce. Jak zwykle pamięć miałam dobrą, niestety krótkotrwałą. Pokiwałam głową z niedowierzaniem. Przystanęłam, za wszelką cenę próbując przypomnieć sobie, co robiłam pięć minut temu, gdy moje porachunki z własną sobą przerwał dźwięk telefonu. 


- Sarada włóż buty, zaraz wychodzimy. – Sasuke krzątał się jeszcze przy córce, zaglądając za mną wzrokiem. Zaraz zacznie mnie pouczać. Zbawieniem na tę chwilę okazała się komórka. 


- Uchiha Sakura, słucham? – Odebrałam połączenie. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer, co natychmiast podpowiedziało mi, by zachować odpowiedni formalny ton głosu. 


- Wojewódzki Szpital Konoha. W rejestrze numer został podany jako kontakt do osoby najbliższej. – W słuchawce usłyszałam głos młodej kobiety. 


- To telefon mojego męża. Czy coś się stało? – Moje ciało momentalnie zesztywniało. Przez głowę zaczęły przelatywać najgorsze scenariusze. Chwila ciszy tylko podsycała moje przerażenie.


- Pan Itachi Uchiha został przewieziony dziś w nocy w bardzo ciężkim stanie. – Nie odpowiadałam. Na moment zaschło mi w gardle. Nie wydusiłam z siebie żadnego racjonalnego pytania. Nogi zatrzęsły się pod ciężarem całego ciała. Czułam, jakbym miała zaraz wypuścić z dłoni komórkę. 


- Czy on.. wyjdzie z tego? Jak to się mogło stać – zaczęłam, starając opanować emocje. Spojrzałam w stronę córki, która była całkowicie pochłonięta zabawą z lalką. Czekali już tylko na mnie. Jak miałam przekazać te wieści Sasuke?


- Przypuszczamy pobicie. Pan Uchiha ma połamane kilka żeber, które na szczęście nie spowodowały wewnętrznego krwotoku. Staramy się ustabilizować jego stan. Niestety na tą chwilę, nie możemy podać przez telefon więcej informacji – odpowiedziała, a w jej głosie mogłam wyczuć smutny ton. W tym momencie ta kobieta naprawdę mi współczuła. Nie jest łatwo przekazywać trudne wiadomości. 


- Dziękuję, natychmiast przyjedziemy. – Drżącą dłonią zakończyłam połączenie. 


- Sakura? Możemy wychodzić? Kto dzwonił? – Sasuke zasypał mnie pytaniami, nim zdążyłam przetworzyć jakiekolwiek informacje. 


- Dostałam telefon ze szpitala – przełknęłam głośno ślinę, osuwając się o ścianę. Starałam się opanować łamiący ton głosu, by darować mu dodatkowego cierpienia. – Chodzi o Itachiego – wyszeptałam, wpatrując się w zimną posadzkę. 


- Coś z Itachim?! – krzyknął, chaotycznie zbliżając się w moim kierunku. Spanikowałam. W jego oczach widziałam przerażenie. Jakby spodziewał się najgorszego. Jakby to, co się wydarzyło, przewidział. – Wyduś coś z siebie! – Chwycił mnie za ramiona, zmuszając, bym na niego spojrzała. Nie interesowało go teraz, jak bardzo Sarada jest wystraszona. Za wszelką cenę, chciał upewnić się w swoich przekonaniach. 


- Został pobity – odpowiedziałam. – Leży w szpitalu.


Jego wzrok stężał. Stał się mroczniejszy niż zwykle. Spiął całe ciało, opanowując wszelkie wcześniejsze gesty. Nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Jednak po zachowaniu męża wiedziałam, że musi mieć to związek z tajemnicą, którą przede mną ukrywał. 


**

Przyśpieszonym krokiem pokonywaliśmy kolejne białe korytarze. W powietrzu unosił się zapach sterylnych pomieszczeń. Ściany były białe, doprowadzając człowieka do obłędu. Z każdym kolejnym krokiem czułam narastającą w sercu niepewność. Kątem oka zajrzałam na Sasuke, który w ciszy dotrzymywał mi tempa. Zatrzymałam się przed równie białymi drzwiami. Złapałam ostatni głęboki oddech, wchodząc do pomieszczenia. 


- Dzień dobry. – Usłyszałam głos pielęgniarki, która na moment oderwała wzrok od wyników badań. Posłała mi ciepły uśmiech, odkładając dokumentację na łóżko. Odpowiedziałam tym samym, zbliżając się do leżącego szwagra. Sasuke nie odzywając się, stanął naprzeciwko brata, bacznie lustrując jego stan zdrowia. 


- Czy wszystko będzie dobrze? – spytałam, chcąc pozyskać jak najwięcej informacji. Rozpaczanie trzeba było przełożyć na inny moment. Teraz najważniejszym jest otoczyć Itachiego odpowiednią opieką.  


- Stan pacjenta jest stabilny. Musi pozostać jednak na obserwacji do czasu, aż najgorsze objawy ulegną poprawie – poinstruowała mnie pielęgniarka, aby następnie zostawić nas sam na sam.

- Sakura, Sasuke – odezwał się cichym, zachrypniętym głosem. – Miło widzieć was znów razem. – Jego kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze.


- Nie opowiadaj głupstw. Jak się czujesz? – Zbliżyłam się do niego, delikatnie chwytając za siną dłoń. 


- Bywało lepiej.  Gdzie Sarada? – skrzywił się z bólu, próbując, choć odrobinę podnieść do wygodniejszej pozycji. 


- Nie ruszaj się idioto – odezwał się Sasuke, pouczając rozbawionego brata. – Kto ci to zrobił? – zadał pytanie, skupiając się na jego skonsternowanym wzroku. Zacisnął szczękę, starając się opanować negatywne emocje. 

- Właściwie sam nie wiem. To wszystko działo się szybko – wymamrotał, łapiąc dłonią obolałą głowę. Prawdopodobnie jego wspomnienia z tamtej chwili mogły zostać odrobinę zniekształcone. 

** Zamykałem tylne drzwi firmy. Za godzinę miała wybić dwunasta, a ja dopiero wracałem do domu. W dokumentacji mieliśmy spore zaległości, dlatego dając Sasuke wolne wiedziałem, że biuro stanie się moim tymczasowym domem. Zależy mi na szczęściu brata i Sakury, dlatego nie mógłbym sobie darować, gdybym stawał im na drodze. Zrobiłbym wszystko, by tylko znów mogli się dogadać. Sakura to najwspanialsza kobieta na świecie, a mój braciszek, choć często jeszcze głupi na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Przekręcałem klucz dwa razy w prawą stronę, a następnie jeszcze raz zamknąłem dolny zamek. Wyciągnąłem telefon, sprawdzając nieodebrane połączenie, gdy za moimi plecami doszedł mnie dziwny szmer. Nie należałem do osób strachliwych, więc momentalnie odwróciłem się z zamiarem odparcia ataku. Niestety, właśnie moja odwaga okazała się największą głupotą, gdy zza pleców poczułem silne uderzenie w kark. Upadłem na ziemie, a obraz zaczął się rozmazywać. Pociemniało mi w oczach. Nim straciłem przytomność, poczułem kopnięcie w żebra. Potem następne. Usłyszałem jeszcze śmiech mężczyzn i gruby głos jednego z nich.
- Uchiha, Uchiha. Nigdy się nie nauczycie. – Kolejne uderzenie sprawiło, że całkowicie odpłynąłem **

**
Sakura poszła odebrać Sarade od Ino, więc miałem chwile, żeby w samotności zebrać myśli. Dzieje się to, czego najbardziej się obawiałem. Jedna chwila mogła zniszczyć nasze dotychczasowe życie. Nie chciałem ich w to wciągać. Popełniłem błąd. Tak długo starałem się odsuwać Sakurę od tych problemów. Teraz widzę, że nie byłem w stanie.

Wyjąłem klucze, chcąc otworzyć drzwi do mieszkania. Ku mojemu zdziwieniu zupełnie nie były potrzebne. Spoglądałem na uchyloną szparę, przez którą do wnętrza przenikały promienie słoneczne. W myślach natychmiast zacząłem analizować ostatnie dni. Nie możliwe, żebyśmy zapomnieli zamknąć dom. Sakura była zawsze na to mocno wyczulona. Jednym ruchem pchnąłem drzwi, przekraczając próg. 

Niestety widok przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To przerosło wszystko, co mogłem zakładać w głowie. Nigdy nie sądziłem, że posuną się do takiego kroku. To jasne, że nie zostawię tak tego. 

Bezradnie rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym jeszcze niedawno panował doskonały porządek. Sam nie wiedziałem, co właściwie powinienem teraz zrobić. Salon wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Stosy dokumentów  i cała szklana zastawa od rodziców zdobiła naszą posadzkę. Połamane krzesła. Poszarpana kanapa i obdrapane meble, okazały się niczym w porównaniu z rozbitymi ramkami zdjęć mojej rodziny, na których twarz moich najdroższych kobiet były szkaradnie przekreślone markerem. Dostałem ostrzeżenie. A ja nie miałem zamiaru go ignorować. 

- Mój boże. – Usłyszałem zza pleców zrozpaczony głos Sakury, która butami dobijała resztki wazonu. – Nie wierzę. – Jej głos zaczął się łamać. To było dla niej za wiele. Wiedziałem, że nie potrafi już dłużej udawać silnej i opanowanej. Wszystkie problemy pojawiły się niespodziewanie w jednym momencie. To mogło ją przytłoczyć. Przytuliła mocniej do piersi naszą córeczkę, dłonią próbując powstrzymać fale płaczu. Łzy spływały cicho po jej różowych policzkach, a oczy domagały się odpowiedzi „kto to zrobił i dlaczego”. 

- Nie płacz – odpowiedziałem, ramieniem obejmując żonę. Staliśmy dłuższą chwilę na środku całego bałaganu. Nie tylko pobojowiska w mieszkaniu, ale i zamętu, który panował w naszych sercach. Potrzebowaliśmy ciszy. Ciszy, która pozwoli nam się uspokoić i zrozumieć. Choć zrozumienie takiej sytuacji wydaje się raczej nierealne. Dobytek, na który człowiek pracuje całe życie, można stracić w mgnieniu oka. Taki cios cholernie boli. 

Zacisnąłem szczękę, w duszy przeklinając sprawców całego zamieszania. A ja na pewno wyjaśnię sobie z nimi całą sprawę. 

- Co tu się dzieje Sasuke – wyszeptała cicho. Próbowałem uniknąć odpowiedzi. Nie łatwo było przyznać się do popełnionych błędów. Do jednej nocy, która potrafiła zrujnować mi całe życie. Jeden błąd, przez który tracę najcenniejsze dla mnie rzeczy. 

- Wytłumacz mi to! – Jej głos przybrał na sile. Wyprostowała ręce w łokciach, oddalając się ode mnie na długość ramion. 

- Wiem tyle, co ty. Ale obiecuję, że ten, kto to zrobił, pożałuje tego – odpowiedziałem hardo, unikając jej parzącego wzroku. Tak strasznie bałem się spojrzeć w te zrozpaczone szmaragdowe tęczówki, które niegdyś niosły mi ukojenie. 

- Ty cholerny kłamco! – wykrzyczała mi w twarz. – Kłamca! – powtórzyła, zmuszając mnie do podniesienia wzroku. – Nienawidzę cię. Tak bardzo nienawidzę kłamców. – Jej oczy znów zaszkliły się pod naporem łez. Jej słowa rozdzierały moje serce na kawałki. Ściskała dłoń przerażonej Sarady, oddalając ją ode mnie. Czułem, jakbym był najgorszym potworem. Moja żona w tej chwili naprawdę mną gardziła. Ta wspaniała, delikatna, empatyczna kobieta była mną zupełnie zawiedziona.

- Sakura... ja – próbowałem się wytłumaczyć, niestety żadne słowa nie byłyby odpowiednie w takiej sytuacji. Mówiła prawdę. Cały czas ją okłamywałem. Nie byłem z nią szczery. Dlatego się od siebie oddaliliśmy. Dlatego straciłem kontakt z własną rodziną. Okłamywałem je przez ostatni miesiąc. Nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć. 

- Nie mów do mnie.– Cofnęła się dwa kroki w tył, depcząc przy tym rozrzucone dokumenty. Mimowolnie spojrzała pod nogi, a jej źrenice znacznie się rozszerzyły. Przykucnęła, podnosząc zgniecioną kartkę papieru. – Daję ci dwa tygodnie Sasuke. Chcę, byś zniknął z mojego życia – dodała, odkładając dokument na przewróconym kuchennym taborecie. – Proszę – wyszeptała, biegiem opuszczając mieszkanie. Powoli pochwyciłem papier, chłonąc jego zawartość. „Rozwód”. To słowo utkwiło mi w głowie. Zgniotłem gniewnie niepotrzebne bazgroły, uznając to za żart. Zostałem sam. Tego najbardziej się obawiałem. 

**
Od tamtego dnia minęły dwa tygodnie. Przez cały czas stopniowo doprowadzałem dom do porządku. Zajęło to sporo czasu, dodatkowo zajmowałem się bratem, który niedawno wyszedł ze szpitala. Mógł wrócić do domu pod warunkiem, że będzie przestrzegał wszelkich zaleceń lekarza. Nieraz próbowałem nawiązać kontakt z Sakurą, jednak ani razu nie odebrała mojego telefonu. Z każdym dniem uświadamiałem sobie, jak wielkim idiotą jestem. 

                - „ Z tej strony Uchiha Sakura. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać telefonu. Proszę, zostaw wiadomość.” – Odłożyłem z impetem telefon na blat stołu. 

- Mówiłem, że nie będzie chciała rozmawiać – skwitował Itachi, dopijając gorąca herbatę. – Jesteś totalnym kretynem – podsumował mnie, do czego zdążyłem się już przyzwyczaić. Codziennie słuchałem nie tylko swojego sumienia, ale także natarczywego brata. Przymrużyłem tylko gniewnie oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie. 

- Dlaczego do niej nie pójdziesz? Powinieneś ją przeprosić. Porozmawiać – mówił, jakby to wszystko było zupełnie proste. Jakby zwykłe przepraszam mogło załagodzić całą sytuację. Popełniłem cholernie dużo błędów. Takich rzeczy się nie wybacza. 

- Rozmawiałem z Ino, ale ona nie chce mi powiedzieć, gdzie zatrzymała się Sakura. Mówiła coś jeszcze o totalnym palance i że powiesi mnie za jaja. – Moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze na wspomnienie rozmowy z przyjaciółką Sakury. Wybuchowa kobieta.

- Chyba jesteś faktycznie głupi. – Itachi głośno się zaśmiał, jakby wiedział dużo więcej, niż mi tak naprawdę mówi. 

- Muszę się przejść. – Chwyciłem klucze z mieszkania, kierując się w stronę wyjścia. Otwierając drzwi, przystanąłem w progu, jakby oczekując kolejnego listu z pogróżkami. Zostało mi niewiele czasu. Może dobrze, że Sakura w tym czasie odizolowała się ode mnie. Przynajmniej nie będą mogli jej namierzyć. 

Jak złudne było to myślenie, gdy otworzyłem kopertę, w której znalazłem zdjęcie odwróconej Sakury z Saradą na rękach. Wchodziła do domu swoich rodziców. Faktycznie byłem kompletnym kretynem, nie myśląc, że jej rodzice będą kłamać, gdy zapytam o ich córkę. Jej ojciec zawsze miał co do mnie spory dystans. Klepnąłem się w czoło, analizując wszelkie możliwości. Nie miałem czasu. Jeśli oni wiedzieli, gdzie znajduje się mój najcenniejszy skarb, w każdej chwili mogło im grozić niebezpieczeństwo. 

- Sakura! – krzyknąłem, wbiegając ponownie do domu. Pochwyciłem telefon i wybrałem numer żony.  Niestety jak się spodziewałem, po pięciu pustych sygnałach ponownie odezwała się automatyczna sekretarka. – Cholera! Odbierz ten zasrany telefon! – przeklinałem, modląc się, by nie było za późno. 

- Uspokój się Sasuke! – Usłyszałem poważny głos Itachiego, który bacznie lustrował zdjęcia. – Tobi nie jest głupi. Jeśli otrzymałeś takie informacje, wciąż nic im nie jest. Nie zaprzepaści szansy na odzyskanie pieniędzy. To taktyczne zagranie. – Nerwowo słuchałem jego wywodów. Choć moje ciało rwało się do sprawienia im niezłej bijatyki, wiedziałem, że mój brat ma rację. Muszę uspokoić swoje myśli. 

- Weź to. – Wolny krokiem zbliżył się do komody, by  z dolnej ukrytej wewnątrz szafki wyciągnąć grubą zapakowaną, szarą kopertę. 

– Co to jest? – zapytałem, nieźle zaskoczony tajnymi skrytkami Itachiego. 

- Moje oszczędności. Wiedziałem, że przydadzą się na czarną godzinę. – Uśmiechnął się szczerze. Niepewnie uchyliłem opakowanie, obserwując niezły plik pieniędzy. 

– Wiesz, ile tego jest?! Nie mogę tego wziąć! – krzyknąłem, odpychając pieniądze w jego kierunku. 

- Z odsetkami – dodał, nie przyjmując odmowy. – Jesteś moim jedynym bratem. A ja nie chcę stracić bratanicy. – Znów jego kąciki ust uniosły się ku górze. W tym momencie obraz zaczął mi się stopniowo rozmazywać, a w sercu ścisło nowe nieznane uczucie. Przez całe moje ciało przeszła fala, która próbowała wydusić ze mnie powstrzymywany płacz. Jak mógłbym pozwolić sobie na słabość w postaci łez. Ramieniem zakryłem oczy,  próbując opanować szloch. 

- Idź po moją szwagierkę idioto. – Klepnął mnie w tors, odpychając lekko w tył. – Dzięki Itachi – dodałem, sprowadzając swój umysł na ziemie. Zebrałem się na odwadze. Znów czułem w sobie siłę. Tym razem wszystko naprawię. Sakura. Czekaj na swojego kretyna. 

**
Tak bardzo za nim tęskniłam. Bolał mnie każdy oddech zaczerpnięty powietrzem bez niego. Brak obecności Sasuke poszerzało dziurę i pustkę w moim sercu. W sercu, które tak długo walczyło, by nie zostać złamane. Ostatecznie nie potrafiłam zawalczyć. Nie dałam mu wyjaśnić. Każde kolejne kłamstwo tylko mocniej raniło. 

Mama wyszła z Saradą do sklepu. Znów byłam sama i znów mogłam w ciszy płakać. Minęły dwa tygodnie, a ja nie czułam żadnej poprawy. Czas nie leczy ran. W moim przypadku tylko je pogłębiał, a jego każdy telefon tylko posypywał je solą. Nie raz chciałam odebrać połączenie. Odsłuchać skrzynkę wiadomości. Ostatecznie nic z tym nie zrobiłam. Bałam się, że znów będę słaba i rzucę się w jego ramiona, karmiąc się kolejnymi kłamstwami, które poda mi na złotej tacy. Dlaczego to tak boli?

- Sakura! – Nawet teraz słyszę jego głos. Mój umysł zaczyna się ze mnie śmiać.

- Sakura! Wiem, że tam jesteś! – Ale ten głos nie chciał odejść. Z każdą chwilą coraz mocniej się nasilał. Jak bardzo musiałam oszaleć? 

- Idę po ciebie kochanie! – Momentalnie znieruchomiałam. To nie była moja wyobraźnia. Znam ten głos. Podbiegłam do balkonu, otwierając całkowicie drzwi. 

- Sasuke?! – krzyknęłam zdziwiona, wpatrując się w zdeterminowaną postać męża. Wspinał się jak za młodych lat po kwiatach mojej matki. Czy on nie sądził, że jest już za stary na takie akrobacje?!
- Uchiha! Nogi ci z dupy powyrywam! Złaź na dół! – krzyczał za nim mój ojciec, wymachując grabiami w jego kierunku. 

- Później Panie Kizashi! Teraz muszę odzyskać swoją żonę – zaśmiał się, spoglądając w moje zaskoczone tęczówki. – Możesz mi pomóc? – Położył dłoń na poręczy balkonu, wdrapując się nogą na jego powierzchnię.

 – Żartujesz?! – oburzyłam się. – Mówiłam ci, że masz nie przychodzić – burknęłam, odwracając się do niego plecami. Tak naprawdę walczyłam, by tylko nie patrzeć w jego hipnotyzujące spojrzenie. Oczy, które dały mi tak wiele szczęścia, ale i sprawiły niemało cierpienia.  – Zaraz spadnę – odezwał się, a za plecami usłyszałam głośne osunięcie. Przerażona odwróciłam się z rozłożonymi rękami, łapiąc co popadnie, by tylko nie doszło do upadku. Zamiast wiszącego na ostatkach sił ciała Sasuke, bądź mokrej już plamy pod balkonem dojrzałam jego arogancki uśmiech i pełne śmiechu iskierki w oczach. 

- Jesteś skończonym głupkiem! – krzyczałam, uderzając go pięściami w tors. Nie czułam urazy, ani złości. Cieszyłam się, że jest obok mnie cały i zdrowy. Słone krople zaczęły spływać po moich policzkach, odnajdując swoją drogę na podkoszulku Uchihy. 

- Moczysz mi koszulkę mała. – Zaśmiał się cicho, obejmując moje drżące ciało. – Tak bardzo cię przepraszam. Przykro mi – wyszeptał mi do ucha. Był przy tym taki czuły i troskliwy. Wiedziałam, że nareszcie jest ze mną szczery. – Nie mogę was stracić. Jesteście dla mnie całym światem. – Przeczesał dłonią mój kosmyk włosów, delikatnie drażniąc rozgrzany policzek. 

- W takim razie przestań mnie okłamywać Sasuke. Nie zniosę więcej cierpienia – wymamrotałam. Czekała nas długa rozmowa, a ja nie miałam siły dłużej jej odkładać. Chciałam poznać najokrutniejszą prawdę tu i teraz. – Dlaczego się od nas oddaliłeś ? Czy przestałam się dla ciebie liczyć? Zdradziłeś mnie? Wytłumacz mi proszę. - Moim ciałem ponownie wstrząsnął niekontrolowany szloch. 

- Nigdy cię nie zdradziłem. Ty i Sarada jesteście jedynymi kobietami w moim życiu. Nic więcej się dla mnie nie liczy – mówiąc to pochwycił moją twarz w dłonie, wpatrując głęboko w oczy. W jego spojrzeniu widziałam ogromne cierpienie. Moje oskarżenia go raniły, jednak nie były bezpodstawne. 

- Ponad miesiąc temu opijaliśmy sukces naszej firmy – zaczął powoli.– Nie piję za często, dlatego nie potrzebowałem wiele, by ledwo trzymać się na nogach. Uparcie twierdziłem, że dam radę dojść do domu o własnych siłach. Gdy tylko zrobiło się ciemno, a impreza zakończyła zostałem sam. Nieźle nawalony chwiałem się na chodniku, maszerując w stronę domu.

** Do moich uszu dobiegł dziwny piskliwy głos kobiety, która musiała być wprawiona lepiej ode mnie gdyż o godzinie drugiej nad ranem darła się na całą okolicę. Jej cienki ton głosu drażnił moje bębenki, które błagały, by w tej chwili się zamknęła. Niechętnie podsłuchałem ich dialog, z które wynikało, że jej mąż wygrał w pobliskim kasynie nie małą gotówkę. Przystanąłem, a odurzony alkoholem wpatrywałem się jak ściska uradowana jego ramię całując każdy policzek dziesięć razy. Mój umysł zaczął płatać mi figle. Jak bardzo teraz chciałbym, aby moja żona ściskała mnie ciesząc się ze wspólnych wakacji. Od dłuższego czasu poświęcałem się całkowicie pracy i wszelkie oszczędności wkładaliśmy na rozreklamowanie mojej firmy. W tamtej chwili chciałem być jak ten facet. Ideałem dla swojej żony.

Procenty wirowały mi w żyłach, gdy przechodziłem próg zakazanego miejsca. Usadowiłem się wygodnie przy maszynie zwanej „łatwa kasa”, wrzucając kolejno monety, znajdujące się w kieszeni marynarki. Ostatecznie po paru wygranych i sporej liczbie przegranej pogardliwie rzuciłem wyzwiskami w stronę maszyny zauważając, że moje kieszenie stały się puste. 

- Nie mamy szczęścia? – Usłyszałem głos za swoimi plecami. Niemrawo odwróciłem się, by zbluzgać osobnika, który tak bezpośrednio określił mojego chwilowego pecha. – Weź to. Zagrajmy w grę dla prawdziwych mężczyzn – wysoki brunet wyciągnął w moim kierunku kilka zielonych banknotów. Niewiele myśląc przyjąłem jego ofertę, skuszony odegraniem się za wcześniejszą obelgę. – Jestem Tobi...

- Miła Pani, dla nas podwójną whisky proszę – odezwał się, machając dłonią w kierunku tutejszych kelnerek. – Już się robi – odpowiedziała, puszczając do nas zalotnie oczko. 

Nie wiem właściwie jak wiele czasu straciłem i ile pieniędzy przegrałem, ale whisky było naprawdę mocne. – Słuchaj, pożyczę ci pieniądze. Będziesz mógł się odegrać. Przecież masz równe szanse, a ja za to, że cię tak polubiłem postawię cały swój majątek… **

- Wtedy nie myślałem trzeźwo. Byłem frajerem, który dał się podejść. – Spuścił głowę, spoglądając na jasny dywan w sypialni. 

Przez moment panowała cisza. Starałam się przeanalizować każde słowo, które tak skrupulatnie wypowiedział. Obawiałam się, że prawda okaże się na tyle przytłaczająca, że nie będę potrafiła określić czy naprawdę znam tego człowieka. Ale to wciąż był mój Sasuke. Sasuke, którego tak bardzo kochałam. Popełnił błąd. Każdy popełnia błędy. 

- Jak wiele pieniędzy pożyczyłeś? –spytałam niepewnie. – Pięćdziesiąt tysięcy – odpowiedział cicho. Przełknęłam ślinę kalkulując jak ogromna była to suma. – Sasuke – zaczęłam. Gdyby tylko od początku był ze mną szczery. Gdyby powiedział mi prawdę, wszystko mogłoby teraz wyglądać inaczej. 

- Wzięłabym kredyt, sprzedała mieszkanie, biżuterię. - Mój głos się łamał. – Pomogłabym ci, ale ty nie potrafiłeś mi zaufać. – Znów załkałam. Oddalaliśmy się od siebie przez jego strach przed odpowiedzialnością. – Teraz to wiem. Tak bardzo cię przepraszam. Ja, kocham cię Sakura. – Przyciągnął mnie bliżej siebie, wtulając twarz w moje włosy, oddechem łaskocząc moją szyję. 

- Ja mam pieniądze! Wszystko im oddam. Znów wrócimy do normalnego życia – wyszeptał, a ja odnalazłam ukojenie w jego ramionach. 

- Pomocy!! Sarada! Niech mi ktoś pomoże! – Do moich uszu dobiegł mnie głos przerażonej matki. Wyrwałam się z uścisku męża, biegnąć w stronę okna. Machała rękami wołając pomocy. Strach malował się na jej kruchej twarzy, a brak mojej córki natychmiast postawił mnie do pionu. 

- Sukinsyn! – Usłyszałam wściekły głos Sasuke, a następnie pisk opon odjeżdżającego spod domu samochodu. Wybiegliśmy przed dom, uspokajając moją mamę. – Sarada!! – krzyczałam w kierunku czarnego mercedesa. Porwali moje dziecko. Moją najcenniejszą córeczkę. Upadłam na kolana chowając twarz w dłoniach. Kiedy ten koszmar się skończy? Mój płacz przeszył całą okolicę. To były łzy zrozpaczonej matki. 

- Odzyskam ją skarbie. Odzyskam. – Usłyszałam wściekły głos Sasuke.

**
- Mam twoją córkę Uchiha. Jest śliczna. Dobrze, że urodę odziedziczyła po matce. – Jego parszywy głos śmiał mi się do słuchawki. – Co u twojego braciszka? Mam nadzieje, że wszystko dobrze. To byłaby wielka strata. – Przysięgam, zabiłbym faceta na miejscu. 

- Mam twoje pieniądze – odezwałem się. – Gdzie możemy się spotkać? – Naciskałem, próbując uspokoić ton głosu. Nie miałem zamiaru dać się porwać w jego irytujące gierki. 

- Fabryka przy Five Street. – usłyszałem w odpowiedzi. – Jeśli spadnie jej włos z głowy, rozszarpię cię – zagroziłem mu chcąc się rozłączyć. – Groźby do ciebie zupełnie nie pasują. – Znów się zaśmiał. 

**
Jej drobne ciało drżało z zimna i przerażenia. – Nie bój się. Zaraz wrócimy do domu – starałem się uspokoić córkę. Tłusty facet trzymał ją grubiańsko za ramię, nie zważając jak niedelikatnie to robi. Zacisnąłem gniewnie pięści, przenosząc wzrok na Tobiego. 

- Znów się spotykamy Sasuke Uchiha – na jego twarzy pojawił się ten sam parszywy uśmiech. 

- Puść moją córkę. To jej nie dotyczy – warknąłem, ściskając kopertę z gotówką. – Oczywiście, że nie. Nie mieszajmy w to dzieci. – Skinął gestem dłoni, by grubas uwolnił z uścisku Saradę. Zapłakana momentalnie pobiegła w moją stronę, wtulając się w prawe ramie. – Tatusiu – płakała.
Rzuciłem pieniądze na podłogę tuż pod nogi bruneta. – Interesy z tobą, to czysta przyjemność – podniósł pakunek szybko przeliczając zawartość. – Obym cię więcej nie widział – burknąłem, odwracając się do niego plecami. Błagałem bym nie musiał okładać go na oczach Sarady. 

- To wystarczy. Jednak takich twarzy się nie zapomina Sasuke. Pamiętaj. – Zaśmiał się, a ja starałem się zignorować jego słowne zaczepki. Przysięgam, że jeszcze kiedyś obiję jego szkaradną gębę. 

**
Od tego paskudnego dnia minęły dwa miesiące. Znów zaczynaliśmy poznawać się na nowo, a ja stopniowo odzyskiwałem zaufanie Sakury.

- Wróciłem .– Zmęczony przewiesiłem kurtkę na wieszaku. 

- Tato! – Na wejściu wyściskała mnie drobna dziewczynka, którą z radością uniosłem na ręce, udając przy tym startujący samolot. Jej perlisty śmiech był lekiem na wszelkie złe dni. 

- Witaj w domu Sasuke-kun. – Uśmiechnąłem się na widok mojej najcudowniejszej żony. Od tamtych wydarzeń co dzień powtarzam sobie jak wielki skarb mam obok siebie. Nigdy nie wyobrażałbym sobie życia bez tych dwóch kobiet. Są dla mnie powietrzem niezbędnym, by oddychać.  Przyłożyłem dwa palce do czoła swojej żony, by następnie złożyć namiętny pocałunek na jej rozgrzanych ustach.
Pukanie rozległo się po pomieszczeniu. Nie zdążyłem jeszcze ściągnąć butów, a do mojego mieszkania już się ktoś dobijał. 

- Itachi! Izumi! Wchodźcie! – krzyknęła Sakura, otwierając drzwi, a następnie odebrała płaszcz narzeczonej Itachiego. 

- Zostaw! – pouczył ją, odbierając odzież swojej kobiety. – To mój obowiązek. A ty powinnaś się oszczędzać.  Nosisz pod sercem mojego bratanka. – Uśmiechnął się do niej ciepło. 

- Choć raz Itachi ma rację. Usiądź, przyniosę herbatę – ponagliłem ją, przejmując inicjatywę. Ucałowałem ją w policzek, kosztując jeszcze odrobinę jej słodkiego smaku. Każda sekunda bez niej stawała się dla mnie męczarnią. Znów byliśmy w sobie tak niepoważnie zakochani. 

Całe życie będę wdzięczny bratu za to jak wiele mi ofiarował. Z jak wielkiego dna mnie wyciągnął. Nigdy mnie nie zawiódł i ja nie zamierzam go zawieść. Ponieważ dzięki niemu, odzyskałem swój wewnętrzny spokój i moją wspaniałą rodzinę, którą kocham nad życie.





___________________________________________________________
Mały dodatek ode mnie dla was! Mam nadzieję, że ta krótka jednopartówka przypadła wam do gustu! Relacje SasuSaku lekko odbiegają od przyjętych standardów. Piszcie w komentarzach jak odbieracie tego typu opowiadania ;)

Dziękuję Blue Bell za betowanie <3

4 komentarze:

  1. Yo Mordeczko!
    O tam dojrzałam, podziekowanie dla mnie, a w sumie mało co Ci tutaj pomogłam.

    TY JEDNAK juz wiesz, że ten pomysł mi sie bardzo spodobał. No i w cholerę długie Ci to wyszło xD
    Pomysł z zamianą ciał mega fajny! Inny taki! Oryginalny, bo ja jeszcze takiego SS NIE czytałam.

    Dzisiaj krótko:( Ale ja zawsze jestem
    I obserwuję! 😎

    Buźka:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję ;*

      Nareszcie coś dłuższego, żeby można było się zaczytać hah ;) Miałam nadzieję, aby nie był oklepany. Chyba się udało ? :>

      Usuń
  2. Kurcze, żeby nie było. Przeczytałam ale to było jakiś czas temu i nie umiem nic konstruktywnego napisać.
    Więc tylko dam znać, żebyś miała świadomość, że ktoś to czyta i pisanie ma sens ;)
    Oby tak dalej!
    Pozdrawiam i ściskam
    ~ Kropcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa! Na pewno się nie poddam i będę jeszcze dużo dużo pisać! :D

      Pozdrawiam buziaki - Pauly :*

      Usuń